Polskich siatkarzy po mistrzostwach Europy oceniamy w skali szkolnej 1-6.
Brakowało go w początkowej fazie turnieju. Grał jak duch. Kluczowe momenty spotkań często przesypiał. W przyjęciu był przeciętny, w ataku niewidoczny. Ale fazą finałową oczarował. Ataku może nie poprawił, ale, jak sam mówił, nie o to w tym wszystkim chodzi. W tym sezonie nie było na boisku tak charakternego i ciągnącego drużynę kapitana Kubiaka, jak w katowickim Spodku. To w dużej mierze jemu Polacy zawdzięczają brązowy medal ME. W ostatnich meczach wręcz rósł w oczach.
Przez większość turnieju na swojej planecie. Grający na wysokiej skuteczności w ataku i świetnym poziomie. W zasadzie od meczów Final Four Ligi Narodów z niego nie schodził. Nie może mieć do siebie pretensji - zrobił praktycznie wszystko, co mógł, żeby pomóc kadrze. Wielka klasa.
Do szóstki zabrakło jednego, być może kluczowego czynnika - Leon znów nie był zawodnikiem, który przesądziłby o kluczowych piłkach w decydującym meczu. Nie "załatwił" Polakom medalu. Ale jeśli ktoś myślał, że on sam wystarczy Polakom, do złota w Tokio, czy Katowicach, to był naiwny. Nie starczał nawet geniusz jego na spółkę z Bartoszem Kurkiem, choć Polacy chwilami mogli mieć wtedy dwa najsilniejsze skrzydła na świecie. Nie można mu powiedzieć, że zawiódł, bo tak nie było.
Do świetnej gry w bloku i ataków ze środka dołożył nakładanie presji na rywali zagrywką. Niedoceniany bohater końcówki turnieju, który pokazał, jak ważnym ogniwem kadry będzie dalej w przyszłości.
Początek turnieju - największa niespodzianka u Polaków. Zdobywał punkty nawet swoim najsłabszym punktem, czyli zagrywką. W bloku był gigantem. Pod koniec turnieju niestety nieco przygasł. Ale środek i tak dał Polakom sporo na tych mistrzostwach.
Trzeba go docenić za świetny mecz z Grecją i dobrze wypełnianą rolę zmiennika Bartosza Kurka, czy wchodzącego na boisko na zagrywkę lub pod siatkę. Nie był może bestią w ciele siatkarza, jak czasem w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, ale dobrze wypełnił swoje zadania.
Gdyby wszedł na nieco wyższy poziom, może byłby kluczowym jokerem Polaków w finałowej fazie turnieju. Grał solidnie, ale nie przeskakiwał swoich dokonań i umiejętności w niewiarygodny sposób. Dla niego ten sezon reprezentacyjny i tak jest jednak czymś ponad stan. Rok temu pewnie nie uwierzyłby, że będzie brązowym medalistą mistrzostw Europy i olimpijczykiem.
Grał za krótko, dostał zbyt mało szans, żeby odpowiednio go ocenić.
Chwilami MVP-eusz, chwilami po prostu solidny środkowy z dobrą skutecznością w ataku i silną zagrywką. W kluczowej fazie jego zmiany z Piotrem Nowakowskim raz dawały świeżość na boisku, ale bywały też takie wejścia Bieńka, po których czuło się niedosyt. I tak rozegrał bardzo dobry turniej.
Na początku ME bardzo słabo, później przeplatał lepsze występy z kiepskimi. W obronie dawał sporo i kilka akcji - jak choćby ta, gdy po jego obronie piłkę w meczu o trzecie miejsce skończył Michał Kubiak i przebiegł całe boisko, ciesząc się ze zdobytego punktu. W przyjęciu nie był jednak gwarantem spokoju i stabilności. Największy przegrany turnieju, bo jeszcze kilka tygodni temu nie pomyśleliśmy, że będzie w stanie tak grać.
Grał lepiej w obronie od Zatorskiego. Dawał więcej drużynie, podtrzymywał ją w ważnych momentach. To nie był turniej obu polskich libero, ale to Wojtaszek zaprezentował się nieco lepiej od swojego kolegi z kadry. Choć nie warto poruszać już wątków w stylu: widać, dlaczego Heynen zastanawiał się przy wyborze przed igrzyskami. To zamknięty rozdział, a forma na ME nie ma z tym nic wspólnego.
Dostawał dużo mniej szans od Fabiana Drzyzgi i żeby być ocenianym lepiej niż on, musiałby odmieniać grę reprezentacji po podwójnych zmianach i współpracy z Łukaszem Kaczmarkiem. Tak nie było, choć jeszcze w fazie grupowej potrafili nieźle zastąpić "szóstkowych" zawodników. Vital Heynen nie chciał postawić na sprawdzenie, jak wypadnie w grze z Bartoszem Kurkiem i Wilfredo Leonem na skrzydłach. Może to dałoby inny ogląd sytuacji.
Nie zachwycał, a w półfinale przeciwko Słowenii "zamroził" Bartosza Kurka, przez co ten nie był gotowy na kluczowe piłki meczu. Ogółem grał jednak tak, jak do tego przyzwyczaił. W takim samym stylu - nie zawsze perfekcyjnie, ale momentami czując rytm meczów idealnie: jak z Finlandią, Rosją, czy w niedzielę ze Słowenią, gdy był jednym z głównych architektów zdobycia brązowego medalu.
Grał za krótko, dostał zbyt mało szans, żeby odpowiednio go ocenić.
192 stroje trafią do młodych adeptów siatkówki w ramach akcji Sport.pl, pt. "Stroje za asy", która trwa w trakcie mistrzostw Europy w siatkówce. W meczu o trzecie miejsce z Serbami reprezentacja Polski zaserwowała sześć asów, co łącznie daje 64 asy w całym turnieju.
Kolejne asy odliczaliśmy w internecie oraz na nośnikach reklamy zewnętrznej na budynku Cepelii w Warszawie i Dworca Głównego w Katowicach - polskiej nieoficjalnej stolicy siatkówki, w której odbyła się faza finałowa całej imprezy. Szczegóły akcji tutaj, a regulamin konkursu tutaj.