Mieliśmy bardzo dużo szczęścia, a Słoweńcy i tak się nie poddali. "Mają patent" - mówi ekspert

- Sportowo byliśmy naprawdę dobrym zespołem, ale mentalnie ulegliśmy. To chyba największy kłopot, bo nie szło nam tak dobrze, jak do tej pory - mówił Sport.pl w studiu pomeczowym Witold Roman, były reprezentant Polski, o porażce drużyny Vitala Heynena ze Słowenią (1:3) w półfinale mistrzostw Europy.

Polacy przegrali ze Słowenią 1:3 (25:17, 30:32, 16:25, 35:37) w półfinale mistrzostw Europy i nie zagrają przed własną publicznością o złoto. "To jest niewytłumaczalna porażka. Tak jak z Francją w Tokio. Znów mecz przegrali Polacy, a rywale wygrali dzięki nim. Znów nie wykorzystali swoich szans, znów ze Słowenią i znów z wielkim bólem. Mogło skończyć się nieprawdopodobnym scenariuszem, ale chyba musiało właśnie w ten sposób. Tak naznaczony jest ten sezon" - pisał o tym spotkaniu dziennikarz Sport.pl Jakub Balcerski.

Zobacz wideo

"Gdy postawiono nam trudne warunki, przegraliśmy to w głowach"

- Wszyscy zastanawialiśmy się, czy poradzimy sobie ze Słowenią mentalnie. Wyglądało to bardzo dobrze, praktycznie rozjeżdżaliśmy każdego przeciwnika, ale gdy przyszło do meczu ze Słowenią, to widzieliśmy, jak ważna w siatkówce i każdym sporcie jest głowa - mówił Witold Roman w pomeczowym studiu Sport.pl. - Sportowo byliśmy naprawdę dobrym zespołem, ale mentalnie ulegliśmy. To chyba największy kłopot, bo nie szło nam tak dobrze, jak do tej pory. Gdy postawiono nam trudne warunki, przegraliśmy to w głowach - dodawał.

Zdaniem Romana bardzo ważna dla losów całego spotkania była końcówka drugiego seta, w którym Polacy nie wykorzystali kilku szans do wyjścia na prowadzenie 2:0. - Drugi set decydował o wielu rzeczach. Gdybyśmy wygrali w tej partii, Słoweńcy by się już nie podnieśli. Stało się inaczej, złapali wiatr w żagle i mam wrażenie, że wówczas do nas wróciły stare demony, przez co trzeci set był praktycznie bez historii. Od połowy seta zawodnicy chcieli tak naprawdę zejść z boiska i wrócić na czwartą partię. Końcówka pokazała, że Słoweńcy rzeczywiście mają na nas patent. Mają sposób, jak nie poddać się nawet mimo tego, że mieliśmy bardzo dużo szczęścia. Te challenge były wygrane, choć do drugiego mam pewnie obiekcje. Mentalnie chcieliśmy wbić piłkę w parkiet, a Słoweńcy wiedzieli, jak wygrać mecz - tłumaczył były siatkarz, który uważa, że w trzeciej partii, wygranej wysoko przez rywali, powinni wejść na parkiet rezerwowi.

- Osobiście zdjąłbym całą drużynę w połowie seta i dałbym pograć rezerwowym. Po to, aby ta drużyna odpoczęła, a także dlatego, że wszyscy ci zawodnicy czekali już, aż ten set się skończy, by wrócić do gry i móc rzucić się Słoweńcom do gardła w kolejnej partii. Tak to bardzo często wygląda z punktu widzenia zawodnika. Ten set musiał być dograny, ale myślę, że zawodnicy nie wierzyli, że mogą odwrócić jego przebieg. Chodziłoby o to, aby trochę pograć jeszcze tego seta i zmęczyć Słoweńców, a tak wysoka porażka źle wpływa na morale zespołu - analizował. 

Czy Słowenia zasłużyła na finał? "Nie wiem"

Czwarty i decydujący set tego spotkania trwał aż 56 minut. W dużej mierze było to spowodowane challenge'ami, które dwukrotnie utrzymywały Polaków w grze.

- Do tego, jak obsługiwany był challenge w tym meczu, można mieć pretensje. Po pierwsze, trwał on bardzo długo, co wybijało z rytmu zawodników, a także z napięcia kibiców. To nie powinno się zdarzyć, bo ono powinno być wtedy, gdy zawodnicy grają na boisku, a nie w trakcie challenge'u. Myślę, że federacja europejska chciała przede wszystkim nie popełnić błędu i sprawdzić to na sto procent, dlatego trwało to tak długo. Myślę, że to było minusem tego dzisiejszego meczu - nie ukrywał Roman. 

Były reprezentant Polski nie ukrywa, że Słoweńcy wyczekali moment, w którym uda się zatrzymać znakomicie dysponowanego Wilfredo Leona. - Gdy mamy kłopot na boisku, to szukamy Leona albo Kurka. Ciężko jednak pozostałym dostosować się do dwóch najlepszych siatkarzy na świecie. Wszyscy powinni starać się grać tak, jak najlepiej oni sami potrafią, ale dzisiaj to nie wystarczyło, tak jak dobra gra Leona. Słoweńcy byli cierpliwi i czekali, aż Leon przestanie być nieomylny - opowiadał. 

Czy Słowenia zasłużyła na awans do finału? - To na pewno drużyna, która zagrała przeciwko Polsce bardzo dobre spotkanie. Nie wiem, czy zasłużyła na finał, bo myślę, że nasz zespół w trakcie całego turnieju bardziej na to zasłużył, ale o ocenie drużyny decyduje jej ostatni mecz, a ten wygrali Słoweńcy. Trzeba im pogratulować, a także trzymać kciuki za naszą drużynę, przed którą mecz o trzecie miejsce - podsumował Witold Roman.

W niedzielnym finale (godz. 20:00) mistrzostw Europy reprezentacja Słowenii zagra z lepszym z pary Serbia - Włochy. Przegrany tego półfinału z kolei zmierzy się z Polską w meczu o trzecie miejsce (godz. 17:30).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.