Dziennik "L’Equipe" chwalił Toniuttiego i Zaksę za serię zwycięstw na początku sezonu, pisząc, że ten "nie wie, jak smakuje porażka", później gazeta "DNA" z Alzacji cieszyła się jego "europejskim snem", który jest już blisko spełnienia, a polscy eksperci nazywali go "magikiem" na boisku. Francuz stał się symbolem zwycięstw klubu z Kędzierzyna i jego głównym generałem w drodze po największy sukces polskiego zespołu w Europie od 43 lat. Teraz go spełnił. Do wygrania Toniuttiemu i Zaksie pozostawał finał Ligi Mistrzów z Trentino w Weronie, który zakończył się wynikiem 3:1 dla Zaksy.
Historia dzisiejszego kapitana reprezentacji Francji ma swój początek w Pfastatt, gdzie Toniutti zaczął przygodę z siatkówką. - Gdy byłem mały, chodziłem oglądać mecze moich rodziców, którzy zarządzają moim pierwszym klubem, Volley Pfastatt. Moja siostra i brat też mieli swoje spotkania, więc ich również oglądałem i spędzałem tak dużo czasu na hali, że po części chyba musiałem pomyśleć o zostaniu siatkarzem. Nie mogłem wtedy powiedzieć, że na pewno będę w reprezentacji albo czołowym klubie, ale wiedziałem, że to może się wydarzyć, a moją przyszłością będzie granie w siatkówkę - mówił nam Toniutti.
Klub z Pfastatt był dla Toniuttiego jak rodzinna firma. - Benjamin dostał swoją pierwszą klubową legitymację w wieku sześciu lat - wyjaśniła Sport.pl sekretarka klubu, a prywatnie mama siatkarza Cathy Toniutti. - Został w naszym klubie do momentu, w którym wyjechał do Narodowego Centrum Siatkówki w Montpellier, w wieku 16 lat. W tym czasie grał w Pfastatt w każdej kategorii wiekowej i szybko wybierano go do kadr regionu, gdzie został zauważony i wybrany jako jeden z tych, którzy mogą wyjechać do Montpellier. Benjamin wraca do Alzacji dwa-trzy razy do roku na kilka dni i zawsze stara się odwiedzić zawodników swojego byłego klubu - dodał.
W ostatnim roku gry dla Pfastatt Toniuttiego trenował polski złoty medalista mistrzostw świata z Meksyku w 1974 roku i igrzysk olimpijskich w Montrealu z 1976, Mirosław Rybaczewski. - Pamiętam, że od najmłodszych lat przychodził z tatą na halę i zawsze miał ze sobą piłkę. Odbijał, odbijał i odbijał - wspominał ze śmiechem Rybaczewski. - Faktycznie, szedłem z piłką, odbijałem od ściany, atakowałem, wystawiałem, próbowałem nawet przyjęć - przyznał Toniutti. - Trenowałem go nie za długo, ale po roku spędzonym w mojej drużynie przeszedł do centrum w Montpellier i tylko podnosił jakość swojej gry. Ale nigdy nie przypuszczałbym wtedy, że trenowałem jednego z najlepszych rozgrywających na świecie - wskazał Rybaczewski.
W centrum w Montpellier Toniutti spędził cztery lata. - To coś w stylu Spały w Polsce. Grałem tam w różnych zespołach, zacząłem więcej trenować i pracować nad swoim ciałem. Łatwo poczuć tam, że się rozwijasz. Gdy tam trafiasz jesteś młody, dostajesz więcej szans i grasz z coraz lepszymi zawodnikami. Masz najlepszych zawodników we Francji z każdego rocznika, więc łatwo podpatrywać u nich niektóre elementy i grać coraz lepiej. Ale kluczowe jest to, co dzieje się później - czy idziesz do większego klubu w kraju, zagranicznego, czy zaczynasz grę w reprezentacji - opisywał.
Potem spędził cztery lata w Arago de Sete pod okiem Patricka Duflosa. - To trener, któremu sporo zawdzięczam, bo jako pierwszy wyraźnie na mnie postawił. Dał mi szansę w profesjonalnym klubie, a to duża zmiana dla zawodnika, który stara się stopniowo rozwijać. Ale od każdego trenera starałem się uczyć i przyswajać to, co może mi się najbardziej przydać w przyszłości - wskazał Toniutti.
W 2013 roku Toniutti przeniósł się do swojego pierwszego zagranicznego klubu - włoskiej Rawenny. Zdobył tam swoje pierwsze trofeum - wygrał Puchar Challenge, czyli rozgrywki trzeciej kategorii europejskiej federacji (CEV). Później na krótko znalazł się w Zenicie Kazań, ale tam nikt nie przewidział dla niego większej roli więc Francuz dalej szukał swojego idealnego miejsca w Europie. Nie znalazł go w Friedrichshafen, dokąd przybył w 2015 roku i spędził tylko jeden sezon, choć zdobył mistrzostwo Niemiec. Wtedy odniósł też dwa największe sukcesy w karierze. Z reprezentacją Francji wygrał Ligę Światową i zdobył mistrzostwo Europy, będąc kapitanem i pierwszym rozgrywającym zespołu. W takich okolicznościach trafił do Zaksy.
- Nie lubię mówić o swojej grze w jakimś klubie, że miałem jeden najlepszy sezon. I tak jest teraz w Kędzierzynie. Ten sezon pewnie jest najlepszy, ale lubię doceniać to, że dużo osiągnąłem we wszystkich sześciu - mówił o grze dla Zaksy Toniutti. A zdobył z nią trzy mistrzostwa, trzy Puchary i dwa Superpuchary Polski. - Zawsze chcę grać coraz lepiej, ale jedna rzecz kręci mnie najbardziej. Lubię ciągle sprawiać, że lepszymi zawodnikami stają się ci obok mnie. To ważniejsze, bo chciałbym doprowadzać tych, którzy nie grają w pierwszej szóstce, do jak najwyższego poziomu. W ten sposób regularnie wzmacniasz swój zespół i sam odczuwasz satysfakcję. Tak miałem choćby z Kamilem Semeniukiem teraz, czy Łukaszem Kaczmarkiem, gdy się tu pojawił - tłumaczył Francuz.
Toniuttiego uważa się za głównego reżysera fenomenalnej gry kędzierzynian i awansu do finału Ligi Mistrzów po ograniu Cucine Lube Civitanova, czy Zenitu Kazań. W sobotę Toniutti zagrał o brakujące trofeum w swojej karierze, a także ostatnich latach świetnej dyspozycji Zaksy, która do tej pory nie mogła dojść do wielkiego sukcesu w Europie. W Weronie popełniał błędy, ale nic się nie zmieniło: był generałem zespołu, który pokonał Trentino 3:1 i stał się najlepszą drużyną w Europie. - Jest najlepszym rozgrywającym na przestrzeni lat we Francji. On był motorem całego zespołu Kędzierzyna. Stanowił zresztą o jego trzonie. ZAKSA dla tego utrzymuje się na wysokim poziomie, bo sezon po sezonie zostawali w niej kluczowi zawodnicy, do których Toniutti bez wątpliwości należy - ocenił Mirosław Rybaczewski. - Czy czuję się współautorem sukcesu? Miałem z nim krótki epizod, ale bardzo bym się cieszył, bo urodził się w Alzacji, czyli regionie, gdzie do dzisiaj przebywam, a dodatkowo wspaniale byłoby go widzieć prowadzącego polski zespół, który po raz pierwszy od sukcesu Płomienia Milowice sięga po Puchar Europy - dodawał jeszcze przed finałem. Teraz może świętować.
Trofeum wywalczone w Weronie może być zwieńczeniem pięknego okresu gry Toniuttiego dla Zaksy. Po sezonie, choć to jeszcze niepotwierdzone, ma odejść do Jastrzębskiego Węgla, a z zespołem pożegnaliby się też Paweł Zatorski i Jakub Kochanowski. - Grasz tymi zawodnikami, których masz. Wygrywasz tymi siatkarzami, których trenujesz. Nie wygrywasz meczów zawodnikami, których chciałbyś mieć. Będziemy w przyszłym sezonie tak silnym zespołem, jak to tylko będzie możliwe. To jest praca, to jest biznes. Każdy podejmuje takie decyzje, które są dla niego najlepsze. Musimy się adaptować do aktualnej sytuacji. Ktokolwiek będzie grał w Zaksie, pod moją wodzą, będzie grał na miarę swoich możliwości i o to, żeby wygrywać - mówił o tej trudnej sytuacji swojej drużyny trener Zaksy, Nikola Grbić w rozmowie z dziennikarzem Sport.pl, Jakubem Sewerynem.
Toniutti w rozmowie ze Sport.pl przyznał, że jest skupiony na tym, co przed nim. - Najpierw czeka mnie finał Ligi Mistrzów, na którym oczywiście skupiam całą swoją uwagę, a potem chwila odpoczynku i przygotowania do igrzysk olimpijskich i całego sezonu reprezentacyjnego z francuską kadrą. Dopiero potem zwrócę swoją uwagę głównie na to, co czeka mnie w nowym sezonie ligowym - zapewnił. Spytaliśmy go także o tę dalszą przyszłość. - Wiesz, jest taka rodzinna firma w Pfastatt, może chciałbyś kiedyś wrócić tam w innej roli? - podpowiedzieliśmy. - Na pewno wrócę tam w tym roku, ale tylko z wizytą. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość i nie zastanawiam się jeszcze nad tym, co będę robił po siatkówce - śmiał się Toniutti.