Czekali 17 lat! Nic nie układało się tak, jak powinno, a mają tytuł mistrza Polski

Jakub Balcerski
W tym sezonie nic nie układało się tak, jak powinno. Jastrzębski Węgiel odpadł z Ligi Mistrzów bez rozegrania nawet jednego meczu. Znów zmienił trenera, a potem przegrał w finale Pucharu Polski. Ale w finale ligi zasłużenie ograł jedną z najlepszych drużyn w Europie i odzyskał tytuł po 17 latach.

Jest 20 stycznia. Jastrzębski Węgiel przegrywa właśnie trzecie z czterech ostatnich spotkań w PlusLidze. I zaczyna tracić coraz więcej do niepokonanej w lidze Zaksy. To drużyna z Kędzierzyna-Koźla jest w tamtym momencie faworytem rozgrywek PlusLigi. 

Play-offy są jednak za kilkanaście tygodni, a prezes Adam Gorol decyduje się postawić wszystko na jedną kartę. Zwalnia Luke'a Reynoldsa i powierza zespół Andrei Gardiniemu. Włoch przychodzi z jednym celem: zdobyć złoto. Wiele osób nie wierzy, że to się uda, ale 18 kwietnia to Gorol uśmiecha się od ucha do ucha. Po pięciu latach prezesury jego klub zdobył właśnie upragniony złoty medal - w finale pokonując Zaksę.

Zobacz wideo PlusLiga. ZAKSA zagra o złoto. "Była w nas sportowa złość"

Prezes Jastrzębskiego Węgla zmieniał trenerów jak rękawiczki

Od początku prezesury Gorol aż pięciokrotnie zmieniał trenerów. Za drugim razem był zmuszony - po tym, jak za Marka Lebedewa w 2018 r. w klubie pojawił się Ferdinando De Giorgi, Włoch zrezygnował z pracy w Jastrzębiu po zaledwie kilku tygodniach i zdecydował się na odejście do Cucine Lube Civitanova. Za niego Gorol zatrudnił Roberto Santilliego, ale i on wytrwał w klubie tylko kilka miesięcy. Tym razem decyzję podjął Gorol, który najpierw powierzył zespół jego asystentowi Luke'owi Reynoldsowi, a następnie sprowadził do klubu Slobodana Kovaca. Serb dostał jednak wyraźne zadanie doprowadzenia zespołu do końca sezonu i  odszedł wiosną 2020 r., a prezes wrócił do pomysłu z Reynoldsem. I w styczniu tego roku za Australijczyka wprowadził Andreę Gardiniego. Pasuje do działań Gorola określenie "zmienia trenerów jak rękawiczki". Ale on ciągle powtarzał: każda zmiana ma sens, do każdej dochodzi w innych okolicznościach. A nie zmieniał się cel takiego działania: dojście do najlepszej możliwej formy z obecnym składem.

Gorol chciał przerwać passę 10 lat bez obecności w finale PlusLigi. W tym czasie Jastrzębski czterokrotnie był trzeci, dwukrotnie przegrywał w półfinale Ligi Mistrzów i raz zdobył w niej brąz, czterokrotnie musiał się zadowolić mianem finalisty Pucharu Polski. - Przejmowałem klub w trudnej sytuacji ekonomicznej i wyjście z niej było naszym celem. To się udało dzięki naszemu partnerowi strategicznemu, ale dzisiaj jesteśmy już organizacyjnie na trochę innym poziomie. Budujemy się i mamy ambitne cele sportowe - mówił rok temu w rozmowie ze Sport.pl

Wtedy Jastrzębski Węgiel znów był w czołówce PlusLigi, a w Lidze Mistrzów dokonał czegoś niezwykłego. Dwa razy pokonał w fazie grupowej Zenit Kazań. - Doprowadzić na wyjeździe do tie-breaka, gdy przegrywa się 9:14 tie-break, i wygrać to wielki sukces. Pokazujemy, że w każdym meczu warto i trzeba walczyć o każdą piłkę. Nam się udało, ale jeśli ktoś by pomyślał, że to tylko wyjazd i jeden raz się może Zenitowi zdarzyć, to mecz w Polsce pokazał, że ta moc w dwumeczu była po naszej stronie - mówił Gorol. Ale Jastrzębskiemu nie było dane udowodnić swej siły w dalszej fazie rozgrywek. Epidemia koronawirusa zakończyła sezon w PlusLidze i Lidze Mistrzów, pozostawiając w Jastrzębiu - które w grupie zajęło  pierwsze miejsce i szykowało się do ćwierćfinału z Itas Trentino - spory niedosyt.

Koronawirus zabrał Jastrzębskiemu grę w Lidze Mistrzów w ciągu dwóch sezonów

A to nie koniec perypetii Jastrzębskiego Węgla z koronawirusem. Ten sezon drużyna rozpoczęła dobrze - w pierwszych 10 spotkaniach przegrała tylko dwa razy - oba z niepokonaną wówczas w PlusLidze Zaksą. Mecze klubu często były jednak przekładane, bo dwukrotnie zespół przeżył falę zakażeń. Klub nie poleciał na mecze fazy grupowej Ligi Mistrzów do Berlina i Kazania i przegrał sześć meczów bez wychodzenia na boisko. Los odebrał klubowi szansę na sukces w Europie po raz drugi z rzędu. 

Druga fala zakażeń w Jastrzębiu zbiegła się z małym kryzysem sportowym. Drużyna wciąż zajmowała jednak drugie miejsce w tabeli, ale prezesowi nie spodobało się, że lepszy od niej mógł być choćby beniaminek rozgrywek - Stal Nysa. Za Luke'a Reynoldsa przyszedł zatem Andrea Gardini. Włoch dwa lata wcześniej zdobywał mistrzostwo Polski z Zaksą Kędzierzyn-Koźle, a teraz miał ją pokonać w walce o Puchar Polski i w rozgrywkach PlusLigi. Pierwsze starcie z drużyną z Kędzierzyna nie poszło jednak po myśli jastrzębian. W finale pucharu przegrali z Zaksą 0:3. - Mamy zespół eksportowy - mówił o Zaksie ekspert Polsatu Sport Wojciech Drzyzga. - Grają na poziomie nieosiągalnym dla innych i w Polsce, i dla niektórych w Europie - wtórował komentator Tomasz Swędrowski. O Jastrzębskim Węglu nieco zapomniano.

Jastrzębski awansował do półfinału PlusLigi po pokonaniu Aluronu CMC Warty Zawiercie, a tam gładko, bo po dwóch meczach, okazał się lepszy od Vervy Warszawa Orlen Paliwa. W finale czekała Zaksa. Pierwszy mecz jastrzębianie wygrali 3:1. Okazało się, że wygrać z ekipą z Kędzierzyna to nie misja niemożliwa.

Upór został nagrodzony. Dumne Jastrzębie-Zdrój nie zasnęło

Co ciekawe, przed finałem wielu graczy podpisało umowy na nowy sezon, ale nie z obecnym klubem. W tym kontekście mówi się choćby o Lukasie Kampie, który ma trafić do Trefla Gdańsk. Gardini chwalił jednak zawodników za profesjonalizm i za to, że myśleli o celach, które mieli do osiągnięcia z obecnym klubem.

Rewanż finału w Jastrzębiu-Zdroju to ukoronowanie pracy Gardiniego. Prezes Gorol, sztab i siatkarze mogli cieszyć największym sukcesem od 17 lat. Drugi tytuł mistrzowski jastrzębskiego Węgla przyszedł niespodziewanie i miał swoich bohaterów - w finale przede wszystkim Jakuba Buckiego i Tomasza Fornala. Ostatnią piłkę skończył Jurij Gladyr, były zawodnik Zaksy, od dwóch lat grający dla jastrzębian. Zespół najpierw świętował w hali, ale krótko, bo przed nią czekali już kibice. Były śpiewy, taniec z pucharem i fajerwerki. Świętowało całe niemal całe miasto.

Jastrzębski Węgiel był sportowo lepszy od Zaksy. Ich triumf nazywamy sensacją, mając w pamięci formę kędzierzynian, która pozwoliła im na awans do finału Ligi Mistrzów. Ale nowi mistrzowie trofeum wywalczyli zasłużenie.

Co przyszłością zespołu? Do tego w klubie mają usiąść dopiero po świętowaniu tytułu. Ale już jest jedna niespodzianka: tym razem jastrzębianie nie chcą zmienić trenera.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.