Sobotni mecz zapowiadał się na starcie niepokonanej, ale osłabionej nieobecnością Łukasza Kaczmarka i Wojciecha Żalińskiego ZAKSY z walczącym o sprawienie niespodzianki Projektem. Było mnóstwo dobrego, solidnego grania, ale w wyniku obyło się bez sensacji. To kędzierzynianie potwierdzili, że w Polsce mają niewielu rywali. A na razie żadnego, który byłby ich w stanie wybić ze zwycięskiego rytmu.
Nieobecność Kaczmarka odbiła się na skuteczności ataku ZAKSY. Grę musiał ciągnąć bardzo skuteczny na lewej stronie Aleksander Śliwka, ale już prawe skrzydło momentami nie istniało. Bardzo wolno w pierwszej partii napędzał się Bartłomiej Kluth.
A Projekt? Momentami wyglądał na dobrze zaprogramowaną maszynę. Imponowały ataki Dusana Petkovicia, czy gra na środku Andrzeja Wrony i płynność, z jaką Angel Trinidad de Haro sięgał po ten element, rozgrywając piłkę. Podobać mogły się dwa asy z rzędu Igora Grobelnego, ale już na pewno nie jego skuteczność ataku - nie skończył ani jednej piłki. Warszawianom brakowało trochę pewności, przez co w końcówce ich przewaga nad ZAKSĄ zmalała z sześciu do trzech punktów. Wygrana 25:22 mogła jednak zaskakiwać. Zwłaszcza że Andrea Anastasi trzymał w kwadracie najważniejszego zawodnika Projektu - Bartosza Kwolka.
Jest 2:6 w drugim secie, prowadzi ZAKSA. Trener Andrea Anastasi pokazuje zawodnikom Projektu, jak bezczynnie stoją przy piłkach ładowanych w boisko przez rywali. Przy 2:8 odwraca się od boiska i wskazuje palcem na jednego zawodnika. To koniec gry bez Bartosza Kwolka. Jego wprowadzenie na niewiele się jednak Włochowi zdało.
Marcin Janusz przywrócił do gry prawy atak kędzierzynian pod postacią Bartłomieja Klutha, a i coraz śmielej na lewym skrzydle poczynał sobie Kamil Semeniuk. Przy stanie 13:22 dla zwycięzców Ligi Mistrzów z zeszłego sezonu piłka znalazła się blisko linii bocznej i Andrei Anastasiego. Szkoleniowiec nie zdążył usunąć się z drogi, więc tylko z frustracją uderzył piłkę w siatkę i oddał w ten sposób punkt ZAKSIE. Nic to jednak nie zmieniało. Anastasi wymownie się uśmiechnął, bo wynik nie był już do nadgonienia, przewaga ZAKSY zrobiła się za duża. Ostatecznie drużyna Gheorghe Cretu wygrała do piętnastu.
3:1 na 4:1 w trzecim secie blokiem zamienił Norbert Huber. Środkowy uniósł ręce wysoko do góry, ciesząc się ze zdobytego punktu i podbiegł do trenera Cretu, lekko go odepchnął i coś dopowiedział, a potem klepnął po ramieniu. Grał w tym meczu, jak przez cały ten sezon - robił różnicę. Podobnie jak Aleksander Śliwka. Wybierał najmądrzejsze rozwiązania w ataku, a jednocześnie napędzał drużynę swoimi cieszynkami chwilę po zdobywanych punktach. Zagrywka? Nie zawsze najmocniejsza, ale zabójczo precyzyjna. Po prostu Pan Kapitan.
Jednak nawet tak dobrze wyglądający zespół, jak ZAKSA może mieć wahania. Dwukrotnie dochodził do prowadzenia sześcioma punktami (13:7 i 17:11), żeby chwilę potem wszystko wróciło do trzech punktów zapasów nad rywalami. Do pewnego momentu zawodnicy z Kędzierzyna mieli to pod kontrolą. Tymczasem przy stanie 18:22 na zagrywkę wszedł Mateusz Janikowski i swoimi trudnymi do podbicia piłkami doprowadził niemal do remisu (21:22). Chwilę później Projekt znów złapał kontakt przy stanie 22:23, ale ponownie nie był w stanie tego wykorzystać, a piłkę setową zyskała ZAKSA. Zyskała i nie zmarnowała za sprawą asa serwisowego Davida Smitha. I choć nie była w tym secie nietykalna, to wyszła na prowadzenie 2:1. Zbliżyła się do zwycięstwa za trzy punkty.
Jeśli czwarta partia miała być tą, którą Projekt odwróciłby losy tego spotkania, to siły drużynie z Warszawy nie brakowało. ZAKSA nie potrafiła odskoczyć na więcej niż dwa punkty, zawodnicy Andrei Anastasiego kontrolowali ich grę. A gospodarze byli odważni na zagrywce i mieli rozpędzającego się coraz bardziej atakującego Dusana Petkovicia.
Równo było jednak tylko do stanu 18:18, a potem Projekt stanął na boisku. Drużyna jakby się zacięła i przegrała seta do 20 po świetnej, agresywnej zagrywce, grze w bloku i ataku ZAKSY. Kędzierzynianie wygrali tym samym całe spotkanie 3:1. To ich szesnasta wygrana w tym sezonie PlusLigi i wciąż pozostają bez porażki. Czas zastanowić się, czy ktokolwiek w tym momencie jest w stanie zatrzymać ich zwycięski marsz. Projekt swoje szanse miał, ale nie wykorzystywał kluczowych szans i zasłużenie przegrał.
W innym sobotnim hicie PlusLigi PGE Skra Bełchatów sprawiła, że w ich starciu z mistrzami Polski, Jastrzębskim Węglem pojawiły się wielkie emocje. Najpierw prowadziła po wygranej do 23, by kolejne sety przegrać 20:25 i 23:25. Czwartą partię zawodnicy Slobodana Kovaca wygrali jednak na przewagi 26:24 i do rozstrzygnięcia spotkania potrzebny był tie-break. W nim lepszy okazał się zespół Andrei Gardiniego, który wygrał 15:10 i 3:2 w całym meczu.
W tabeli PlusLigi ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pozostaje liderem z dorobkiem 46 punktów. Jastrzębski Węgiel traci do nich trzy punkty, choć ma jeden rozegrany mecz więcej. PGE Skra Bełchatów jest trzecia z 37 punktami, a Projekt Warszawa zajmuje piąte z 29 punktami.