Dołączamy do siatkarskich gigantów. Polska może budzić strach

Jakub Balcerski
Broniąca trofeum siatkarskiej Ligi Mistrzów ZAKSA Kędzierzyn-Koźle już napisała piękną historię, awansując do finału po raz drugi z rzędu. W nim, przeciwko włoskiemu Trentino, zagra nie tylko dla siebie, lecz także dla wciąż rosnącej polskiej siatkówki. Kluby PlusLigi długo kłaniały się przed gigantami z Rosji i Włoch, ale już im dorównują. Teraz to one mogą budzić strach w oczach wielkich rywali.

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała 3:2 (25:15, 25:21, 24:26, 21:25, 15:11) Jastrzębski Węgiel w rewanżowym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów i powalczy o obronę tytułu wywalczonego rok wcześniej. To oczywiście przede wszystkim sukces samego klubu, ale także potwierdzenie świetnego okresu polskiej siatkówki

Zobacz wideo Spacerek ZAKSY. Obrońca tytułu łatwo awansował do finału Ligi Mistrzów

Tak mocna polska siatkówka klubowa nie była jeszcze nigdy. "Liga się wzmacnia"

- Zacieram ręce - mówił nam jeszcze przed "polskim półfinałem" w Lidze Mistrzów Krzysztof Ignaczak. Były libero reprezentacji Polski brał udział w ostatnim takim meczu: Asseco Resovii z PGE Skrą Bełchatów siedem lat temu. Wtedy lepsza była Resovia, ale w finale i tak przegrała z Zenitem Kazań. - Cieszę się, że polska drużyna kolejny raz dotarła do finału, bo to wielki sukces polskiej siatkówki. Znów mamy w lidze dwa zespoły, które potrafiły wejść na najwyższy poziom w Europie: jeszcze niedawno była to Skra z Asseco Resovią, teraz mamy powtórkę z rozrywki z innymi bohaterami. To pokazuje, że liga trzyma wysoki poziom, że się wzmacnia - tłumaczył Sport.pl Ignaczak

ZAKSIE i Jastrzębskiemu na awans do finału były siatkarz dawał równe szanse. Jednak dwumecz okazał się jednostronny. Oba mecze wygrała ZAKSA, najpierw rozbijając jastrzębian na wyjeździe 3:0, a potem zapewniając sobie awans do finału już po dwóch setach wygranego 3:2 rewanżu w Kędzierzynie. Należą jej się pochwały za utrzymanie wysokiego poziomu od triumfu w Lidze Mistrzów w zeszłym sezonie, pomimo zmian w składzie czy sztabie trenerskim. Ale docenić należy także pokonanych.

Bo awans Jastrzębskiego Węgla do półfinału to także wielki wyczyn. Oczywiście, w bezpośredniej walce z ZAKSĄ, przy chorobach i urazach kluczowych zawodników, a także kosmicznemu poziomowi gry rywali, jastrzębianie nie mieli szans na finał. I tak zapewnili jednak polskim kibicom coś, o czym jeszcze niedawno mogli tylko pomarzyć. Wydaje się, że Polska jeszcze nigdy nie miała dwóch zespołów z tak wielkimi szansami na triumf w tych rozgrywkach. 

Hegemonia Rosji i Włoch przerwana? Do niedawna nie byłoby na to szans

Drugie zwycięstwo w Lidze Mistrzów z rzędu byłoby napisaniem nowego rozdziału w historii polskiej siatkówki. Już pierwszy triumf ZAKSY był rozpatrywany w kategoriach czegoś wielkiego. Niektórzy mówili, że trzeba się nim nacieszyć, bo może szybko się nie powtórzyć. W końcu wcześniej najważniejsze klubowe rozgrywki w Europie wygrywał tylko Płomień Milowice, 44 lata temu. Tymczasem okazuje się, że wygrany finał w Weronie mógł być tylko wstępem do przepięknej historii ZAKSY i Polski w Europie. 

W erze Ligi Mistrzów tylko dwa kraje miały swoje drużyny w dwóch kolejnych finałach Ligi Mistrzów - Rosja i Włochy. W latach 2003-04 wygrywał Lokomotiw-Biełogorje Biełgorod, potem w latach 2010-11 Trentino, a później aż cztery razy z rzędu triumfował Zenit Kazań - od 2015 do 2018 roku. Do zeszłego sezonu od 1982 roku zaledwie trzy razy zwyciężała drużyna spoza Rosji i Włoch. Ich hegemonię, która rozpoczęła się jeszcze w latach 80. i erze Pucharu Europy Mistrzów Klubowych, przerywały tylko pojedyncze wygrane niemieckich i francuskich drużyn - Paris Volley, Tours VB i VfB Friedrichshafen. 

To dlatego druga wygrana ZAKSY byłaby tak ważna i wyjątkowa. Może wreszcie czas przestać uważać ligi rosyjską i włoską za o wiele silniejszą od polskiej? Wydaje się, że mamy wszystko, żeby dołączyć do tańca siatkarskich gigantów. Do tej pory staliśmy na tej imprezie podparci o parapet, obserwując parkiet. Teraz możemy go przejąć.

W Rosji skutki inwazji na Ukrainę mogą sprawić, że prestiż rozgrywek zniknie sam. We Włoszech wciąż gra więcej gwiazd niż w Polsce i płaci się im większe pieniądze - w półfinałach Włosi też zresztą mieli dwie drużyny. Ale w ostatnich miesiącach coraz częściej muszą znosić odpadnięcia z rozgrywek i obawiać się meczów z drużynami z PlusLigi. Jeszcze niedawno to polskie zespoły były skreślane przed rywalizacją z włoskimi gigantami. Dziś nie ma już o tym mowy. 

Świderski: Czemu nie walczyć o wygraną we wszystkich europejskich rozgrywkach? Stać nas na to

- Polska siatkówka mocno i fajnie się rozwija, to prawda. Jestem dumny, że w europejskich rozgrywkach na praktycznie każdym szczeblu potrafimy się dobrze zaprezentować, walczyć o najwyższe cele. To pokazuje poziom naszych rozgrywek, ale także to, jak prowadzimy szkolenie i jaką pozycję zyskuje PlusLiga. Tu nie przychodzą tylko zawodnicy uzupełniający składy, a tacy, którzy stanowią o ich sile - przekonuje w rozmowie ze Sport.pl prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Sebastian Świderski

- Bierzmy też pod uwagę rankingi. Dla mnie ważny pozostaje fakt, że zaraz możemy mieć pięć, a nie cztery polskie zespoły w europejskich pucharach, bo zyskujemy w rankingu CEV. I wydaje mi się, że to może być dobry krok, bo mamy na tyle dużo drużyn, żeby kolejna też mogła sobie radzić w Europie, nawet jeśli tylko w Pucharze Challenge [trzeci poziom rozgrywek w Europie, po Lidze Mistrzów i Pucharze CEV - red.]. Czemu nie walczyć o zdobycie wszystkich tych trofeów? Myślę, że nas na to stać. To ważna ścieżka do rozwoju także dla kolejnych klubów - uważa Świderski. 

Polska jest liderem najnowszego rankingu CEV z 8 kwietnia i jeśli ZAKSA powtórzyłaby sukces z zeszłego sezonu, wygrywając Ligę Mistrzów, to faktycznie można liczyć na przyznanie drużynom z PlusLigi aż pięciu miejsc w europejskich pucharach. To także efekt osiągnięcia półfinału LM przez Jastrzębski Węgiel i dojścia do półfinału Pucharu CEV przez PGE Skrę Bełchatów. 

"Pamiętajmy, że silna liga buduje silną reprezentację"

- Jesteśmy na dobrej drodze, żeby się rozwijać. Widać, że wzmacniamy jakość naszej siatkówki. Bo pamiętajmy, że silna liga buduje silną reprezentację - dodaje Świderski. I ten fragment wypowiedzi prezesa też ma już pokrycie w rzeczywistości w przypadku ZAKSY. W zeszłym sezonie ogniwami zespołu przeniesionymi do reprezentacji zostali Kamil Semeniuk i Łukasz Kaczmarek. Może nie odegrali w niej kluczowej roli podczas mistrzostw Europy i igrzysk olimpijskich, ale nikt nie powinien mieć wątpliwości, że czas, gdy będą w niej ważnymi, a może nawet najważniejszymi postaciami, jeszcze przyjdzie. 

Podobnie teraz może być z Marcinem Januszem. Rozgrywający stał się mózgiem kolejnego sukcesu kędzierzynian i nowy trener reprezentacji Nikola Grbić będzie musiał się zastanowić, jak widzi hierarchię zawodników na tej pozycji. Janusz już stał się sporym rywalem dla Fabiana Drzyzgi, który do tej pory był pierwszym rozgrywającym kadry za czasów Vitala Heynena, i z pewnością rozgrywający ZAKSY dostanie więcej szans niż u Belga. Zasłużył sobie na to, a Polska może na tym ruchu tylko skorzystać. Zawodników będzie napędzać wzajemna rywalizacja, a Grbić zyska kilka wariantów ustawień do przygotowania na nadchodzący sezon. Warto zdać sobie sprawę, że w przypadku sukcesów kolejnych drużyn tak może być z każdą pozycją w reprezentacji. Dlatego tak wiele znaczą.

Z polską siatkówką klubową jeszcze nigdy nie było tak dobrze, ale sukcesy ZAKSY, czy Jastrzębskiego Węgla nie muszą być okazją do jedynie chwilowej radości. To szansa do zbudowania w Polsce wielopoziomowej siatkarskiej potęgi. Reprezentacja już taką jest - tu nie mamy wątpliwości. Ale kluby przez wiele lat nie dostarczały kibicom podobnej radości. Na triumfy zawsze trzeba było czekać do lata i wczesnej jesieni, czyli do sezonu reprezentacyjnego. Teraz piękna potrafi być już i wiosna.

Oby 22 maja w Ljubljanie było tak pięknie, jak rok temu w Weronie.

Więcej o: