• Link został skopiowany

Marcin Możdżonek wylądował w III lidze. "To była oczywista oczywistość. Mamy potencjał"

- Byłem w rozterce. Myślałem, czy może spróbować gdzieś się zahaczyć, pokazać, że jeszcze potrafię. Ale gra w III lidze udowodniła mi, że decyzja o końcu kariery była słuszna - mówi Sport.pl Marcin Możdżonek, który po dwóch latach wznowił siatkarską karierę. Ale tylko na chwilę.
Marcin Możdżonek
Shizuo Kambayashi (AP Photo/Shizuo Kambayashi)

Marcin Możdżonek latem 2020 r. ogłosił zakończenie kariery, ale niedawno wrócił na parkiet. Tyle że 37-letni środkowy, mistrz świata z 2014 r., ekstraklasę zamienił na III ligę i pomaga teraz AZS UWM Olsztyn w walce o awans. Nieustannie śledzi też, co dzieje się w reprezentacji Polski oraz zmaganiach klubowych.

Zobacz wideo W Polsce szykuje się siatkarskie święto. Premier ogłosił, że nasz kraj przejmie organizację mistrzostw świata zamiast Rosji

Agnieszka Niedziałek: Długo się pan zastanawiał nad powrotem ze sportowej emerytury?

Marcin Możdżonek: To była oczywista oczywistość. Trenerzy Paweł Borkowski i będący legendą olszyńskiej siatkówki Andrzej Grygołowicz zapytali, czy nie pomógłbym w awansie do II ligi. Powiedziałem, że mogę rozpocząć przygotowania od stycznia i wskoczyć na końcówkę sezonu, bo wcześniej po prostu nie dam rady. Cały czas mam dużo zajęć. Zgodzili się.

Przygotowałem się tak, żeby nie zrobić krzywdy sobie i innym. I jakoś to nawet wygląda. Wygraliśmy rundę zasadniczą, nie tracąc seta. Drużyna ma potencjał, jest w niej mnóstwo młodych chłopaków - silnych, szybkich, wyskakanych, pełnych świeżości i wigoru. Czyli tego, czego ja już nie mam jako siatkarski dziadek. W turnieju półfinałowym były już trochę trudniejsze mecze, ale w sumie straciliśmy tylko jednego seta i w najbliższy weekend walczymy już o awans.

Jak wyglądały pańskie przygotowania do powrotu?

- Były bardzo indywidualne. Chodziłem na siłownię trzy razy w tygodniu, żeby wrócić do jakiejkolwiek tężyzny fizycznej i wytrzymać trudy grania. Byłem raptem na trzech treningach, ale mimo to pod względem siatkarskim nie jest tak źle. Z tym jest trochę jak z jazdą na rowerze.

Jak przyjęli pana koledzy z drużyny? Widać było, że mają respekt? Mówili "dzień dobry"?

- Nikt tego od nich nie wymagał. Choć jest tam nawet jeden 17-latek, a więc bardzo młody człowiek. Jest bardzo sympatycznie. Koledzy bardzo się starają na treningach. Czasem spytają o jakąś radę. Jestem tam, by im pomóc, a nie po to, żeby za nich wykonywać pewne zadania. To się udało zrobić na ostatnim turnieju. Mieliśmy trudny mecz i raz nawet krzyknąłem, coś doradziłem, zmieniliśmy obraz gry i zaczęliśmy po prostu lepiej się spisywać.

Czyli jest pan też nieco dodatkowym trenerem?

- Trochę tak, ale też nie chcę wchodzić w kompetencje szkoleniowców. Choć mam od nich pozwolenie na to, żeby czasem zwrócić uwagę młodszym kolegom.

Ten powrót traktuje pan jako przygodę i zabawę siatkówką czy może bardziej chodziło o poczucie znów smaku sportowej rywalizacji?

- Tylko na zasadzie przygody, sprawdzenia się. Być może też chęć pożegnania, bo zawsze chciałem skończyć karierę w macierzystym klubie. I to chyba się właśnie dokonuje.

Mistrz świata, który ma za sobą wiele lat gry w PlusLidze, nie czuje się trochę dziwnie podczas meczów III ligi?

- Nie ma to dla mnie znaczenia. Mam określone zadania na boisku i na nich się koncentruję. Celem jest awans i na tym się skupiamy. Nie próbujmy tego ważyć, kładąc na drugiej szali finał mistrzostw świata, nie o to w tym chodzi.

Jest szansa, że w przypadku awansu przedłuży pan okres powrotu do gry?

- Nie, nie, nie. Dla mnie to absolutnie tyle. Nie mam czasu na trenowanie. Mam za dużo zajęć, by to pogodzić. Dwa to kwestia zdrowia. Moja noga, która jest po dwóch operacjach, może pracować już tylko w określonych ramach czasowych.

Ogłaszając dwa lata temu pożegnanie z siatkówką, brał pan pod uwagę powrót, czy to miał być definitywny koniec?

- Byłem w rozterce. Myślałem: "a może jednak jeszcze spróbować? Może jeszcze gdzieś się zahaczyć i spróbować grać? Pokazać, że jeszcze potrafię". Ale turnieje i gra w III lidze udowodniły mi ponad wszelką wątpliwość, że decyzja była słuszna. Nie wytrzymałbym nawet pół sezonu profesjonalnego, codziennego trenowania.

- Kibice zareagowali na pana powrót do gry?

- Dostałem mnóstwo pozytywnych komentarzy... oraz tych negatywnych. Jak to w sporcie i życiu bywa. Koledzy też się odezwali i pożartowali - jak przystało na znajomych.

Niektórzy z pana kolegów wciąż grają w reprezentacji Polski. Niedawno poznaliśmy pierwsze powołania Nikoli Grbica w roli trenera biało-czerwonych. Zdziwiła pana nieobecność Fabiana Drzyzgi?

- Nie ma go w kadrze na Ligę Narodów, ale to, czy nie będzie go również w gronie powołanych na mistrzostwa świata, chyba nie jest jeszcze do końca powiedziane. Wszystko może się wydarzyć. Paweł Zagumny też w 2014 r. przed mistrzostwami świata nie brał udziału w Lidze Światowej. Ja również w niej wtedy nie grałem, bo leczyłem kontuzję barku, a w mistrzostwach obaj później wystąpiliśmy. Nie jest więc jeszcze przesądzone, że Fabiana nie może tam być.

Rozpoczyna się nowy etap w reprezentacji, skończył się cykl olimpijski. Zmiana trenera i ewolucja - a nie rewolucja - w szatni. To naturalna kolej rzeczy. Cieszmy się, że mamy z kogo wybierać, że mamy po kogo sięgać przy tej ewolucji i że mamy tak szeroką piramidę na samym dole, gdzie są siatkarze, po których można sięgać do reprezentacji Polski. Inne reprezentacje mogą nam tego zazdrościć. I niech Nikola Grbić buduje tę drużynę.

Ja patrzę na to w ten sposób, że on buduje drużynę na 2024 r. Czasu jest mało, bo ma bardzo młodych chłopców, więc musi ich jak najbardziej ogrywać. Bo oni mają jakość i duży potencjał, ale też młode, gorące głowy, które trzeba schłodzić liczbą meczów. Żeby nabrali doświadczenia i okrzepli.

Podobno Serb widział w kadrze Piotra Nowakowskiego, ale ten uznał, że już pora kończyć.

- Jeśli tak zrobił, to chyba słusznie. Piotrek swoje lata ma. Ze zdrowiem już nie jest za wesoło w tym wieku, rozegrał sporo meczów. Jest najbardziej utytułowanym ze obecnych kadrowiczów, nawet nie wiem, ile ma medali na szyi, a one trochę ważą. Skoro tak uznał, to tym bardziej szanuję tę decyzję. On najlepiej wie, kiedy powinien się pożegnać.

Choć wydaje się, że szkoda, iż nie poczekał do mistrzostw świata. Zwłaszcza że odbędą się częściowo w Polsce.

- To tak nie wygląda. Można byłoby tak zapewne co roku mówić i odwlekać decyzję. Nie chcę wypowiadać się za Piotrka, ale ja bym pewnie tak miał, że myślałbym: "a, może jeszcze zaczekam". Najtrudniej powiedzieć sobie "dość", kiedy jest dobrze. Piotrek skończył chyba w dobrym momencie.

Poza nim w ostatnim czasie pożegnali się z kadrą także Michał Kubiak, Dawid Konarski i Damian Wojtaszek.

- Pewna era się kończy, a zaczyna się nowa - pod wodzą Norberta Hubera, Olka Śliwki czy Marcina Janusza. Obserwujmy ich i kibicujmy im. Ja będę to robił.

W PlusLidze wieczorem zostanie wyłoniony ostatni półfinalista. W Jastrzębskim Węglu było niedawno małe trzęsienie ziemi…

- Oni mają swoje problemy, co odbiło się na ich grze. Myślę, że tu nie będzie niespodzianki i awansują do czwórki.

Decyzja o odsunięciu trenera Andrei Gardiniego była dobrym ruchem w trakcie walki w ćwierćfinale?

- Zespół wygrał następne spotkanie, więc chyba tak. Zobaczymy, jaki będzie to miało wpływ na dalszą grę.

Piąty sezon z rzędu w strefie medalowej nie będzie Asseco Resovii, której był pan siatkarzem. Rzeszowski klub co roku wydawał dużo na transfery i pozyskiwał zawodników z uznanymi nazwiskami, ale nie daje to efektu w postaci medalu. Widzi pan światełko w tunelu?

- Chyba kibice Resovii, jak i wszyscy fani siatkówki, widzą to światełko co roku, które potem jednak okazuje się pociągiem zwanym PlusLigą, a nie wyjściem. Tylko tak mogę to skomentować.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: