135,6 km/h - taką prędkość miała jedna z piłek wystrzelonych przez Wilfredo Leona z zagrywki. Urodzony na Kubie reprezentant Polski zbliżył się do swojego rekordu - 138 km/h - który ustanowił w październiku 2020 roku w lidze włoskiej.
Leon kapitalnie serwował i genialnie atakował.
Leon był liderem Polski w sobotnim meczu. Po zwycięstwach nad Włochami 3:0 i Serbią 3:1 w niedzielę zagramy ze Słowenią. Początek spotkania o godz. 19.30, relacja na żywo na Sport.pl
Paweł Papke: Gdzieś tam kiedyś ktoś pewnie miał zbliżone osiągi. Ale na poziomie ligowym. Na arenie międzynarodowej dużo asów potrafił serwować Grozer w reprezentacji Niemiec. Ale 13 asów? I do tego jeszcze mnóstwo piłek, które wróciły na nasze strony i dały nam kontry? Zdumiewające. I to mimo że Wilfredo Leona od paru dobrych lat znamy jako jednego z najlepszych siatkarzy świata. Mówię o całokształcie umiejętności. Bo jeśli chodzi o zagrywkę, to na pewno jest zdecydowanie najlepszy na świecie. Nie ma sobie równych. Mecz z Serbią to przypomniał, potwierdził. Bardzo się cieszę, że po bardzo trudnym sezonie w lidze włoskiej Wilfredo tak szybko pokazał się z tej strony.
- Tak, on nie mógł zrobić więcej, bo przez zdrowotne kłopoty jego kolegów ciężar gry Perugii był oparty tylko na nim. Niestety, Perugia nie zrealizowała swoich celów. A Wilfredo? Jak to się mówi: chłopak odpoczął i już gra swoją siatkówkę! A teraz zapewne znów odpocznie, ha, ha. Bo przecież jak na koniec meczu kamera na chwilę zbliżyła się do trenera Vitala Heynena, to było słychać, jak mówi, że ci, którzy dzisiaj grali, jutro mają wolne. To bardzo dobrze. Niech inni chłopcy pograją. Nasza kadra ma takie możliwości, że możemy rotować trzema szóstkami i to nie za bardzo wpływa na jakość, na poziom gry reprezentacji Polski.
- Tak naprawdę trener na pewno ma kilku pewniaków. Niestety, MKOl nie bierze pod uwagę przepisów FIVB i na igrzyska pozwala zabrać tylko 12, a nie 14 zawodników. Chodzi o ograniczenie liczby sportowców w wiosce olimpijskiej, ale to boli, bo z każdej drużyny odpada tylko po dwóch graczy, a wyjazd dla nich byłby ogromnym zaszczytem i honorem. Oraz możliwością zapisania się w historii sportu, jeśli się zdobywa medal. Ale cóż - jest mało miejsc, czyli jest wielka rywalizacja. U nas jest naprawdę wielka. Ona pobudza, mobilizuje. Nikt u nas nie może stać w miejscu. Kilku chłopaków mocno się bije o wyjazd do Tokio.
- Kamil Semeniuk pokazał, że jest gotowy. Pokazywał to w Zaksie, wygrywając Ligę Mistrzów i będąc wyróżniającym się zawodnikiem w jej kluczowych meczach. Ale były pewne niepokoje z nim związane. Bo nie miał dotąd wyzwania w reprezentacji. Teraz wyszedł na mocnego rywala i grał jak rutyniarz. Kiedy trzeba było mocniej, to bił mocniej, kiedy trzeba było rękę zwolnić, to zwalniał - rzeczywiście pokazał, że jest gotowy na wielkie granie. Ale oczywiście kolejka gotowych jest długa. A Kamil jest nowym człowiekiem w grupie, więc ma trudne zadanie.
- Za moich czasów nie mierzyliśmy prędkości, ta nowość dopiero wchodziła.
- W reprezentacji cztery albo pięć, już dokładnie nie wiem. W klubowych rozgrywkach było łatwiej, bo przeciwnicy trafiali się słabsi. Ale też dokładnie nie pamiętam. W każdym razie nigdy nie widziałem, żeby ktoś w jednym meczu zaserwował tyle asów, co Wilfredo.
- Ha, ha! No właśnie, a Leon wcale nie był tak daleko. Natomiast Polska z Serbią wygrała zagrywką 17:6. I blokiem 12:3, na to też trzeba zwrócić uwagę. To głównie dzięki tym elementom pewnie wygraliśmy z bardzo przecież mocną reprezentacją, jaką ma Serbia.