Tak dobrze Polacy nie zagrali od ponad 650 dni! Leon zagrywał, Serbowie nie mieli odpowiedzi

Jakub Balcerski
Efektowne 3:1 (26:24, 25:19, 21:25, 25:15) to wynik pierwszego tak ważnego i zwycięskiego dla Polaków meczu Ligi Narodów z Serbią. Znów imponowały serwisy Wilfredo Leona, do kadry świetnie wprowadza się Kamil Semeniuk, a do tego umiejętność odegrania się rywalom za niepowodzenie z poprzedniego seta. Wróciła reprezentacja Polski, która w wielkim stylu ogrywa wielkich rywali. Nie trzeba się wstrzymywać z zachwytami.

Jeśli ktoś zapomniał jaką siłę dają reprezentacji Polski ataki Bartosza Kurka, czy potężne zagrywki Wilfredo Leona, to w sobotę mógł się o tym przekonać. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy poziomem gry dorówna im Kamil Semeniuk, to też nie powinien mieć już wątpliwości. Ale jeśli ktoś twierdził, że Polacy Serbów ograją bez mrugnięcia okiem, to przebiegiem tego meczu musiał się mocno zdziwić. 

Zobacz wideo Vital Heynen zdradził plan na Ligę Narodów. "Zabieramy ze sobą całą ciężarówkę"

Chrzest Semeniuka. Heynen nie zaskoczył składem, ale zmianami już tak

Vital Heynen nie zaskoczył składem na sobotni mecz. Na boisko wyszli awizowani wcześniej do gry Bartosz Kurek, Fabian Drzyzga, Wilfredo Leon, Kamil Semeniuk, Jakub Kochanowski, Norbert Huber i Paweł Zatorski. Tak jak przeciwko drugiemu garniturowi Włoch Heynen sprawdzał możliwości nieco słabszej szóstki Polaków, tak przeciwko Serbom na boisko posłał największe gwiazdy. 

Najciekawszym wyborem pozostawał Semeniuk, który rozgrywał drugi w karierze, a pierwszy tak ważny mecz w biało-czerwonych barwach. W pierwszy set wchodził spokojnie, choć w akcji przy stanie 14:14 wypadł świetnie. Najpierw obronił blok Serbów po swojej nieudanej kiwce, a następnie sam postawił pojedynczą ścianę na siatce i zdobył punkt. Chwilę po tym poklepał go Kurek, a małego "liścia" w twarz sprzedał mu Drzyzga. To taki mały chrzest 24-latka w reprezentacji. 

Blok Kamila Semeniuka w meczu Polska - Serbia w Lidze Narodów
Blok Kamila Semeniuka w meczu Polska - Serbia w Lidze Narodów Screen sport.tvp.pl

W drugiej części pierwszej partii trener Heynen zaskoczył w jednej kwestii: zaczęło mu zależeć na wyniku spotkania. Dzień wcześniej nie zdejmował Bartosza Bednorza, nawet po tym, jak miał fatalną skuteczność w ataku. Teraz widząc, że gra toczy się punkt za punkt, wprowadził na boisko Łukasza Kaczmarka i Aleksandra Śliwkę, by dać zespołowi trochę świeżości i podwyższyć blok. Polacy obronili piłkę setową Serbów i postanowili, że trzeba tego seta efektownie wygrać. Końcówka należała do Kuby Kochanowskiego i Wilfredo Leona. Ten pierwszy najpierw zapunktował atakiem i chwilę później blokiem, a Leon obił blok i dał Polakom wygraną na przewagi 26:24 i prowadzenie w meczu. 

Loty Wilftedo Leona! Był mniej niż trzy kilometry na godzinę od pobicia własnego rekordu świata

To, co rzucało się w oczy od początku drugiego seta, to coraz większa dojrzałość Kamila Semeniuka. W pierwszym zdobył sześć punktów, ale zdarzały mu się sytuacje, w których nie wybierał dobrze kierunku, czy sposobu ataku. Wystarczyło kilkanaście minut płynnej gry, żeby przyjmujący ZAKSY Kędzierzyn-Koźle obył się z polską kadrą, wybierał coraz odważniej i uderzał piłki coraz dokładniej. Skoro pierwsza partia była chrztem, to druga dała mu pewność siebie. 

Ten fragment spotkania to też show Wilfredo Leona: fantastyczne serie na zagrywce. Nie było tak, że nie miał problemów w przypadku, gdy Serbowie często wybierali go przy własnych serwisach i silnych atakach, ale odwdzięczał się im, będąc we własnym polu serwisowym. Pozostawał na zagrywce przez pięć i sześć piłek, a jedna z nich pędziła w kierunku rywali z prędkością aż 135,6 kilometra na godzinę! To tylko 2,4 od jego rekordu świata. To nie były zagrywki, to były wręcz loty jego piłek!

Leon miał też 78 procent skuteczności w ataku, a jedną z piłek trafionych w boisko zakończył drugiego seta. Akcję wcześniej po raz pierwszy w meczu tak bardzo przy linii uaktywnił się dotąd dość biernie obserwujący spotkanie Heynen. Poprosił o sprawdzenie tego, czy Serbowie nie atakowali z przekroczeniem linii i challenge pokazał, że miał rację. Inaczej zinterpretowali to jednak sędziowie, którzy wskazali na podtrzymanie punktu dla Serbów. Heynen pokłócił się z arbitrami, trochę gestykulował, ale na koniec się roześmiał. Może wiedział, że za chwilę wszystko skończy Leon i Polska wygra 25:19. 

Zemsta Atanasijevicia na Heynenie

Po powrocie na boisko niektóre ataki Leona podbijał już tylko Slobodan Kovac, czyli trener Serbów, zza linii bocznej. A do Leona upodabniali się Kochanowski, czy Huber. Obaj w serwisie, a dodatkowo "Hubi" w bloku i "Kochan" w atakach przy krótkiej piłce. Im dalej w mecz, tym bardziej Polacy imponowali w każdym z elementów. 

Heynena na pewno nie zadowalał jednak wynik trzeciej partii. Serbowie - jak przez cały mecz - byli świetni w obronie. A dołożyli do tego także mocną zagrywkę i solidność w ataku u Aleksandara Atanasijevicia, a także Marko Ivović. Belgijski trener poprosił o czas, udzielił kilku uwag technicznych i taktycznych, ale zauważył coś po ich twarzach. "Chłopaki, wszystko idzie dobrze, ale to wygląda jakbyśmy stracili trochę z naszej siły" - rzucił. Reakcja była natychmiastowa. Do akcji wkroczył Wściekły Leon - najpierw uderzył z ogromną siłą i prawie wyrzucił z butów jednego z Serbów, a później ustrzelił asa w linię boczną. Żeby zdobyć punkt, tę piłkę trzeba było jeszcze sprawdzić, choć sędziowie akurat u niego w ciemno mogli oczekiwać punktu.

Zawodnicy Slobodana Kovaca w międzyczasie poprosili o dwie przerwy - pierwszą nie dali rady wybić Polaków z rytmu. Druga już jednak zadziałała. Swój świetny moment miał Atanasijević. Serb miał fatalny sezon ligowy - najpierw leczył kontuzje, a później przez kiepski kontakt z Vitalem Heynenem większość meczów spędzał w kwadracie. Nikt nie wiedział, czemu nie gra i wielu uznawało to za przyczynę nieco słabszej dyspozycji Sir Safety Perugii. Teraz w zapowiedziach meczowych wielu wskazywało, że atakujący może chcieć się zemścić. I faktycznie swoją zagrywką w końcówce doprowadził do stanu 22:19, a takiej przewagi w kluczowej fazie seta już nie stracili. Wynik 25:21 dał im wygraną w trzecim secie. 

Tak Polacy nie grali od ponad 600 dni. Mieli "kędzierzyńską reakcję"

Pytanie brzmiało: Czy to Serbia zaczęła grać tak dobrze, czy Polacy obniżyli loty? Z odpowiedzią pospieszyła zagrywka i polski blok. Te dwa elementy dały polskiej drużynie aż sześć pierwszych punktów kolejnego seta! Początek czwartego seta to był koncert wspaniałych tenorów, a najpiękniejsze partie sam pisał sobie Wilfredo Leon (w całym meczu zdobył 25 punktów, z czego 12 z zagrywki). Ze wsparciem kolegów zbudował przewagę aż ośmiu punktów. Polska reprezentacja miała "kędzierzyńską" reakcję na problemy. Jak ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wyczekała moment, kiedy kłopoty będzie można przekuć w powrót do świetnej gry, nie poddała się, gdy przez chwilę nie szło i wykorzystała słabszy moment rywala.

Ostatni raz tak wspaniałe kilkadziesiąt minut meczu Polacy zagrali 658 dni wcześniej - przeciwko Francji podczas turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich w Tokio. Tu można było tylko wyliczać: zagrywka - 16 punktów, blok - 12 punktów. I ci kłaniający się zawodnikom Heynena w obronie Serbowie, z którymi w przeszłości wielokrotnie mieli większe problemy. Małe turbulencje pojawiły się, gdy rywale zyskali przewagę sporym naciskiem na zagrywce, ale niedługo zabrał im powrót do zdobywania punktów. Wkrótce zamknęli set wynikiem 25:15 i cały mecz 3:1. 

Co może pozostać w głowie Vitala Heynena po stronie negatywów? W pierwszej partii jego zawodnicy popełnili jedenaście własnych błędów, w drugim siedem, w trzecim dwanaście, a w czwarty osiem własnych błędów. Nie najgorzej, ale z pewnością bez perfekcji. W ataku skuteczność wynosiła około 50 procent przez cały mecz. O ile Semeniuk i Leon mogli imponować, tak wielokrotnie problemy na prawym skrzydle miał Bartosz Kurek (12 punktów, 43 procent skuteczności), choć jego występ także można zaliczyć do całkiem dobrych. Przez cały mecz Polakom brakowało także wyciągania niektórych piłek w obronie i częstszej aktywności w systemie blok-obrona. Jednak kontrola nad wynikiem z takim przeciwnikiem, a także forma liderów może nastrajać pozytywnie. Teraz czeka nas pewnie powrót do eksperymentów doktora Vitala, ale chyba serwisy Leona, tak dobre wejście do kadry w meczu o punkty Semeniuka, czy dyspozycja Kochanowskiego wskazują, że może sobie na to pozwolić. Serbowie nie mieli odpowiedzi na dzisiejszą dyspozycję Polaków i trudno, żeby nie patrzeć na ten mecz zwłaszcza od strony zalet i zachwytów. A można się zachwycać, bo jest czym. 

Więcej o: