Polscy siatkarze przystępują do drugiego półfinału mistrzostw Europy z rzędu. Dwa lata temu także grali ze Słowenią, ale w ich hali - obiekcie Stożice w Ljubljanie. Teraz to oni przyjechali do Polski, a spotkanie decydujące o awansie do finału turnieju odbędzie się w historycznej hali dla polskiej siatkówki - katowickim Spodku.
- Wiemy, że Polacy mówią o sobie jako o napędzonych wygraną 3:0 w ćwierćfinale przeciwko Rosji. Ale Słoweńcy na tym turnieju także rosną, a kadra Heynena grała ostatnio przeciwko bardzo słabym rywalom - mówi Sport.pl dziennikarz słoweńskiego radia Val 202, Bostjan Rebersak. - Początek imprezy był dla Słoweńców trudny, bo przed nią zawodnicy mieli kilka przypadków zakażeń koronawirusem i nie mogli zagrać turnieju przygotowawczego na Ukrainie. Dlatego dla nich pierwsze mecze fazy grupowej były w zasadzie pierwszym tak dużym sprawdzianem wspólnej gry od Ligi Narodów z przełomu maja i czerwca - tłumaczy.
- Poradzili sobie z tymi problemami i w grupie może nie grali fantastycznie, ale nabierali sił i zgrania. To przyszło już w 1/8 finału i ćwierćfinale, gdzie w trzech setach ograli Czechów, a wcześniej w czterech Chorwatów. Te mecze pokazały już siłę i spokój tego zespołu. Są w stanie zagrać na swoim najwyższym poziomie w Katowicach. Pytanie w ich kwestii brzmi: czy będą w stanie osiągnąć ten poziom? - zastanawia się Rebersak.
Mecze pomiędzy Słoweńcami a Polakami na mistrzostwach Europy to już niemalże tradycja. W Polsce kibice i eksperci bardzo chcieliby, żeby kadra Vitala Heynena wreszcie przerwała małą "klątwę" porażek z 2015, 2017 i 2019 roku. Przed meczem Ligi Narodów w tym sezonie pisaliśmy, że dla Polaków i Belga to wręcz "nemezis". W Słowenii zawodnicy podobno nieco z tego żartują - potrafią rzucić, że trafiają na Polskę, bo zawsze mają "łatwiejszą" ścieżkę do finału.
Podobno podburzyła ich nieco jedna z wypowiedzi trenera Heynena. Belg stwierdził po meczu z Rosją, że nie wie, kto dokładnie może być ich rywalem w walce o finał ME siatkarzy. Później mówił jednak o Słoweńcach, że widział ich mecze i to, jak są groźni. W jego słowach chodziło bardziej o to, że po meczu nie myślał o rywalu, a o tym, jak dobrze zagrała jego drużyna.
Słoweńcy te słowa odebrali jednak jako małą "prowokację". - Powiedzieli nam: jak znajdziecie Vitala, to idźcie i powiedzcie mu, że zlejemy Polskę 3:0 - opowiada Bostjan Rebersak. - Może to przesadzone słowa, ale faktycznie wydają się nieco napędzeni na ten mecz, także dzięki Heynenowi. Wydaje się, że mają nie zawsze pozytywną relację z Belgiem. Ale w Słowenii nie dyskutuje się wiele o meczach z Polską. W końcu dla nas turnieje nie kończyły się na tych meczach z przeszłości i były tylko elementem w drodze do większego celu, o który dzięki tym wygranym mogliśmy walczyć. Były czymś wspaniałym, ale więcej mówi się o tym, że Słoweńcy pragną teraz złota po dwóch srebrnych medalach i dużej dawce niedosytu pomimo najlepszej gry od lat - wskazuje dziennikarz.
Ciekawi nas, co w Słowenii uważa się za element, który najbardziej pomagał zawodnikom pokonać polską kadrę w poprzednich latach. - Oba zespoły dobrze się znają, ale są od siebie różne. Słoweńcy grają szybką siatkówkę, często opartą na grze przez środek, a do tego świetnie bronią. Nie mają może najlepszego bloku aktywnego na siatce, zdobywającego punkty, ale za to wybloki i ogólnie system blok-obrona funkcjonuje naprawdę dobrze. To styl, który wypracowali przez lata, jest trudny dla rywali i bardzo charakterystyczny. Gra Polaków jest za to bardzo skupiona na zagrywce i skuteczności ataku. Blok, czy granie przez środek to nie są najważniejsze punkty ich "programu". A prezentowany przez nich styl bardzo pasuje Słoweńcom. I może dlatego tak trudno Polakom ograć zespół, który dobrze ich zna i potrafi się świetnie dostosować do tego, co robią rywale - wyjaśnia Rebersak.
- Trzeba też pamiętać, że trener Słoweńców, Alberto Giuliani, znakomicie zna kluczowego zawodnika Polaków, Fabiana Drzyzgę. Nie jest najlepszym siatkarzem polskiej kadry, ale skoro jest rozgrywającym klubu Giulianiego - Asseco Resovii, to znaczy, że trener wie o nim prawie wszystko. Będzie umiał czytać sposób jego gry. I oczywiście: kluczową rolę odegra i tak to, jak wystawiane im piłki będą kończyć Wilfredo Leon i Bartosz Kurek, ale jeśli Drzyzga będzie chciał znaleźć sposób na oszukanie Słoweńców, to Giulani może wiedzieć o wielu jego pomysłach - dodaje Rebersak.
Słoweniec wskazuje nam także inną sporą różnicę między Polakami a ich sobotnimi rywalami. - To potencjał zespołu i jego przyszłość. Sami mówicie, że kadra Vitala Heynena ma kilku zawodników, którzy niedługo mogą wejść w ich buty. Zmiennicy są, ale młodzi następcy dopiero dochodzą do najwyższego poziomu, nie ma ich przy seniorskiej kadrze. A w Słowenii jest inaczej. Ten zespół, który od kilku lat gra, jak najlepsze drużyny w Europie, to w zasadzie niemal kopia drużyny, która zdobyła złoto na igrzyskach olimpijskich młodzieży w 2003 roku. Tylko z większym doświadczeniem i ograniem zarówno w kraju, jak i zagranicznych drużynach. Teraz szybko do kadry puka nowe młode pokolenie z symbolem w postaci wspaniałego Roka Mozicia - wskazuje.
Gdy pytamy o Polskę i najmocniejszy punkt zespołu szybko nastawiamy się na odpowiedź: Wilfredo Leon. Ale ta nie nadchodzi. - Leona uważam za być może najlepszego siatkarza na świecie, świetnego w serwisie i ataku. Jednak prawda jest taka, że gra Polaków od dłuższego czasu zależy głównie od Bartosza Kurka i jego dyspozycji w ataku, czy serwisie. Ostatnio jest w gazie, robi wszystko tak, jak należy. Ale co, jeśli się zatnie? Co jeśli zejdzie poniżej tego poziomu? To już się zdarzało i Polakom trudno było się podnieść. Mam wrażenie, że Słoweńcy tylko na to czekają. Wykorzystają każdy jego słabszy moment - ocenia Bostjan Rebersak.
- W jego przypadku nie chodzi o dyspozycję na przestrzeni całego spotkania. Dla was świetnie, że on, czy Leon wchodzą na poziom 60, czy 70 procent w ataku, bo to kosmos. Ale jeśli spojrzycie nawet na ten nieszczęsny ćwierćfinał z Francją: większość kluczowych piłek dla tego meczu dostawał Kurek. I to te piłki według mnie czasem ważyły na kwestii całego spotkania. Dodatkowo zauważyłem, że Polacy nie dają sobie często rady z długimi wymianami. A to z tego energię czerpią Słoweńcy - wskazuje dziennikarz.
Twierdzi także, że dla Słoweńców gra w historycznej i wyjątkowej pod względem dopingu kibiców, wypełnionej nimi hali, nie będzie problemem. - Oni potrafią grać, gdy publiczność wspiera rywali. Powiedziałbym nawet, że wtedy są najlepsi. W ćwierćfinale, gdy do Ostrawy zjechało wielu Czechów i też mówiło się, że mają poprowadzić współgospodarzy turnieju do walki o medale, okazało się, że ich obecność wykorzystywali Słoweńcy. Napędzali się nimi i dawali sobie radę w trudnych sytuacji także dlatego, że czuli atmosferę spotkania. A to, że to był doping dla rywali? Dla nich to nie miało znaczenia. W Katowicach też nie będzie miało - zapewnia Bostjan Rebersak. Początek spotkania półfinałowego Polski ze Słowenią o godzinie 17:30 w sobotę, 18 września. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.
Za każdego asa serwisowego polskich siatkarzy w mistrzostwach Europy, redakcja Sport.pl ufunduje stroje meczowe młodym zawodniczkom i zawodnikom. Polacy zdobyli do tej pory zagrywką 51 punktów, co oznacza ufundowanie 153 strojów!
Kolejne asy będziemy odliczać w internecie oraz na nośnikach reklamy zewnętrznej na budynku Cepelii w Warszawie i Dworca Głównego w Katowicach - polskiej nieoficjalnej stolicy siatkówki, w której odbędzie się faza finałowa całej imprezy. Szczegóły akcji tutaj, a regulamin konkursu tutaj.