Na niektóre akcje Polaków krzywił się nawet Kurek. Heynenowi zależało na sprawdzeniu dwóch zawodników

Jakub Balcerski
Pierwszy z trzech ostatnich meczów polskich siatkarzy przed igrzyskami w Tokio przyniósł sprawdziany Vitala Heynena na boisku, koniec jego tęsknoty za kibicami, którzy wrócili na trybuny w trakcie meczów reprezentacji po blisko dwóch latach, a także mały niedosyt. Bo choć Polacy pokonali Norwegów łatwo 3:0 (25:13, 25:14, 25:20), to stylem gry często nie zachwycali.

Jeśli Vital Heynen miał dostać nieco materiału szkoleniowego po ciężkim treningu w Spale, to mecz z Norwegią w Krakowie mu go przyniósł. Belg przez trzy sety testował na boisku tylko jedną szóstkę. Czy ma odpowiedzi na pytania, które może zadawać sobie przed igrzyskami? Pewnie jeszcze nie, choć pytanie: ile może mu przynieść mecz towarzyski z o wiele słabszym zespołem niż jego kadra będący przede wszystkim show dla kibiców?

Heynen stęsknił się za polskimi kibicami. Robił zdjęcia, a nawet poodbijał piłkę z młodym fanem

Przed meczem Heynen przechadzał się po hali, jak dyrektor artystyczny jakiegoś przedstawienia. Gdy spiker poprosił kibiców, żeby na raz powiedzieli, skąd są, a Belg usłyszał tysiące nazw miejscowości wypowiedziane w jednym momentem, nawet się zaśmiał.

Zobacz wideo Vital Heynen stęsknił się za polskimi kibicami. Piękne obrazki przed meczem z Norwegią

Przed tym na trybunach ustawiła się długa kolejka do wspólnego selfie z Heynenem. Trener był cierpliwy - na nieco ponad godzinę przed meczem z Norwegią czekał niemalże do ostatniego fana. Oczywiście wszystko z odpowiednim dystansem od trybun. Nieco później z młodym kibicem przez chwilę poodbijał nawet piłkę. Na koniec kilkudziesięciu sekund wyjątkowej wymiany zagrań pokazał mu kciuk w górę. Ewidentnie stęsknił się za polskimi kibicami.

A fani za reprezentacją, co świetnie słychać było podczas głośno odśpiewanego hymnu, mimo że w piątek krakowska Tauron Arena wypełniło tylko kilka, a nie piętnaście tysięcy kibiców, jak bywało przed epidemią koronawirusa. Nic dziwnego, że byli głośni. Nie mieli okazji oglądać na żywo kadry w kraju aż od 698 dni. Ostatni raz zagrali w Polsce 11 sierpnia 2019 roku podczas dość symbolicznego wydarzenia. To wtedy pokonali Słoweńców 3:1 w Gdańsku i zapewnili sobie awans do turnieju olimpijskiego w Tokio.

Z najsłabszym rywalem, ale bez Leona. Gwiazda kadry dostała nieco dłuższe wolne

Norwegia to w teorii najsłabszy rywal Polaków w Krakowie. Zajmuje dopiero 66. miejsce w rankingu FIVB i jeszcze nigdy nie zagrała na mistrzostwach świata. Vital Heynen przeciwko temu zespołowi postawił na kilku zawodników, których chciał sprawdzić od początku meczu - na igrzyskach olimpijskich w wyjściowej szóstce też czasem potrzebna będzie rotacja.

I tak na boisku pojawili się Piotr Nowakowski, Łukasz Kaczmarek, Grzegorz Łomacz, Aleksander Śliwka, Kamil Semeniuk, Mateusz Bieniek i Paweł Zatorski. W meczu nie mógł wziąć udziału Wilfredo Leon. Przyjmujący dostał jeden dzień wolny więcej i wróci na zgrupowanie na sobotę, żeby być dostępnym podczas meczów przeciwko Azerbejdżanowi i Egiptowi.  

Na początku brakowało bloku, Polacy pewnie wykorzystywali problemy rywali

Na początku pierwszej partii nieźle na środku prezentował się Piotr Nowakowski, a mógł kończyć ataki dość często - nieporadność rywali w przyjęciu polskiej zagrywki przekładała się na to, że Grzegorz Łomacz często mógł wykorzystywać właśnie ten element. Akcja, po której Polacy zdobyli punkt na 13:5 pokazała jednak nieco problemów z wykorzystywaniem sytuacji po stronie kadry Vitala Heynena. Długo nie mogli skończyć akcji w taki sposób, żeby Norwegowie przestali podbijać piłki po swojej stronie, a zakończył ją błąd drużyny ze Skandynawii.

I tak wyglądało to przez większość seta wygranego przez Polaków 25:13. Największy brak? Zdecydowanie blok. Presji na zagrywce nie trzeba było dużo ze względu na błędy w przyjęciu po stronie Norwegów, ale to nie były serwisy, które mogły zachwycić kibiców, a w tym elemencie Vital Heynen może oczekiwać sporo choćby od Kaczmarka, czy Semeniuka.

Sprawdzian dla Kaczmarka i Semeniuka. Zdany, ale bez błysku

To zresztą dwaj siatkarze, których Heynen chciał w tym meczu sprawdzić najbardziej. Mają być kandydatami do częstych zmian w trakcie igrzysk i są potrzebni w Tokio w najwyższej możliwej formie. Semeniuk na początku meczu nie dostawał wielu piłek, ale te, które wędrowały do zawodnika ZAKSY, zapewniały kadrze punkty. Imponował atak z szóstej strefy, który dał Polakom prowadzenie 9:6.

Za to Łukasz Kaczmarek poza niezłą skutecznością w ataku, dokładał niezłą zagrywkę i przede wszystkim aktywność w bloku (punkt na 15:7), której ogółem Polakom wciąż brakowało. Do tej pory wydawało się, że rozgrywający Grzegorz Łomacz nie jest aż tak dobrze zgrany z Kaczmarkiem, a w tym meczu, pomimo że problemy co jakiś czas się pojawiały, to nie można było skreślać za nie tej współpracy. Widać było, że wygląda lepiej niż choćby podczas Ligi Narodów, choć wtedy po drugiej stronie siatki byli oczywiście o wiele lepsi rywale.

Zatem czy obaj zawodnicy sprawili, że Heynen mógł być zadowolony? Przeciwnik sprawił, że trudno było oczekiwać o wiele lepszej gry. Zawsze szuka się swego rodzaju błysku takich zawodników i tego być może tutaj zabrakło, ale statystyki i wrażenie z ich gry dawało dość pozytywne wnioski - obaj dawali sobie radę w stylu, w którym w Tokio byliby użyteczni. A do igrzysk nieco w swojej grze mogą jeszcze poprawić.

W Krakowie skuteczność poprawiali za to Norwegowie, którzy coraz częściej przedzierali się przez polski blok i kończyli swoje ataki. Dobrze wyglądali zwłaszcza na początku drugiego seta, ale potem w środkowej części partii punkty seriami zdobywali Polacy. Dlatego pomimo próby walki w końcówce różnica pomiędzy nimi a zespołem Vitala Heynena była spora - Norwegowie przegrali 15:23. Choć na niektóre akcje polskich siatkarzy krzywił się nawet Bartosz Kurek.

Stylem Polacy nie zachwycili. Choć nie o to chodziło

Trzeci set przyniósł wygraną Polaków 25:20 i 3:0 w całym meczu. Choć zaczęło się od sporego zaskoczenia na start partii - prowadzenia dwoma punktami Norwegów przy stanie 5:7. Polacy wyglądali ospale, a przy takim tempie gry Norwegowie byli w stanie nawet im dorównywać. Wyróżniali się tylko Paweł Zatorski, który bronił wiele piłek umiejętnie uderzanych przez rywali i wciąż skuteczny na prawym ataku Łukasz Kaczmarek. Zawodził nieco grający niezłe pierwsze dwie partie Olek Śliwka. Wyrównana gra Norwegom dała im nieco mniejszą stratę do Polaków, ale nie spowodowała, że przedłużyli spotkanie. 

Samo zwycięstwo w meczu z Norwegią znaczy niewiele. A styl, który z pewnością nie był idealny? Także, bo indywidualne sprawdziany wypadły nieźle, a jako zespół Polacy grają zazwyczaj jednak zupełnie innym składem. Tu chodziło o radość kibiców, ich powrót i brak problemów - choćby tych zdrowotnych u Polaków. Kadra nie zwolniła, a wręcz można powtórzyć za prezesem PZPS, Jackiem Kasprzykiem: ten Memoriał samą atmosferą raczej ją napędzi. Nawet jeśli Vital Heynen nie będzie cmokał z zachwytu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA