Gospodarze finału LM czują się jak gość we własnym domu. Zazdroszczą Polakom

Jakub Balcerski
Słoweńcy w trakcie niedzielnego finału Ligi Mistrzów w Arenie Stozice w Lublanie będą się mogli poczuć, jak gość we własnym domu. I pomarzyć o własnej drużynie na miarę ZAKSY Kędzierzyn-Koźle - w końcu na boisku nie zobaczą ani jednego swojego zawodnika. Przekucie medali, które z największych imprez przywozi ich reprezentacja w sukcesy klubów w Europie wciąż brzmi jedynie, jak marzenie. I to bardzo trudne do spełnienia.

W Słowenii finał Ligi Mistrzów organizowany w Lublanie przez ostatnich kilka dni był najpopularniejszym wydarzeniem na stronie, gdzie można było nabyć bilety do Areny Stozice. Ostatecznie na kilka godzin przed spotkaniami Imoco Volley Conegliano z Vakifbankiem Stambuł i Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z Trentino zostało tylko kilkaset biletów, a w hali ma zasiąść co najmniej dziesięć tysięcy osób. To będzie święto siatkówki i Słoweńcy żałują tylko, że bez ich udziału. 

Zobacz wideo ZAKSA po przerwie odzyskała tytuł mistrza Polski. "Tajemnicą jest to, że ta drużyna ma świetną atmosferę"

Finał LM przyćmiony walką o tytuł piłkarzy. Słoweńcy jak goście we własnym domu

Finał w Stozicach w kraju zostanie przyćmiony przez inny finał. O 17:30 w Słowenii rozpoczną się dwa mecze najwyższej ligi piłkarskiej - 1. SNL - decydujące o mistrzostwie. Szanse na tytuł mają Maribor oraz Koper, a na razie wyżej w tabeli jest Maribor, z przewagą jednego punktu. Kibice pasjonujący się obiema dyscyplinami mają zatem trudny wybór, ale nie tylko dlatego kraj siatkarskich wicemistrzów Europy będzie się czuł w hali w Lublanie jak gość we własnym domu. 

Na boisku nie będzie ani jednego Słoweńca. Brakuje ich w kadrach zespołów, które wywalczyły awans do finałów rozgrywek, a ich siatkówka klubowa od lat nie jest na takim poziomie, żeby realnie myśleć o udziale w walce o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. "Niestety, nas pośród nich nie ma" - pisze o niedzielnym finale portal morel.si. Jedyny ślad słoweńskich powiązań z tegorocznymi najlepszymi drużynami rozgrywek to fakt, że mistrz Słowenii, Merkur Maribor w grupie rywalizował z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Przegrał jednak dwukrotnie 0:3. Podczas całej fazy grupowej nie ugrał zresztą ani jednego seta i odpadł w słabym stylu. 

Jeszcze dwanaście lat temu było Final Four. Teraz słoweńskie kluby w Europie znaczą niewiele

A jeszcze w 2010 roku było inaczej. ACH Volley Bled awansował wówczas do Final Four Ligi Mistrzów w Łodzi i choć przegrał półfinał z późniejszym zwycięzcą rozgrywek, Trentino, a w meczu o trzecie miejsce uległ PGE Skrze Bełchatów, to i tak był dumą słoweńskich kibiców. Wysoki, europejski poziom grania zespół jeszcze przez trzy lata. To w 2013 roku ostatni raz słoweński zespół wyszedł z grupy Ligi Mistrzów. 

W kolejnych latach siła najlepszego klubu w kraju - ACH Volley, który przeniósł się z Bledu do Lublany - bardzo spadła. Odeszli najlepsi zawodnicy, którzy dostali szansę w zagranicznych drużynach, klub nie miał już takich finansów, żeby ściągać w ich miejsce wartościowe zastępstwa, a talenty wychowywane w kraju nie miały potencjału na miarę podbicia Europy. To odbiło się oczywiście na poziomie całej ligi. Dziś Słoweńcy w klubowej siatkówce nie znaczą wiele. Swoją wartość udowadniają pojedynczy zawodnicy, ale całe drużyny o sukcesach na miarę tego, czego dokonał ACH dwanaście lat temu mogą na razie pomarzyć. Można powiedzieć, że Słoweńcy marzą o własnej ZAKS-ie.

"To potrwa. Ale Słowenia ma coraz więcej młodych zawodników, którzy powinni się tu rozwijać"

- Czy ten marazm się zmieni? Na pewno nie od razu, to potrwa - mówi nam dziennikarz słoweńskiego radia Val 202, Bostjan Rebersak. - ACH stara się odbudować. W zeszłym roku w dziwnych okolicznościach przegrali walkę o mistrzostwo kraju, co sprawiło, że zagrali w Pucharze Challenge, a nie w Lidze Mistrzów. I może to paradoksalnie lepiej, bo dotarli w nim do półfinału, w którym późniejszy zwycięzca rozgrywek, Narbonne Volley z Francji, był od nich lepszy dopiero po złotym secie. Czyli można powiedzieć, że byli nawet blisko zdobycia europejskiego pucharu - przytacza.

- Wiadomo jednak, że nawet gdy w przyszłym sezonie zawodnicy ACH wrócą do Ligi Mistrzów jako tegoroczny mistrz kraju, to nie będzie im łatwo. Ale Słowenia ma coraz więcej młodych zawodników, którzy powinni się tu rozwijać, więc być może powoli stworzy się tu zespół na miarę europejskich sukcesów - ocenia Rebersak. 

Największa nadzieja słoweńskiej siatkówki już marzy o sukcesie na MŚ. "Największy cel"

Słoweńcy marzą, żeby w końcu przekuć siłę reprezentacji w kluby. Są w końcu wicemistrzami Europy z 2019 i 2021 roku, siódmym krajem rankingu Międzynarodowej Federacji Siatkówki (FIVB) i współgospodarzem tegorocznych mistrzostw świata. - Jasne, że chcielibyśmy wypaść na nich dobrze. To dla każdego dodatkowa motywacja. Dwa lata temu było mi trochę przykro, że jeszcze nie zdołałem załapać się do kadry na mistrzostwa Europy, gdzie Słowenia zdobyła srebro, rok temu, gdy powtórzyliśmy ten wynik, nie grałem zbyt wiele. Teraz największym celem w naszych głowach będzie właśnie domowy mundial - mówi Sport.pl Rok Mozić, zawodnik Calzedonii Werona i jedna z największych nadziei słoweńskiej siatkówki. - Pewnie, że chciałbym grać więcej w kadrze. Muszę odpowiednio pokazać się trenerowi, wskazać, w których elementach warto mnie zawrzeć w składzie - dodaje.

A przed słoweńską kadrą rok małej przemiany: Alberto Giulianiego zastąpił Mark Lebedew, który nie ma w zamyśle rewolucji w składzie, ale chce wprowadzić swoje myślenie i pomysł na drużynę. - Nie ma w tym wielkiej filozofii. W końcu i tak chcemy po prostu wykorzystać pełny potencjał zawodników. Każdy trener ma jednak swoje pomysły, ja wdrożę własne - mówi Sport.pl Australijczyk. I w taki sposób po konsultacji z całym zespołem do kadry wrócił Mitja Gasparini, z którym nie rozumiał się trener Giuliani. A i Lebedew i zawodnicy podkreślają, że to kluczowy zawodnik w całej układance. Ma pomóc poprowadzić zespół do sukcesów jeszcze większych niż te z ostatnich lat.

Choć w Stozicach podczas finału Ligi Mistrzów nie zagra żaden Słoweniec, gospodarze nastawiają się na mistrzostwa świata, kiedy hala wypełni się kibicami wspierającymi głośnym dopingiem kadrę Lebedewa szukającą pierwszego sukcesu na MŚ w historii. Kilka tysięcy słoweńskich fanów siatkówki będzie w hali w Lublanie oczywiście także w niedzielę i podobno są bardzo podzieleni w kwestii wskazania zwycięzcy. Raczej tego unikają, podobnie jak dziennikarze. Poproszony przez nas Bostjan Rebersak decyduje się jednak wskazać na 3:1 dla Trentino. Pozostaje nam wierzyć, że się pomyli, a kibice ZAKSY, których na ulicach Lublany słychać całą niedzielę, w ten sam sposób będą mogli się cieszyć po meczu. 

Spotkanie Imoco Volley Conegliano z Joanną Wołosz w składzie przeciwko Vakifbankowi Stambuł zaplanowano na godzinę 18:00. Finał ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i Trentino rozpocznie się trzy godziny później. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.