Przed ćwierćfinałem mistrzostw Europy było jasne, że trafienie na Turczynki, było bardzo złą informacją. Turczynki pokonywały Polki we wszystkich sześciu bezpośrednich meczach od wygranego 3:2 sparingu z 2015 roku. W tym zawierają się bolesne porażki kadry Jacka Nawrockiego w kwalifikacjach olimpijskich i półfinale poprzednich mistrzostw Europy. I niestety, to wszystko się potwierdziło we wtorkowym meczu.
Chociaż początek spotkania mógł wyglądać jeszcze obiecująco, bo Polki zaczęły świetnie i w pewnym momencie wyszły nawet na prowadzenie 14:11, to po chwili Turcja wzięła się do pracy i było już 14:15. Od tego momentu nasza gra była tylko gorsza i gorsza, a Turcja bez problemu wbijała nam kolejne punkty. Set skończył się wynikiem 25:15. Drugi set był już prawdziwym popisem Turczynek, a w naszej grze nie funkcjonowało nic. Turcja miała ponad 70 procent skuteczności w ataku, a Polska nieco ponad 30. Fatalnie funkcjonowała także nasza obrona i przyjęcie, stąd tak wysoki wynik (25:14).
W trzecim secie Polki zaczęły bardzo źle, bo od 0:3, ale po czasie wziętym przez Nawrockiego biało-czerwone wzięły się do pracy i wróciły do dobrej gry. Niestety, powtórzył się casus pierwszego seta, bo przy stanie 13:13 mieliśmy szansę na wyjście na prowadzenie, ale po długiej akcji Stysiak uderzyła w aut i po kilku chwilach było już 16:13.
W końcówce Polki próbowały jeszcze odwrócić losy partii. Pomagała w tym Martyna Grajber, która najpierw świetnie obroniła trudną piłkę, a potem postawiliśmy dwa punktowe bloki, ale w ostateczności przewaga Turczynek okazała się kluczowa. I to Turcja zagra w półfinale ME. A co z Polską? Tym razem nie powtórzymy sukcesu, jakim było czwarte miejsce na poprzednich mistrzostwach.