Zakazany scenariusz ZAKSY się spełnił. Włosi: Lube poddało się. Wielki wyczyn blisko

Jakub Balcerski
ZAKSA mogła przegrać z Lube trzy sety, mogła nie być na boisku tym samym zespołem, który tydzień wcześniej ogrywał Włochów na ich terenie, ale to, co zrobiła w złotym secie, zasługuje na uznanie. Ograła swojego największego rywala w najtrudniejszej z możliwych sytuacji. I dlatego nie będzie bez szans na awans do finału Ligi Mistrzów, a nawet wygranie całych rozgrywek.

To miał być zakazany scenariusz. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle miała wyjść na własną halę, zdominować Cucine Lube Civitanova i wejść do półfinału Ligi Mistrzów. Włosi mieli drżeć jak tydzień wcześniej, gdy jako gospodarze przegrali 1:3. Ale wszystko poszło nie tak. 

Zobacz wideo "To nie jest łatwe, żeby wrócić po covidzie i grać mecze co trzy dni"

Zakazany scenariusz się spełnił. ZAKSA walczyła, ale to Lube było wielkie

W Kędzierzynie grały ze sobą prawdopodobnie dwa najlepsze siatkarskie zespoły świata. I wynik 3:0 (25:22, 26:24, 26:24) dla Cucine Lube Civitanova nie pokazuje w pełni tego, jak wyglądało to spotkanie. Włosi kończyli pierwsze dwie partie asami serwisowymi, byli świetni na zagrywce i dominowali dzięki zagraniom Osmany'ego Juantoreny i Robertlandy'ego Simona. Ten drugi był niesamowity zwłaszcza w obronie. Na boisku odwrotnie niż w pierwszym meczu nie zawiedli także Simone Anzani i libero Fabio Balaso. Byli wielcy, ale każdy miał świadomość, że drugiego tak słabego meczu jak w pierwszym spotkaniu ćwierćfinału już nie zagrają. 

A ZAKSA nie wykorzystywała jednak swoich możliwości. Benjamin Toniutti większość piłek kierował do Kamila Semeniuka, który miał o wiele niższą skuteczność od Łukasza Kaczmarka. Nie najlepiej funkcjonowała gra przy siatce i w obronie, a bez zastrzeżeń można było podchodzić chyba tylko do gry Kuby Kochanowskiego. Kędzierzynianom zdarzały się świetne momenty, jak cztery pojedyncze bloki - po dwa na Simonie i Juantorenie. ZAKSA walczyła, ale brakowało elementu, w którym polski zespół byłby wyraźnie lepszy od Włochów

O złotym secie ZAKSA nie chciała nawet słyszeć, a zagrała w nim tak, jak powinna w całym meczu

Doszło do złotego seta, o którym początkowo trener ZAKSY, Nikola Grbić, nie chciał nawet słyszeć. Mówił, że ważne będzie mocne wejście w mecz i przejęcie nad nim kontroli. Czyli coś, co w ogóle nie udało się w środę. Jak zmotywować swoich zawodników do lepszej gry w tak ważnym momencie meczu, gdy nie idzie? To sekret Serba. Bo złotego seta Polacy grali już na równi z rywalem.

Nie pozwalali uciec Lube, choć nie ustrzegli się błędów. Grbić dwukrotnie przegapił szansę na wzięcie challenge'u, który dałby punkty jego drużynie. Najpierw przy stanie 10:9 Włosi odbili piłkę cztery razy, ale sędzia tego nie zauważył, a dwie akcje później Aleksander Śliwka atakował po palcach jednego z blokujących, a sędzia pokazał aut bez bloku. Może kluczowe w tym momencie spotkania było jednak coś innego? ZAKSA zachowała spokój w najważniejszej chwili - gdy była o krok od wyjścia na prowadzenie dające jej piłki meczowe o awans do półfinału Ligi Mistrzów

Kędzierzynianie grali tak, jak powinni w całym meczu. Kluczowe akcje kończyli zmiennik na środku, Krzysztof Rejno, Kamil Semeniuk i Łukasz Kaczmarek. Zrobiło się 13:13 i zagrywką punktową pierwszą piłkę meczową dał ZAKSIE Jakub Kochanowski. Sam chwilę później zmarnował szansę na zakończenie spotkania, ale chwilę później kolejnego meczbola do rąk dostał Łukasz Kaczmarek. Jego serwis był świetny i trafił zawodnika Lube, a piłka odskoczyła na bok. Było 16:14 i ZAKSA mogła się cieszyć wygraną. Nieważne jak wymęczoną. Ważne, że utrzymaną po słabszych chwilach w trakcie trzech wcześniejszych setów.

"Cud się nie wydarzył"

"Lube poddało się w złotym secie" - tak tytułuje swoją relację z meczu z ZAKSĄ włoski portal oasport.it. "Civitanova otarła się o wielki wyczyn, ale to ZAKSA przechodzi do półfinału po złotym secie. Dla obrońcy tytułu odrobienie strat dzięki wygranej 3:0 nie było wystarczające. Cud się nie wydarzył" - czytamy w tekście "La Gazzetta dello Sport".

ZAKSA dużo nauczy się po rywalizacji i wygranej z Lube. Cierpliwości i wiary we własne umiejętności, ale także wytrzymywania presji. To uratowało ich w środę i jest jedyną, słuszną drogą do sukcesów nie tylko w Polsce, ale i Europie. Polska drużyna znów zagra w półfinale Ligi Mistrzów i trzeba to powiedzieć: nie jest bez szans na końcowy sukces. Dwa lata temu na tym etapie z rozgrywek odpadła PGE Skra Bełchatów, która w obu meczach z Cucine Lube Civitanova była jednak o wiele słabsza od Włochów. Teraz drużyna Grbicia może jednak celować w finał w Weronie. A nawet myśleć o końcowym zwycięstwie, bo tym zwycięstwem w złotym secie, potwierdziła, że jest w stanie zdać nawet najtrudniejszy test, jakiemu się ją poddaje.

O półfinał walczy jeszcze PGE Skra

Teraz zawodnicy Nikoli Grbicia będą czekać na rywali. Do półfinału wcześniej awansowała już Sir Safety Perugia Vitala Heynena i Wilfredo Leona. Może się w nim znaleźć jeszcze jeden polski zespół - PGE Skra Bełchatów, która w pierwszym meczu przegrała jednak z Zenitem Kazań 1:3. To z jedną z tych drużyn zagra ZAKSA. Rewanż w czwartek, 4 marca o godzinie 16:00. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA