Heynen chce zagrać tie-breaka, a siatkarz rywali odpowiada: Wolelibyśmy wygrać szybciej

Jakub Balcerski
- Środowy mecz będzie ciężki i wymagający, a do tego decydujący o grze w Final Four Ligi Narodów. Gdy mierzysz się z tak trudnym rywale, chcesz widzieć, jak wiele brakuje ci do czołówki - mówi Sport.pl o spotkaniu Polski z Francją rozgrywający kadry Laurenta Tilliego, Benjamin Toniutti. Początek spotkania o godzinie 15:00. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Jakub Balcerski: Jak czujesz się po całym miesiącu rywalizacji w Lidze Narodów?

Benjamin Toniutti: Chyba nie zdziwię nikogo, jeśli powiem, że w całym zespole jesteśmy trochę zmęczeni. Czternaście spotkań w niespełna miesiąc to bardzo dużo. Jak wszyscy, próbowaliśmy się uspokoić i trochę odpocząć, pograć w jakieś gry. Wszystkie mecze są jednak wartościowe, bo poza Włochami niemalże każdy z rywali przyjechał do Rimini w silnym składzie. Zobaczymy, czy uda nam się zagrać w Final Four, ale już wiemy, że sporo będziemy czerpać z tego okresu. 

Zobacz wideo

Jesteście w zupełnie odwrotnej sytuacji niż Polacy: znacie swoją olimpijską dwunastkę, ale nie wiecie, czy zagracie w półfinale. Vital Heynen nie podał składu Polaków na igrzyska, ale po wygranej z Iranem już wie, że jego zespół powalczy o medale Ligi Narodów. Znalazłeś się w składzie na Tokio i to chyba zawsze wyjątkowe uczucie zobaczyć siebie na liście powołań na najważniejszą imprezę, prawda?

Na pewno, bo pojechać na igrzyska dwukrotnie w karierze wcale nie jest łatwo, a dla mnie impreza w Tokio będzie dopełnieniem tego osiągnięcia. Trener zdecydował bardzo wcześnie i to nie było dla niego łatwe. Wydaje mi się, że nie spał zbyt wiele w ostatnim tygodniu. Nadal będziemy w czternastu przed końcem Ligi Narodów, ale znamy już dwunastkę, która poleci do Tokio. Tak będziemy się zgrywać i bardzo czekamy na pierwszy mecz w Japonii, który zagramy z USA.

Kończycie fazę grupową Ligi Narodów z Polską, jeszcze niepewni awansu do Final Four. Vital Heynen powiedział nam, że chciałby w końcu rozegrać jakiegoś tie-breaka. Jak wy podchodzicie do tego spotkania?

Mieliśmy dużo pięciosetowych spotkań, więc nie wiem, czy kolejny tie-break to coś, czego chcielibyśmy doświadczyć. Wolelibyśmy chyba wygrać szybciej (śmiech). A z Polską zawsze gra się bardzo trudno. Dla mnie to obecnie najlepszy zespół na świecie. Zmieniają zawodników co mecz, a i tak wygrywają. Przegrali z Brazylią i Słowenią, ale w wielu meczach widać było, że momentami tak naprawdę nieważne, kto jest na boisku, bo drużyna i tak spisuje się świetnie. Dla Vitala Heynena wybór będzie chyba trochę trudniejszy niż dla Laurenta Tilliego, ale tak wygląda praca trenera reprezentacji Polski. Wiemy, że środowy mecz będzie ciężki i wymagający, a do tego decydujący o grze w Final Four Ligi Narodów. Gdy mierzysz się z tak trudnym rywalem, chcesz widzieć, jak wiele brakuje ci do czołówki.

Laurent Tillie wskazał wam już pierwsze wnioski z Ligi Narodów, czy to temat, który zostawia na kolejne dni i termin bliżej igrzysk?

Gramy wiele spotkań i nie zawsze możemy być w swojej najlepszej możliwej formie. To jednak kluczowe, jeśli mielibyśmy wyciągać jakieś konkretne wnioski z tych meczów. Często nie jesteśmy gotowi na granie pełnych spotkań, zwłaszcza jeśli są długie i potrzebujemy zmian na wielu pozycjach. Trener rozmawiał z nami jednak przy ogłaszaniu składu z zawodnikami wybranymi na igrzyska i wiemy, co musimy usprawnić jeszcze teraz i podczas kolejnych treningów, nawet już w Tokio. Wiemy, w których elementach musimy się zaprezentować o wiele lepiej.

Dla Polski Final Four Ligi Narodów wciąż będzie tylko dwoma kolejnymi spotkaniami, gdy można kilka rzeczy sprawdzić. A jak jest z Francją, dla was to kluczowe, żeby znaleźć się w finałowej fazie? Chcecie wygrać te rozgrywki i pokazać siłę, czy także rozpatrujecie miejsce w półfinale jako dodatkową szansę na rozwój?

Większość drużyn bierze udział w tym turnieju, żeby przygotować się odpowiednio do gry na igrzyskach w Tokio. Robimy to samo. Było kilka meczów, w których wyraźnie prowadziliśmy, ale nie przejmowaliśmy się wynikiem, bo trzeba było sprawdzić kilku zawodników. Przegrywaliśmy 2:3 i oczywiście to mogło się skończyć inaczej, ale najważniejsze było to, że wstawienie kilku zawodników do składu pomagało nam sprawdzić ich w takiej sytuacji na boisku. Nie zrobimy tak na igrzyskach, czy mistrzostwach świata, ale tutaj wręcz musieliśmy sobie na to pozwolić. W Final Four chcielibyśmy oczywiście wygrać, ale naszym celem nie jest Liga Narodów, tylko dobra gra i jak najlepszy wynik na igrzyskach. 

W trakcie Ligi Narodów ZAKSA Kędzierzyn-Koźle oficjalnie potwierdziła twoje odejście z klubu. To musiało przynieść ci sporo emocji: odchodzisz z klubu, z którym osiągnąłeś tak wiele i po sezonie zakończonym wygraną w Lidze Mistrzów.

Tak, wywiad dla strony klubowej ZAKSY był trudnym doświadczeniem. Jeśli odchodzisz z drużyny, której tak wiele zawdzięczasz, to nigdy nie przyjdzie łatwo. Jestem bardzo zadowolony, że zakończyłem ten etap swojej kariery z wygraną w Lidze Mistrzów, o której marzyłem od dziecka. Myślę, że i ja i osoby z klubu zapamiętają to do końca życia.

Nazywano cię tutaj "generałem" ZAKSY. Mówiło się, że znalazłeś tu swoje miejsce. Jak reagowałeś na takie słowa?

Jestem zawodnikiem, który uwielbia zrobić coś wielkiego dla swojego klubu. Na razie grałem w sześciu klubach i faktycznie to w Kędzierzynie moja kariera nabrała rozpędu - zacząłem zdobywać wiele trofeów, a zespół budował się za każdym razem bardzo szybko. Chcę także podkreślić, że jego organizacja jest bardzo dobra i niewiele zmieni się po moim odejściu. Słyszałem opinie, że "bez Toniuttiego to już nie będzie to samo", a jeszcze przed moim odejściem to już był wielki klub osiągający wiele w kraju i pokazujący się w Europie. Teraz też sobie poradzi. Drużyna się zmieni, ale cele pozostaną takie same, a szanse na ich realizację nie zmaleją. 

Usłyszeliśmy, że pozostaniesz w Polsce na kolejny sezon. Możesz to już potwierdzić?

To nadal nic oficjalnego, ale też nie ukrywam, że dobrze czuję się w Polsce z moją rodziną. Moja córka mówi po polsku, chodzi tu do szkoły. Uważa się mnie tu za bardzo dobrego zawodnika, a to miłe być docenianym. Odkąd przyjechałem tu w 2014 roku na mistrzostwa świata i zobaczyłem, ilu kibiców przychodzi na mecze, na których nie ma Polaków i jak wspiera drużyny, to wiedziałem, że te obrazki zapamiętam na zawsze. We Francji hala na takich spotkaniach byłaby po prostu pusta. Kibice stąd wiedzą, jak piękna może być siatkówka, gdy grają dwa silne zespoły. To jak się angażują, jest wręcz szalone.

Trwają piłkarskie mistrzostwa Europy, pewnie trochę śledzicie ich wyniki. Jesteś w stanie wskazać, który zespół jest lepszy - piłkarska kadra Francji, czy siatkarska?

Chyba piłkarze, bo są mistrzami świata. Mają wiele talentów, my też, ale nam brakuje takiego sukcesu, jak ich sprzed trzech lat. Wierzę, że zrobimy coś tak wielkiego już niedługo. To prawda, że mamy wiele świetnych drużyn w sportach zespołowych - także w piłce ręcznej i koszykówce. Dla siatkarzy czasem brakuje przez to miejsca, kibice nie skupiają się na nas, bo trudno to wszystko śledzić. 

Złoto igrzysk w Tokio zmieniłoby wasze postrzeganie w kraju?

Mam taką nadzieję. Sześć, czy siedem lat temu kibice mogli powiedzieć: nie mówimy o siatkarzach, bo nigdy nic wielkiego nie wygrywają. Ale w 2015 roku zostaliśmy mistrzami Europy. Dyskusja o siatkówce toczyła się przez dwa tygodnie. Nie było jednak wielkiej zmiany. Musielibyśmy osiągnąć naprawdę świetny rezultat w Tokio i wtedy może faktycznie coś się zmieni. Chociaż wydaje mi się, że potrzeba byłoby podtrzymania takich sukcesów przez kilka lat. Tak było w przypadku piłki ręcznej i pewnie w przypadku siatkarzy musiałoby wyglądać podobnie. 

Odczuwasz presję tego, że macie mocny skład i generację zawodników, która powinna coś osiągnąć na igrzyskach? Nie zawsze pojawiają się kolejne okazje, żeby walczyć o medal.

Nie jest tak, że nie chcemy o tym myśleć. Przecież nie gramy na takich turniejach ciągle i na nim się skupiamy, więc to normalne, że mamy igrzyska w głowie. Chcielibyśmy zagrać lepiej niż pięć lat temu w Rio, czyli przynajmniej wyjść z grupy. Wiemy, że trafiliśmy do tej najtrudniejszej grupy i nie będzie łatwo z niej wyjść. Ale chcemy trafić do ćwierćfinału z jak najlepszej pozycji, to będzie nasz cel. Nie możemy też zacząć gry w Tokio słabo, tak, jak miało to miejsce w Rio. Tam przegraliśmy wysoko pierwsze spotkanie i było nam trudno się otrząsnąć. Po ćwierćfinale w Tokio mogłoby się wydarzyć już wszystko. 

Mecz z Polską w środę będzie także sprawdzianem dla indywidualności. Możemy zobaczyć choćby pojedynek Leona z N'Gapethem. Jesteś podekscytowany, czy skupiacie się tylko na tym, co musicie zrobić jako zespół?

Nie wiemy, jak zagra Polska, bo skład zmienia się co mecz. Dla nas nie będzie kluczowym, czy najlepiej zagrają nasi liderzy, czy może cały zespół. Chcemy po prostu wiedzieć, w jakim jesteśmy miejscu. Polska, Brazylia, Rosja, czy USA - to są faworyci igrzysk i być może w pewnych elementach jesteśmy za nimi, ale podczas Ligi Narodów udowadnialiśmy już, że potrafimy wejść na ich poziom. Wiemy, że potrafimy z nimi grać, przy Polsce też chcemy się pokazać z tej strony. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.