W niedzielę i poniedziałek w Łodzi odbyły się dwa wewnętrzne spotkania reprezentacji Polski siatkarzy. Każdego dnia byli podzieleni na dwie, różne grupy - najpierw drużyna Michała Kubiaka pokonała tę Fabiana Drzyzgi, a dzień później lepszy od zespołu Wilfredo Leona okazał się ten, którego kapitanem był Karol Kłos. Sparingi kończyły jeden z najbardziej nietypowych sezonów reprezentacyjnych w historii siatkówki. Dla Vitala Heynena był jednak kluczowy w kontekście dobrego przygotowania do najważniejszego celu jego pracy w Polsce - przełożonych na przyszły rok igrzysk olimpijskich w Tokio.
Vital Heynen: Wszyscy myślą, że źle, a to nieprawda. Zespół czuje się dobrze i nawet sam chciał rozgrywać te sparingi wewnętrzne w Łodzi.
Tak, to nie problem dla zawodników, ale dla sztabu i dla mnie na pewno. Nie do końca podoba mi się to, że mecze są w telewizji. To świetne dla kibiców, którzy dostają dawkę emocji, ale każdy może to obejrzeć i nie chciałbym, żeby ktoś dowiedział się zbyt dużo o naszym zespole. Kazałem zawodnikom nie rozmawiać dużo pod siatką, a trenerom nie przekazywać zbyt wielu informacji o taktyce.
To wciąż mój zespół. Logicznym wydawało mi się, żeby nie być trenerem któregoś z nich w trakcie obu meczów, bo ludzie zaczęliby mówić, że opowiadam się po stronie konkretnych zawodników i wolę którąś grupę. Dlatego wybrałem oglądanie tych meczów z odległości.
Oczywiście będziemy na to patrzeć, ale to w zasadzie kopia tego, co zawodnicy robią na treningach. Wyglądali tak każdego dnia w trakcie letnich zgrupowań. Nie zobaczyłem tu nic nowego, to oczywiste.
To taki Vital Heynen z treningów. Robię to samo, co na nich. Chodzę dookoła boiska, trochę popatrzę, coś podpowiem. Moi asystenci prowadzą zajęcia, a ja próbuję je poprawiać, jeśli widzę, że coś jest nie tak. To dość normalne. Gdyby nie telewizja, moglibyśmy nawet nazywać te mecze naszymi treningami.
Tak, ale myślę, że zawodnicy po prostu będą po tych meczach i zgrupowaniach dobrze przygotowani do sezonu ligowego. To chyba najlepsza droga, żeby być gotowym na mecze w klubach - zacząć trochę wcześniej i trenować w bardzo silnej grupie. Nie zamrażamy się jak inne kraje, a moi zawodnicy już są na wysokim poziomie. W ligach będą jeszcze lepsi.
Będę obserwował ich dyspozycję w klubach, ale nie każdy mecz. Wybrałem grupę zawodników, z których będę próbował stworzyć "dwunastkę" na igrzyska i to ich będę śledził. W przyszłym roku podczas końcowych przygotowań na boisku będzie ta sama kadra, chyba że ktoś sprawi sporą niespodziankę w trakcie sezonu i mnie zaskoczy. Przyjadą na zgrupowanie 1 maja i wtedy zacznie się najważniejszy okres przygotowań do igrzysk. Będę patrzył na aktualną formę zespołu, a niekoniecznie wszystkie notatki z przeszłości. Muszą być świetni do końca lipca, wtedy będę wiedział, kogo zabrać do Tokio.
Zrobiłem tak na igrzyskach europejskich w Baku, gdy byłem tam z niemiecką kadrą. Wyznaczyłem sobie takie zadanie i było ciekawe, ale to niemożliwe do wykonania w przyszłym roku w Tokio. Tam mamy tylko jedno wyzwanie. Medal i nic nie może być od niego ważniejsze.
Nigdy nie patrzę na wady takich imprez. Byłem na igrzyskach w wiosce i wiem, jak wyjątkowe jest to wydarzenie. Dzielić tę przestrzeń z tyloma wielkimi osobistościami świata sportu. Nigdy nie będę narzekał na igrzyska. To dla mnie zawsze niezwykłe przeżycie i ogromny zaszczyt, żeby się na nich znaleźć.
Zobaczymy w przyszłym roku. Na początku musimy móc tam polecieć, ale mocno wierzę w to, że nic nie stanie już na przeszkodzie tego, żeby się odbyły.
W zasadzie nic się nie zmieniło. Po prostu dostaliśmy więcej czasu na wykonanie naszej pracy przed Tokio, a nie każda reprezentacja miała możliwość, żeby przepracować dobrze ten okres. Zbudowaliśmy coś dodatkowego przez te tygodnie i myślę, że w sprawie igrzysk czuję się jeszcze pewniej, niż w zeszłym roku.
Przeczytaj także: