Vital Heynen zapowiadał pięć setów, a Slobodan Kovac po prostu wielki bój. Sytuacja Polaków mogła pójść tylko w dwie strony: stać się bardzo utrudniona po jednocześnie fatalnej dla psychiki porażce z aktualnymi mistrzami Europy, albo ograniu ich, które ułatwiłoby drabinkę na resztę turnieju, a także dodało wiele mentalnie. I szczęśliwie Polakom udało się wybrać tę drugą opcję.
Od pierwszych piłek pierwszej partii jedno było u Polaków widoczne gołym okiem: problemy z przyjęciem zniknęły, jak ręką odjął. Miała tu znaczenia także bardzo słaba zagrywka Serbów, ale poprawa w dogrywaniu piłki była wyraźna. Serwisy rywali momentami były za lekkie, żeby jakkolwiek zagrozić drużynie Vitala Heynena - zatrzymywały się na siatce, czy trafiały po autach zamiast w Kubiaka, Leona i Zatorskiego.
A Polacy wykorzystywali "balony" prezentowane im przez mistrzów Europy. Mieli też rozgrywającego być może najlepszy set w tym sezonie reprezentacyjnym Michała Kubiaka. Kapitan miał 100 procent w przyjęciu (trzy na cztery piłki przyjął perfekcyjnie). Wreszcie asy posyłał Wilfredo Leon, a skuteczność w ataku po dobrym przyjęciu dokładali Kuba Kochanowski i Bartosz Kurek. W secie wygranym pewnie do 21 Polacy byli bezlitośni - to oni sprawiali wrażenie tych, którzy przyjechali tu wypoczęci i nastawieni na zwycięstwo w całym turnieju. Za to Serbowie wyglądali jak po pięciu klęskach w ćwierćfinale olimpijskim z rzędu.
To był jednak tylko pierwszy set. I to taki, w którym jeszcze wszystko nie grało - ryzyko na zagrywce, o którym wspominał po meczu z Portugalią Bartosz Kurek, wciąż pojawiało się zbyt często i w zbyt wielu sytuacjach, czasem niepotrzebnie. Brakowało nieco pracy bloku, choć dużo załatwiała poprawiona gra w obronie.
W drugiej partii zaczęło się od chaosu w grze po stronie Polaków, ale także nieskutecznego Wilfredo Leona. Nadrabiał jednak zagrywką, gdzie znów zrzucał bomby na Serbów. A Slobodan Kovac i jego zawodnicy coraz bardziej się krzywili. Bo nawet gdy jego zespołowi udało się wyjść na prowadzenie, to Polacy bronili najtrudniejsze piłki po swojej stronie, świetnie zbiegali do bloku i wykorzystywali środkowych. Chwilami grali jak z nut, trudno było się przyczepić.
Chwile potrwały do połowy seta. Wtedy można było mieć pretensje o błędy na zagrywce, słabnącą skuteczność przyjęcia i brak lewego skrzydła. Ale tak, jak Serbowie w tamtym momencie nie popełniali wielu błędów pierwszy raz od początku spotkania, tak zaczęli wyciągać pomocną dłoń do Polaków pomyłkami Atanasijevicia, czy kolejnymi lekkimi zagrywkami.
Najważniejsza piłka seta to ta przy stanie 22:21 i zagrywce Polaków. Atanasijević kolejny raz wyrzucił piłkę poza boisko, ale Slobodan Kovac poprosił o sprawdzenie dotknięcia siatki, które według sędziów wykazało, że Wilfredo Leon zaczepił nogą o dolną taśmę siatki. To wywołało eksplozję wściekłości u Vitala Heynena. Belg domagał się sprawdzenia, czy błędu nie popełnili Serbowie, a sędziowie długo nie chcieli mu na to pozwolić.
Dostał owację od kibiców, którzy skandowali jego imię i nazwisko, ale ostatecznie challenge nie okazał się pozytywny dla Polaków, bo powtórka użyta przez sędziów nie pokazywała, czy Leon faktycznie zahaczył o siatkę. Zamieszanie nie dało jednak żadnych korzyści, bo punkt przyznano Serbii, a przerwa wybiła drużynę Heynena z rytmu. Nie pomógł nawet świetny atak Bartosza Kurka w końcówce, Serbowie wygrali 25:23. I pozostało po tym secie wrażenie, że gdyby pozostać w rytmie przez kolejne akcje po challenge'u Heynena, to Polacy mogliby wyglądać inaczej. I że tu winą za przegranie seta można po części obarczyć Belga.
Największa bolączka Polaków w tym meczu przez dwie partie pozostawała nie do rozwiązania. Wilfredo Leon nie przypominał siebie. Albo tylko w połowie - bo dobrze serwował, ale w ataku szło mu już o wiele gorzej, męczył się niemiłosiernie. Ale do czasu. Ktoś musiał mu pokazać, ile błędów policzyli mu statystycy na oficjalnej stronie ME siatkarzy. Siedmiu w jednym secie mógł nie mieć przez całą swoją karierę. Dlatego w trzeciej partii się odblokował, zaczął też atakować już bez takiej siły uderzenia, a lepiej technicznie. I to przynosiło punkty.
Najbardziej mogło się jednak podobać to, jak Polacy wrócili do gry w połowie seta. Przegrywali już 8:12, ale dzięki świetnej formie Kurka na prawym ataku, blokom Nowakowskiego i Drzyzgi, a także zwyczajnie szybszej i składniejszej grze Polaków zrobiło się 17:17.
Tylko że od tego momentu nie dość, że to Polacy seryjnie popełniali błędy, to jeszcze Serbowie dołożyli presję nałożoną na zespół Heynena na zagrywce. Po pięciu punktach z rzędu dla rywali stało się jednak jasne, że na prowadzenie w całym meczu wyjdą Serbowie. Polakom brakowało zagrywki, ale także lewego skrzydła. Atak Leona, choć już nieco lepszy, wciąż nie dawał tego, co powinien. Nie robił nim różnicy.
Nie powiodła się też pierwsza zmiana na pozycji Heynena poza środkiem: wprowadził Aleksandra Śliwkę za Michała Kubiaka od pierwszego seta obniżającego poziom swojej gry. Jednak ten raz źle kiwnął oburącz, a w następnej akcji, zamiast wepchnąć piłkę w boisko znad siatki, to ją rozegrał. Pomimo punktu dla Polski w tej akcji Belg od razu go zdjął. Gra zaczęła się jego kadrze sypać, choć można było mieć jeszcze nadzieję na powrót na najwyższy poziom.
Na powtórkach kolejnych akcji trzeciej partii widać, jak zmieniła się reakcja Polaków na poszczególne akcje Serbów. Byli wolniejsi i niedokładni, co tylko pomagało rywalom. Pod nieobecność dobrego ataku Leona wszystkie modlitwy polscy kibice mogli kierować do Bartosza Kurka. Atakujący kończył wiele piłek, ale wiadomo było, że na kluczowe piłki nie będzie w nim już wiele świeżości.
Wrócili jednak najlepsi przyjaciele polskiej kadry w tym meczu - ostra, ofensywna zagrywka Wilfredo Leona i błędy Serbów. Nie było lekarstwa tylko na słabą grę Michała Kubiaka. Nie miał zmiennika - Śliwka się nie sprawdził, a przy Semeniuku Heynen uparcie trzymał się narracji, że nadaje się do wejścia na pozycję Leona. Symbolem tego, jak Kubiak osłabiał starający się napędzać polski zespół, była rozmowa z Heynenem podczas jednej z przerw, gdy Belg nie zgadzał się z jego wyborami i coraz mniejszą dynamiką. Pretensje miał też do Fabiana Drzyzgi, a mógł mieć również do Pawła Zatorskiego, któremu uciekały piłki w przyjęciu i obronie.
I nagle Heynen oszalał. Polacy grali równo z Serbami, ale Belg w końcu zdjął z boiska Kubiaka, wprowadzając za niego Semeniuka, a do tego dołożył podwójną zmianę z Grzegorzem Łomaczem i Łukaszem Kaczmarkiem za Kurka i Drzyzgę. I lepiej zaczęło wyglądać tempo gry Polaków, do tego lewe skrzydło, ale poza Leonem zawodził serwis. W końcu spośród zmienników Heynen zostawił na boisku tylko Semeniuka. I można było zapytać: ile można było czekać na jego wprowadzenie? Grą sugerował, że był gotowy na wejście już wcześniej, więc pozostawiając go na ławce, Heynen przegrał trzeciego seta, w którym nie działało mu głównie lewe skrzydło. Semeniuk sporo trenerowi tym występem udowodnił i wraz z blokiem (i to w systemie blok-obrona!), a także wykorzystywaniem gry przez środek był kluczem do przedłużenia spotkania. Polacy wygrali tego seta do 20. Doprowadzili do tie-breaka.
Heynen w zarządzaniu drużyną na boisku nie reagował perfekcyjnie, ale jak widać, nadal świetnie typuje. A do trafionej liczby setów w sobotę dołożył też kluczową wygraną na mistrzostwach Europy. Zdobył ją decyzją, przed którą wzbraniał się, jak tylko mógł. Ale Polacy bez Kubiaka na boisku byli inną drużyną. Taką jak z Kubiakiem w najlepszej dyspozycji.
W tie-breaku jeszcze lepiej funkcjonował blok i środek Polaków, a w obronie genialnie spisywał się Damian Wojtaszek - chyba lepszy od Pawła Zatorskiego na boisku w sobotę. Ataki Kurka i błędy Serbów dopełniły dzieła zniszczenia - kadra Heynena wygrała 16:14 w secie i 3:2 w całym meczu, zgarniając dwa punkty do tabeli.
Zwycięstwo polskich siatkarzy przeciwko Serbii stawia ich w naprawdę dobrej sytuacji przed kolejnymi meczami. Oznacza bowiem, że to zawodnicy Vitala Heynena będą na pole position do walki o pierwsze miejsce w grupie A. Dlatego mogą trafić na teoretycznie słabszych rywali w 1/8 finału i ćwierćfinale. A to już droga, która wiedzie do upragnionej dla Polaków strefy medalowej. To miał być turniej pocieszenia i takie wygrane mecze, choć nie bez problemów, to sprawiają, że na chwilę zapomina się o tym, co stało się w Tokio. I w tym polscy siatkarze muszą szukać energii na dalszą walkę. Trzeci mecz fazy grupowej przeciwko Grecji zagrają w niedzielę, 4 września o 20:30. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.
Za każdego asa serwisowego polskich siatkarzy w mistrzostwach Europy, redakcja Sport.pl ufunduje stroje meczowe młodym zawodniczkom i zawodnikom. W pierwszym meczu z Portugalią zagrywką zdobyli osiem punktów, co oznacza ufundowanie 24 strojów, a przeciwko Serbii dziewięć co daje następne 27 kompletów. Kolejne asy będziemy odliczać w internecie oraz na nośnikach reklamy zewnętrznej na budynku Cepelii w Warszawie i Dworca Głównego w Katowicach - polskiej nieoficjalnej stolicy siatkówki, w której odbędzie się faza finałowa całej imprezy. Szczegóły akcji tutaj >>