Co za lanie! Wielki gigant rozniesiony na strzępy w Lidze Mistrzów. O krok od polskiego półfinału

Jakub Balcerski
Jastrzębski Węgiel rozgromił Cucinę Lube Civitanova 3:0 (25:22, 25:23, 25:19)! Włoski zespół poległ na własnym parkiecie i jest na kolanach po pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów. Po takiej klęsce musi liczyć na cud przed rewanżem.

Dożyliśmy pięknych czasów polskiej siatkówki klubowej. Rok temu Ligę Mistrzów w niezwykłym stylu, ogrywając wszystkich największych, wygrała Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle. W tym sezonie jest chyba jeszcze lepiej: ZAKSA, a do tego Jastrzębski Węgiel idą jak po swoje i są coraz bliżej zapewnienia Polsce miejsca w finale rozgrywek drugi raz z rzędu. Do tego Developres Bella Dolina Rzeszów historycznie ograł Vakifbank Stambuł i stoi przed szansą na wyrzucenie klubowego mistrza świata z Ligi Mistrzyń. I to wszystko naprawdę nie jest snem!

Zobacz wideo Puchar Polski siatkarzy w cieniu w wydarzeń w Ukrainie. "Nie wyobrażam sobie, żebyśmy grali z rosyjską drużyną"

Jastrzębski zaprezentował boiskowy artyzm. Lube ograne w trzech setach

We wtorek Jastrzębski Węgiel dokonał jednak czegoś niewiarygodnego. Może już wyobrażalnego po tym, jak w zeszłym sezonie przeciwko Cucine Lube Civitanova prezentowała się ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, ale wciąż wielkiego. Polski zespół ograł jednak włoskiego giganta w trzech setach, co nie udało się nawet drużynie Nikoli Grbicia w zeszłym sezonie. Cóż to było za lanie!

Zawodnicy Andrei Gardiniego urządzili sobie we Włoszech potańcówkę tylko dla jednej drużyny. Nawet nie zaprosili Lube na parkiet, choć to był ich domowy mecz. Wygrali w setach do 22, 23 i 19! Radość polskiego zespołu po meczu to chwila, której fani siatkówki we Włoszech nie zapomną długo, albo wręcz nigdy. Jastrzębianie wybili im zwycięstwo z głów tak wcześnie, że żaden z zawodników Lube pewnie nie zdążył o nim nawet pomyśleć. Choć to Włosi byli stawiani w roli faworyta przed spotkaniem, jastrzębianie zagrali więcej niż świetnie - to był boiskowy artyzm. Momentami uderzali tak silnie, że piłka tylko losowo odbijała się od kolejnych zawodników rywala. Nie wiedzieli, co się dzieje.

Macyra zablokował Simona. Tak Jastrzębski zyskał kontrolę nad włoskim gigantem

W pierwszej partii głównym wydarzeniem - jak to często bywa w meczach przeciwko Lube - był blok na Robertlandym Simonie. Mierzący 206 centymetrów środkowy z Kuby już w drugiej akcji meczu nie przebił się przez blok postawiony przez Jakuba Macyrę (202 cm wzrostu), który jeszcze rok temu nie grał nawet na poziomie PlusLigi.

Przez większość seta Jastrzębski miał sporą, momentami nawet 4-5-punktową przewagę. Groźnie zrobiło się w końcówce, gdy zaczął ją tracić, a Lube wyrównało na 19:19. Ostatecznie to Polacy wrócili jednak do kontroli nad setem i spotkaniem. Wygrali go do 22. Ktoś powie, że to niewielka różnica. Z Lube każda różnica inna niż set wygrany na przewagi jeszcze niedawno byłaby dla polskiego klubu nobilitacją niemalże wyższą niż medal PlusLigi. A Jastrzębski Węgiel tak zyskał kontrolę, której nie stracił do końca meczu.

Nazwiska w Lube nie miały znaczenia. Rozniesieni na strzępy

Drugiego seta lepiej rozpoczęło Lube, ale nie potrafiło osiągnąć wyższej przewagi niż dwa punkty. Przy stanie 12:11 jastrzębianie objęli prowadzenie, którego nie oddali już do końca partii, choć Włosi do końca starali się nie odpuszczać. Ostatecznie zespół Gardiniego ograł ich 25:23. 

Inteligentna gra Tomasza Fornala, uderzenia Trevora Clevenota, a zwłaszcza Jana Hadravy, czy podbicia w obronie Jakuba Popiwczaka, a także ten genialny umysł generała Benjamina Toniuttiego - to wszystko sprawiało, że nazwiska takie, jak wspomniany Simon, Iwan Zajcew, Ricardo Lucarelli, czy Marlon Yant Herrera nie miały żadnego znaczenia. Jastrzębski Węgiel rozniósł Lube na strzępy. Zwłaszcza ostatnią partią wygraną do 19.

Miny Blenginiego symbolem porażki Lube. Tak traci się pracę we Włoszech

Najbardziej wymowny obrazek całego meczu? Przebitki realizatora transmisji ze spotkania na trenera Lube, Gianlorenzo Blenginiego. Jego mina w ostatnim secie już w ogóle się nie zmieniała. Nie miał pojęcia, co zrobić, żeby pokonać Jastrzębski. Był bliski załamania, już ledwo miał siłę patrzeć na boisko. Na jednej z przerw na żądanie wyglądał, jakby mówił swoim zawodnikom, że ma ich już dość. 

Po takich meczach we Włoszech traci się przecież pracę. Bo tam prezesi są bardzo niecierpliwi i często po takich klęskach nie wytrzymują. Trudno się jednak dziwić: Lube przegrywa w lidze, gdzie konkurencji nie ma Sir Safety Perugia, nie zdobyło Pucharu Włoch, a teraz jest pod ścianą w Lidze Mistrzów

Tak z wielkim Lube w Europie nie wygrywał praktycznie nikt

Zresztą: ostatni raz Lube przegrało mecz 0:3 w półfinale Ligi Mistrzów sezonu 2015/2016, kiedy do finału rozgrywek weszło Trentino. A zwycięstwo Jastrzębskiego Węgla można porównać chyba tylko do wygranej PGE Skry Bełchatów z lutego 2015 roku, gdy polski zespół też ograł Włochów w trzech setach, w tym w jednym do zaledwie 13 punktów.

To było jednak przed erą największych sukcesów klubu - pięcioma medalami mistrzostw Włoch z rzędu, trzema scudetto i wygraną Ligą Mistrzów w 2019 roku. Powiedzmy to sobie wprost: z Lube-gigantem nikt nie wygrywał w tak imponującym stylu, jak Jastrzębski Węgiel. Niech to będzie największym świadectwem jego obecnej siły. 

Polska walka o finał? Już o krok. "Polski mecz byłby czymś świetnym"

- Porażka? Na razie nie ma takiego scenariusza. Losowanie jest trudne i wiadomo, że odpadnięcie z Lube byłoby wytłumaczalne. Ale nie chcemy szukać wymówek. Postaramy się zagrać na takim poziomie, że nawet jeśli nie wejdziemy do najlepszej czwórki, to nie przyniesiemy wstydu. W Lidze Mistrzów gra się zresztą po to, żeby takich gigantów ogrywać. Tylko tak można walczyć o główne trofeum - mówił nam po losowaniu ćwierćfinałów Ligi Mistrzów Adam Gorol. Prezesowi Jastrzębskiego Węgla trzeba zatem pogratulować.

I życzyć polskiego półfinału, bo jeśli Jastrzębski Węgiel wejdzie do kolejnej fazy rozgrywek po wyrzuceniu Lube, to zagra z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Ta do walki o finał weszła bez gry z Dynamem Moskwa - po walkowerze przyznanym ze względu na rosyjską inwazję na Ukrainę. 

- Chyba dobrze się stało, bo dzięki temu jest szansa, że dwie polskie drużyny będą w półfinale, a to daje nam też zapewniony finał. Nie wybiegamy jednak tak daleko w przyszłość i koncentrujemy się na Lube. Choć wiadomo: polski mecz w półfinale byłby czymś świetnym - mówił nam Gorol. Teraz takiego scenariusza - jakże pięknego dla polskiego kibica - jest już naprawdę blisko.

Więcej o:
Copyright © Agora SA