"Z ogromnym niepokojem obserwuję wydarzenia w Polsce. Docierają do mnie informacje, o prośbach "pacyfikowania" zawodniczek grających na polskich parkietach (sponsorowane przez spółki Skarbu Państwa), które opowiedziały się po stronie protestujących... informacje o niewygodnych i niemile widzianych symbolach na ich ramionach?" - kilka dni temu na Instagramie napisała Joanna Wołosz.
Siatkarka Imoco Volley Conegliano jako jedna z nielicznych przedstawiciele świata sportu, publicznie zabrała głos na temat decyzji TK i strajków, jakie ona wywołała. Teraz w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" opowiedziała, jak jej koleżanki z Włoch zareagowały na to, co dzieje się w Polsce.
- Łapały się za głowę i mówiły, że to niemożliwe, by takie rzeczy działy się w XXI wieku. I to w kraju, który swoje przeszedł w historii. To bardzo trudny czas dla wszystkich pod względem psychicznym. Nie dość, że przez koronawirusa pojawiają się kolejne ograniczenia i trzeba uważać, to jeszcze ktoś robi ci takie świństwo - powiedziała Wołosz, opowiadając o reakcji koleżanek.
Siatkarka przyznała, że termin orzeczenia decyzji TK nie został wybrany przypadkowo. - Zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej było według mnie zamierzone, by odwrócić uwagę od sytuacji w Polsce. Jeśli wzrośnie liczba zakażeń, wina zostanie zrzucona na strajki. Aż trudno czytać codziennie kolejne doniesienia - powiedziała.