Kompromitacja polskiej drużyny w Lidze Mistrzów! Trzeci raz z rzędu. Wielki wstyd

Jakub Balcerski
Projekt Warszawa jest bliski odpadnięcia z Ligi Mistrzów po fazie grupowej trzeci raz z rzędu. Klub z PlusLigi kolejny raz kompromituje się klęską w tych rozgrywkach pomimo hucznych zapowiedzi "bycia dumą stolicy Polski w Europie". Może pora przyznać, że po porażce 1:3 z Ziraatem Bankasi Ankara styl, w jakim zespół powoli żegna się z Ligą Mistrzów można nazwać tylko wstydem?

Dwa lata temu był blamaż w Portugalii, przez który ówczesna Verva Warszawa ORLEN Paliwa nie nawiązała nawet kontaktu w walce o awans z fazy grupowej. Rok temu feralny przegrany tie-break z Kuzbassem Kemerowo w kuriozalnych okolicznościach i brak awansu do ćwierćfinału przez cztery małe punkty. I teraz dwie porażki ze słabszym na papierze, ale dużo lepiej radzącym sobie na boisku Ziraatem Bankasi Ankara.

Zobacz wideo "Mam nadzieję, że Grbić porwie chłopaków do walki o najwyższe cele"

To lista katastrof Projektu Warszawa w siatkarskiej Lidze Mistrzów. I lista wstydu, bo w każdej z tych sytuacji były wielkie zapowiedzi, nadzieje na dalszą grę w Europie i fatalne, naznaczone porażką zakończenie historii.

Katastrofa Projektu Warszawa. Bolesna porażka w Ankarze. Kolejna klęska w Lidze Mistrzów coraz bliżej

To już przestaje być śmieszne. We wtorek Projekt Warszawa grał mecz o życie w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów CEV. Musiał wygrać, najlepiej za trzy punkty, żeby rzeczywiście liczyć się w walce o awans do ćwierćfinału rozgrywek. Przed spotkaniem był na trzeciej pozycji w tabeli grupy z tylko jednym zdobytym punktem po dwóch spotkaniach. Do dalszej fazy awansuje zwycięzca grupy i trzy najlepsze drużyny z drugich miejsc. Porażka oznaczała, że Polacy zachowają jedynie matematyczne szanse na wyjście z grupy. 

I teraz faktycznie mogą już tylko wziąć w ręce kalkulatory. Albo przyznać, że trzeci sezon z rzędu odpuścili walkę o swoją szansę zaistnienia w Europie i w katastrofalny sposób ją zaprzepaścili. Mogą się tłumaczyć niedawnymi problemami z zakażeniami koronawirusem, problemami z bardzo długą podróżą do Turcji (śnieg zasypał tamtejsze lotniska, przez co dotarcie do Ankary wydłużyło się dla warszawian o kilka godzin - przyp.), czy brakami kadrowymi podczas treningów i meczów w ostatnim czasie. Jednak rzecz w tym, że ich rywale jeszcze w poniedziałek także nie wiedzieli, w jakim składzie przystąpią do spotkania. Okazało się, że w pełnym, ale czasu na zgranie nie mieli w ogóle.

Ich to nie obchodziło. Zagrali świetny mecz i choć na papierze nie byli faworytem, to ograli Projekt po raz drugi. Już w Warszawie Turcy zaskoczyli wygraną w czterech setach, a u siebie dokonali tego samego - wygrali 3:1 (25:17, 17:25, 25:18, 25:18). Moment słabości mieli tylko w drugiej partii i choć Projekt wtedy potrafił wykorzystać ich słabości, sam nie utrzymał swojego poziomu gry, popełniał łatwe błędy i dał się ograć.

Projekt musi liczyć na cud. Wyjście z grupy już praktycznie niemożliwe

Nie warto szukać wymówek. Sytuacja Projektu jest katastrofalna, bo sami sobie na to zapracowali. Skąd niespodziewana porażka w Warszawie? Dlaczego w Turcji zabrakło woli walki? Czemu zawsze, gdy przychodziła porażka, ważniejsze od samego wyniku były okoliczności: błędy sędziów, sytuacja epidemiczna, czy kontuzje, które wszystkich dotykają podobnie? Teraz warszawianie są już praktycznie poza Ligą Mistrzów, choć do rozegrania mają o jeden mecz więcej od rywali z Ankary, czy Dynama Moskwy (ze względu na przesunięcie domowego meczu z Greenyardem Maaseik i rozegranie go w lutym w Belgii - przyp.).

Tabela grupy B siatkarskiej Ligi Mistrzów po meczu Ziraatu z Projektem:

  1. Ziraat Bankasi Ankara - 4 mecze - 3 wygrane - 9 punktów - 9:5 sety
  2. Dynamo Moskwa - 3 mecze - 3 wygrane - 8 punktów - 9:2 sety
  3. Projekt Warszawa - 3 mecze - 0 wygranych - 1 punkt - 4:9 sety
  4. Greenyard Maaseik - 2 mecze - 0 wygranych - 0 punktów - 0:6 sety

Jeśli chcą zachować szanse na awans do ćwierćfinału, musieliby do końca rywalizacji wygrać wszystkie trzy mecze i liczyć, że Ziraat, lub Dynamo przegrają pozostałe własne spotkania. Wtedy mieliby trzy zwycięstwa (to one są pierwszym kryterium decydującym o kolejności drużyn, a następnymi liczba punktów, wyższy stosunek setów, wyższy stosunek małych punktów i na koniec bezpośrednie mecze - przyp.) i dziesięć punktów, a Turcy, czy Rosjanie pozostaliby trzema zwycięstwami i odpowiednio dziewięcioma, lub ośmioma punktami. Rywale byliby poza rozgrywkami. Jednak trzeba też pamiętać, że Dynamo na razie zagrało tylko trzy spotkania, a czwarte rozegra w środę z ostatnią drużyną grupy B, Greenyardem Maaseik. Jeśli wygra, Projekt straci szanse na wyprzedzenie Rosjan w tabeli, bo ci będą mieli już cztery wygrane i jedenaście punktów.

Nawet w przypadku zajęcia drugiego miejsca w tabeli grupy B nie wszystko zależałoby jeszcze od Projektu. Musieliby liczyć na to, że trzecia najlepsza drużyna spośród drugich miejsc nie przekroczy trzech zwycięstw oraz dziesięciu punktów. Czyli w skrócie: że ich nie wyprzedzi. Już w tym momencie, przy trzech rozegranych meczach u czterech najlepszych zespołów z drugich miejsc, trzecia z nich wygrała dwa mecze i zdobyła sześć punktów. A ma przed sobą jeszcze trzy mecze, więc może mieć nawet pięć wygranych i piętnaście punktów. 

Wydaje się, że wszystko może się rozstrzygnąć już w czwartej kolejce spotkań fazy grupowej Ligi Mistrzów. Projekt zagra wtedy z najsilniejszym w grupie Dynamem Moskwa u siebie. Spotkanie zaplanowano na 9 lutego o 20:30 na Torwarze w Warszawie i każdy inny wynik, niż wygrana za trzy punkty, pozbawi warszawian szans na awans. Zresztą, dzień wcześniej przeciwko Greenyardowi Maaseik zagra Ziraat Bankasi Ankara. Już wygrana Turków zaprzepaści szanse awansu Projektu, jeśli Ziraat i Dynamo Moskwa będą wówczas miały po cztery zwycięstwa. A to bardzo prawdopodobny scenariusz.

Projekt miał być dumą Warszawy. To już trzeci raz z rzędu, gdy trzeba się za niego wstydzić

Najgorszy w tym wszystkim jest styl, w jaki Projekt stracił wszystkie argumenty walki w Lidze Mistrzów. - Interesuje nas pójście w ślady ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i zawojowanie rynku europejskiego - mówił na początku sezonu PlusLigi w programie #7strefa Polsatu Sport dyrektor sportowy i wiceprezes zarządu Projektu Warszawa, Piotr Gacek. - To takie moje marzenie jako byłego zawodnika, żeby zaistnieć w Lidze Mistrzów. Chciałbym, żeby ta drużyna i stolica Polski, Warszawa mocno stała na nogach w tych rozgrywkach - zapewnił działacz. Już dziś możemy stwierdzić, że te ambicje pozostaną raczej jego niespełnionym pragnieniem. A za to, jak je zmarnowano, kibicom i mieszkańcom Warszawy przyjdzie się tylko wstydzić.

Takie zapowiedzi warszawski klub snuł już od trzech lat. W sezonie 2019/2020 przegrał na wyjeździe z Benfiką Lizbona 1:3, wystawiając w Portugalii rezerwowy skład i już w drugiej kolejce pogrzebał swoje szanse wyjścia z grupy, w której były jeszcze silne zespoły Tours VB i Sir Safety Perugii prowadzonej wówczas przez Vitala Heynena, już z Wilfredo Leonem w składzie. W zeszłej edycji Ligi Mistrzów do awansu zabrakło czterech małych punktów. Tak, nie punktów w tabeli, nie wygranych setów, a czterech małych punktów, które poprawiłyby ratio warszawian, które decydowało o tym, czy zajmą pierwsze miejsce w grupie, walcząc z Leo Shoes Modeną. Włosi podali im ten awans na złotej tacy, przegrywając swój ostatni mecz fazy grupowej, ale polski zespół nie skorzystał z tego prezentu. Przegrał 2:3 w tie-breaku z rosyjskim Kuzbassem Kemerowo, któremu to zwycięstwo nic ostatecznie nie dało. A wszystko to w przedziwnych okolicznościach i z kontuzją kluczowego zawodnika, Bartosza Kwolka po nadepnięciu na nogę kolegi z drużyny.

Zmiany w Warszawie? Anastasi ma odejść, bo kolejny raz zawiódł. Wszystko w rękach władz klubu

Do tych dwóch kompromitujących klęsk ołówkiem wpisać można już tę z 2022 roku. Za kilka dni Dynamo Moskwa, jak w szkolnym dzienniku, poprawi ten zapis długopisem. Będzie można pytać o wyciąganie wniosków i ewentualne ruchy kadrowe po takim blamażu. Choć może nie będzie to potrzebne? W ostatnich dniach "La Gazzetta dello Sport" podała bowiem, że trener warszawian, Andrea Anastasi po sezonie ma się wynieść ze stolicy i przenieść do Asseco Resovii Rzeszów. Potwierdzenia tych informacji na razie oczywiście próżno szukać, ale chyba nikogo nie zdziwiłoby już pozbycie się Włocha ze stanowiska trenera Projektu. Kolejny raz zawiódł tak, jak i cała drużyna. Trudno wierzyć, żeby w czwartym sezonie Anastasi miał się zmienić. Często podejmował złe decyzje, albo wstrzymywał odważne ruchy, które pomogłyby pobudzić źle układający się mecz. Nie wyglądał, jakby zależało mu na rozgrywkach, w których miał walczyć o wielki sukces swojego klubu.

Za taki można byłoby uważać nawet awans z grupy, w której Projekt nie był przecież skazany na porażkę. Sam, przy pomocy Anastasiego, wybrał sobie taką ścieżkę. I tylko od władz klubu zależy, czy w przyszłości dalej będą nią podążać i liczyć, że Włoch wreszcie skręci na tę właściwą, czy spróbują dokonać zmian i  przestać zawodzić kibiców i samych siebie. Ile można jeszcze wytrzymać marnowania szans w tak przykry sposób?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.