"Sześć lat pracy? Musimy wreszcie coś ugrać". Małgorzata Glinka o celach kadry siatkarek

- Może ja się mylę, ale moim zdaniem ta kadra jeszcze nie osiągnęła żadnego sukcesu - mówi Małgorzata Glinka-Mogentale. Dwukrotna mistrzyni Europy przekonuje, że po sześciu latach pracy z Jackiem Nawrockim polskie siatkarki muszą "wreszcie coś ugrać". Czy zrobią to w Lidze Narodów, która "wygląda jak mistrzostwa Mazowsza"? W pierwszym meczu Polki wygrały z grającymi drugim składem Włoszkami 3:2 (25:22, 22:25, 20:25, 25:22, 17:15).

W Lidze Narodów polskie siatkarki rozegrają 15 lub 17 meczów (jeśli awansują do Final Four) w miesiąc. Wszystkie w bańce antycovidowej we włoskimi Rimini. Ogromne kontrowersje wzbudzają dziwne przepisy i niekomfortowe warunki dla uczestników turnieju.

Ale Polki nie narzekają. Dla nich Liga Narodów 2021 to okazja do dobrego wejścia w sezon. Najlepsze reprezentacje świata szykują formę na igrzyska olimpijskie w Tokio. Nasza kadra ma być najmocniejsza tuż po igrzyskach, na sierpniowo-wrześniowe mistrzostwa Europy. Czy Jacek Nawrocki, który jest trenerem kadry od 2015 roku, poprowadzi zespół najpierw do zwycięstw w Rimini, a później do medalu ME?

Zobacz wideo Jacek Nawrocki tłumaczy cele polskich siatkarek. "Walczymy o rozwój tej reprezentacji"

Łukasz Jachimiak: Jakie ma Pani oczekiwania wobec reprezentacji Polski w Lidze Narodów?

Małgorzata Glinka-Mogentale: Jest rok olimpijski i wszystkie liczące się drużyny szykują formę na igrzyska. Bardzo dobrze, że my z nimi wszystkimi zagramy.

Teoretycznie tak. A w praktyce już w pierwszej i w drugiej kolejce trafiły nam się rywalki, które wcale na Tokio się nie szykują, bo przecież Włoszki i Serbki grają drugimi składami, ich podstawowe drużyny nie przebywają w Rimini, tylko są gdzie indziej na obozach treningowych.

- No tak, okoliczności tegorocznej Ligi Narodów są dziwne. Ale polska, żeńska siatkówka jest w takiej sytuacji, że nie możemy wybrzydzać i mówić, że czymś takim się nie emocjonujemy. My musimy brać to, co jest. Musimy walczyć o punkty do rankingu i o zwycięstwa. Dla nas jest mało ważne czy Włoszki albo Serbki są w Rimini w drugich składach, czy pierwszych. My musimy wreszcie coś ugrać.

Myśli Pani też o mistrzostwach Europy, które odbędą się zaraz po igrzyskach?

- Oczywiście. Najlepsze europejskie reprezentacje będą budowały formę na Tokio. Dla nich mistrzostwa Europy nie będą imprezą kluczową, a dla nas tak. To musi być nasza szansa. My wtedy musimy zawalczyć. Czas na sukces kadry, na który czekamy już długo.

Uważa Pani, że po sześciu latach prowadzenia kadry trener Jacek Nawrocki powinien zadeklarować, że gramy o medal?

- Jasne, że tak. Trzeba skorzystać z sytuacji. I wreszcie zbudować stabilny, jakościowy zespół. Ja nie wiem, czy jakiś trener miał aż taką możliwość tworzenia drużyny, jaką ma trener Nawrocki. Sześć lat pracy? Nie przypominam sobie czegoś takiego.

W XXI wieku najdłużej kadrę prowadził Andrzej Niemczyk. Jego kadencja trwała trochę ponad trzy lata.

- Jego kadencja była czasem wielkich sukcesów. Zdobyliśmy dwa złote medale mistrzostwa Europy. Nie ma porównania.

W naszej kadrze chyba są już liderki, na których można budować?

- Jest Magda Stysiak, która w lidze włoskiej pokazywała, że gra na światowy poziomie, jest Malwina Smarzek, dojdzie Asia Wołosz. Ale na razie mamy mocne pojedyncze ogniwa, a mocnego zespołu nie mamy. Może ja się mylę, ale moim zdaniem ta kadra jeszcze nie osiągnęła żadnego sukcesu. To że ktoś się pokazuje dobrze w swoim klubie i tam coś osiąga, na razie na reprezentację się nie przekłada. Jednostkowe sukcesy oczywiście są ważne, cieszę się z nich i trzymam za dziewczyny kciuki, ale teraz gra kadra i fajnie by było, żeby one coś razem w kadrze osiągnęły. Dziewczyny mają duże ambicje. Wiem o tym. Wierzę, że one się pokażą z najlepszej strony.

Śledzi Pani media społecznościowe siatkarek i siatkarzy mieszkających teraz w Rimini? Widziała Pani warunki zapewnione przez organizatorów?

- Rimini to znany, turystyczny kurort, więc to dziwne, że Liga Narodów wygląda tam, jakby to były mistrzostwa Mazowsza. Najgorzej, że ludzie muszą tam siedzieć przez miesiąc w zamknięciu, bo tego wymaga bańka antycovidowa. Współczuję im. Oczywiście to się zdarza, że organizator zapewnia niepoważne warunki. Nawet na igrzyskach olimpijskich w Pekinie miało się wrażenie, że się mieszka w domkach z kartonu, a dojazdy były tak zorganizowane, że całymi dniami się siedziało w autobusie. Ale teraz, w covidzie, do takich kwestii organizatorzy powinni się szczególnie przyłożyć.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.