Vital Heynen ma plan, jak wykorzystać sukces ZAKSY. "Historyczny rok"

Jakub Balcerski
- Bardzo cieszę się sukcesem Nikoli Grbicia i moich reprezentantów w Zaksie. Mogę tylko powiedzieć zawodnikom na zgrupowaniu: "Widzicie, chłopaki? Mamy w grupie dużo talentu. Nie ciągle u tych samych zawodników, u wszystkich". Teraz musimy z tego zrobić drużynę, która powalczy w Tokio - mówi po wygranej Zaksy Kędzierzyn-Koźle w finale Ligi Mistrzów trener reprezentacji Polski, Vital Heynen, który teraz w 24-osobowej kadrze przygotowującej się do igrzysk w Tokio będzie miał pięciu zawodników najlepszej drużyny w Europie.

Jakub Balcerski: Jaka była pana reakcja po zwycięstwie Zaksy w Lidze Mistrzów? Przed finałem mówił pan, że przede wszystkim cieszy się, że są w nim pana zawodnicy, a teraz są klubowymi mistrzami Europy.

Vital Heynen (trener reprezentacji Polski siatkarzy): Wyjaśnię, jak to wygląda z dwóch stron. Pierwsza sprawa to faktycznie gra pięciu zawodników mojej reprezentacji w Zaksie. Jest kilku z moich pierwszych chwil w kadrze. Oczywiście cieszę się, że wygrywają i zagrali na tak świetnym poziomie, to niesamowite. To moje pierwsze odczucia. Zawsze dobrze jest mieć kilku zawodników przyjeżdżających na kadrę w świetnej formie i humorze po takim zwycięstwie. Druga sprawa to fakt, jak historyczną sprawą jest to zwycięstwo dla całego kraju. I mam nadzieję, że tworzy się historyczny rok dla polskiej siatkówki, bo to bardzo ważna wygrana w kontekście przyszłości. 

Zobacz wideo Polscy siatkarze szczepili się przeciwko COVID-19. "To bardzo ważne, że możemy się zaszczepić przed igrzyskami"

Patrzył pan na to także ze swojej perspektywy: trenera, który pewnie też chciałby sięgnąć po Ligę Mistrzów w swojej karierze?

Chyba nie. Już coś wygrałem w swoim życiu, a zdobycie złota mistrzostw świata było tak bardzo ponad moimi wszelkimi marzeniami, że po prostu cieszę się tym, że kolejny świetny trener wygrywa. W czasie całego sezonu Ligi Mistrzów pisałem do Nikoli Grbicia, także teraz i mu pogratulowałem, bo świetnie było obserwować to, jak Zaksa sobie radzi. Znam to uczucie, kiedy wygrywasz coś tak wielkiego, że nie możesz sobie tego wyobrazić, ale nie miałem w głowie po meczu: "W sumie tych rozgrywek nadal nie wygrałem". To świetna praca Nikoli dała to wielkie zwycięstwo, cieszę się także jego sukcesem. 

Polska z ostatnich lat w siatkówce to dwukrotny mistrz świata, medalista mistrzostw Europy i teraz tym, którzy widzieli problem z postrzeganiem jej jako potęgi odpada kolejny argument: do tej pory nie było tu zwycięstwa klubowego w Europie. Od 43 lat brakowało takiego trofeum, a teraz pojawiła się najlepsza drużyna kontynentu. Myśli pan, że dzięki temu to spojrzenie na polską siatkówkę może się trochę zmienić?

Dla mnie to już jednak nic nowego. Było już wiele chwil, gdy polski zespół był w Final Four Ligi Mistrzów i to już dla każdego klubu na tym poziomie wielki sukces. Mamy już od jakiegoś czasu trzy ligi, które są ponad innymi: rosyjską, włoską i polską. Ostatnio PlusLiga radziła sobie coraz lepiej i sukces Zaksy był czymś jeszcze większym niż tylko udowodnieniem, że faktycznie się poprawia. Polska na pewno jest krajem świetnej siatkówki i tego już nikomu nie trzeba udowadniać. 

Z drugiej strony przed finałem z Trento Włosi nazywali Zaksę Dawidem, a Trentino Goliatem. I to po tym, jak polski zespół wyeliminował dwie wielkie potęgi z Ligi Mistrzów - Cucine Lube Civitanova i Zenit Kazań. 

Nie czytam wszystkich tytułów przed takimi meczami, ale na pewno zgadzam się z tym, że postrzeganie tego sezonu powinno się opierać na tym, żeby spojrzeć na to, kogo Zaksa pokonała. Przede wszystkim Lube. Grałem przeciwko nim i wiedziałem, jak silny to zespół. Możliwe, że od strony sportowej to ich największe osiągnięcie w tym sezonie i jego kluczowy moment. Od tego momentu mecze z Zenitem i Trentino postrzegałem jako wyrównane starcia, dawałem szanse 50:50. Sobotni finał był przede wszystkim kwestią tego, czy Trento przyciśnie ich zagrywką i wygra 3:0, albo Zaksa zacznie sobie z nim radzić i zagra swoje. Dlatego o zwycięstwo pośrednio mogła zadecydować już chwila taka, jak 9:6 w pierwszym secie. Nie mieli najlepszego wejścia w mecz, a potem do niego wrócili i wiedziałem, że dzięki temu będą mieli spore szanse. Ale ci, którzy naprawdę zajmują się siatkówką i coś o niej wiedzą, nie mogli powiedzieć przed finałem, że Trentino było w nim wielkim faworytem, a zwycięstwo Zaksy będzie sensacją. 

Powiedział pan już w jednym z wywiadów, że spośród indywidualności bardzo docenia pan, jak wypadł Olek Śliwka. Był moment, w którym zobaczył pan jego zagrania i powiedział "gra jak szalony"?

Nie, ale dlatego, że chyba bardziej niż w szalony sposób, grał przede wszystkim inteligentnie. Były piłki, w których przyjęcie mogło martwić, ale gdy dostawał nawet trudne dogranie od rozgrywającego, kończył akcję w mądry sposób i dając punkt swojej drużynie. Zagrał niezwykły mecz, ale jeśli grasz tak ważny finał, to nie możesz mieć na boisku grającego w taki sposób tylko Olka Śliwki, a cały zespół. Oczywiście byli też zawodnicy, którzy grali nieco słabiej, albo ich dyspozycja bardzo zmieniała się na przestrzeni całego spotkania. Ale widziałem więcej graczy, i cieszę się, że to akurat moich graczy, którzy w tym spotkaniu byli świetni. Choćby Łukasz Kaczmarek, który już w drugim tak ważnym meczu po rewanżu ćwierćfinału przeciwko Lube, zakończył spotkanie asem serwisowym. 

Przed meczem Nikola Grbić opowiedział historię, jak w 2000 roku po porażce w ćwierćfinałach Serie A z jego Treviso nie załamał się i zdobył później olimpijskie złoto, odnosząc to do sprawy Zaksy - porażki w finale PlusLigi i pozostającej szansie na wygranie Ligi Mistrzów. Chciał, żeby jego siatkarze wierzyli w ten sukces i się udało. Ale jest jeszcze ta druga część historii Nikoli - z Treviso też wygrał wtedy Ligę Mistrzów. Teraz ta sprawa może wrócić, jeśli Polacy sięgną po złoto w Tokio. Potraktuje to pan jako dobrą wróżbę?

To oczywiście trochę inne czasy i zespoły, pewnie trudno to porównywać, ale nie ukrywam, że chciałbym, żeby ta historia faktycznie okazała się prawdziwa dla kilku siatkarzy Zaksy. To byłoby świetne, a trzeba pamiętać, że polska kadra już jest pewna siebie i według mnie będzie tylko silniejsza. Mamy przed sobą igrzyska olimpijskie za trzy miesiące, na które muszę stworzyć silny zespół, ale dla mnie nie to jest dzisiaj najważniejszą kwestią: po prostu mamy świetnych zawodników i mówię to odkąd tu jestem. Kiedy przyszedłem do kadry to widziałem, jak ważne będzie dać Śliwce, Kaczmarkowi, czy Kubie Kochanowskiemu szansę gry na najwyższym poziomie i zdobywania doświadczenia. Teraz mogę tylko powiedzieć zawodnikom na zgrupowaniu: "Widzicie, chłopaki? Mamy w grupie dużo talentu. Nie ciągle u tych samych zawodników, u wszystkich". Teraz musimy z tego zrobić drużynę, która powalczy w Tokio. Niech historia Nikoli będzie napędem i spełni się w przypadku chłopaków z Zaksy, choć to w sumie coś dość oczywistego: nigdy nie uczysz się na zwycięstwach, zawsze analizujesz porażki i musisz sobie z nimi poradzić, co przynosi pewne skutki. 

Teraz myśli pan już pewnie o tym, że zaraz będzie miał wszystkich zawodników w Spale, wreszcie razem przygotowujących się do igrzysk, a wcześniej Ligi Narodów, prawda?

Siatkarze z Zaksy będą potrzebowali tydzień, może dziesięć dni, żeby przyjechać tu, zaadaptować się do zmiany na reprezentację i wejść w te przygotowania. Problem z kadrą to na razie to, że ze względu na okoliczności wolno zbieraliśmy się jako zespół. Nie mam nic przeciwko temu, że Zaksa, czy zawodnicy, którzy niedawno dołączyli do grupy w Spale, potrzebują trochę czasu, a z ich sukcesów bardzo się cieszę. Ale jest za wcześnie, żebyśmy mówili, że już teraz ten zespół będzie przechodził przemianę i stawał się lepszy w kierunku igrzysk. Teraz w zasadzie dopiero zaczynamy rozmawiać o reprezentacji, zacznie się robić głośno, a my musimy sobie poradzić z faktem, że nie mamy aż tak wiele czasu. 

Grupa kilku-kilkunastu zawodników już od jakiegoś czasu przygotowuje się w Spale. To już realizacja czegoś, co im zaplanował pan na przygotowania, czy przede wszystkim podtrzymywanie formy i rytmu po sezonie?

Każdy z nich ma własny wyznaczony plan i zadania, więc realizuje je od pojawienia się w Spale. Zaczyna się już także działanie pod to, jak mają wyglądać w zespole. Testujemy to, jak możemy grać i jak ma wyglądać reprezentacja. Myślimy o tym, ale w sobotę w Spale było 15 z 24 zawodników, więc dziewiątki wciąż brakowało. Dzień po dniu będzie ich więcej i skupimy się na wypracowywaniu tego, co chcielibyśmy widzieć przed Ligą Narodów i igrzyskami. Teraz nie chodzi tylko o konserwację, ale przede wszystkim pracę, która później pozwoli na osiągnięcie wyższego poziomu niż dotychczas. Teraz liczę, że będziemy mieli ciężkie treningi z dobrymi efektami, że unikną nas kontuzje, ale to wszystko pozostawi mi grupę zmęczonych, choć zadowolonych z efektów osób. 

Większość osób pewnie właśnie uświadomiła sobie, że w końcówce maja i przez cały czerwiec nadchodzi praktycznie miesiąc siatkówki bez przerwy. Jeśli polski kibic będzie chciał obejrzeć reprezentację Polski kobiet i mężczyzn we wszystkich meczach Ligi Narodów, to musi siedzieć przed telewizorem bez jednego dnia przerwy. A pan wie już wszystko przed tymi rozgrywkami? Było o nie wiele pytań wcześniej i nadal nie wydaje się, żeby wszystko było jasne.

Od strony praktycznej Ligi Narodów wciąż pracujemy nad kilkoma szczegółami i nie wiemy, jak dokładnie wszystko przebiegnie na miejscu w Rimini, gdzie rozegrany zostanie turniej i zorganizowana będzie bańka. Wylatujemy do Włoch 23-24 maja i mamy nadzieję, że skoro mamy jeszcze te trzy tygodnie do rozpoczęcia turnieju, to dostaniemy odpowiedzi na wszystko, o co pytamy. Doszliśmy do wniosku, że bańka to nie taki zły pomysł. W końcu koronawirus wciąż rozprzestrzenia się pomiędzy poszczególnymi krajami i jeśli chcesz grać teraz w siatkówkę, to faktycznie potrzeba do tego bezpieczniejszego środowiska. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Nie mamy zwykłych przygotowań do igrzysk, ale nikt ich nie ma, więc musimy sobie poradzić z tym, jak to wygląda i wyjść z tego tak silnym, jak tylko się da. Jednak, gdy spytacie mnie "Jak to się stało?", pewnie nie do końca będę znał odpowiedź. 

Rok temu pytałem pana, jak wyobraża pan sobie igrzyska i czy myśli o tym, jak tam będzie. Wtedy Tokio było jednak odległą perspektywą w czasie i w związku z sytuacją epidemiczną. Jak pan patrzy na to teraz?

Jedna różnica pomiędzy Ligą Narodów i igrzyskami w Tokio to fakt, że w przypadku wyjazdu do Japonii mamy bardzo jasno określone wszystkie zasady na miejscu. Dzięki temu mogliśmy sobie przygotować dobry pomysł na to, jak działać. Choćby to, że wcześniej pojedziemy do Takasaki i tam będziemy mieli ostatni etap przygotowań. Tam wszystko jest przejrzyste i zrozumiałe, ale chciałbym wiedzieć wszystko o tym, co wydarzy się wcześniej. Nie wiem też, jak na to wszystko zareagujemy. Zwłaszcza że cały zespół przejdzie z jednej bańki do drugiej i to nie musi być tak proste, jak niektórym mogłoby się wydawać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.