Rosjanin Siergiej Grankin, Francuzi Nicolas Le Goff i Pierre Pujol, Amerykanie Benjamin Patch i Jeffrey Jendryk - w sezonie przerwanym przez pandemię koronawirusa w Berlinie grało kilku dobrych siatkarzy. W całych rozgrywkach klub ze stolicy Niemiec wygrał wszystkie mecze. Pewnie zdobyłby piąte z rzędu mistrzostwo kraju, gdyby rozgrywki zostały dokończone.
Na mecze BR Volleys przychodzi średnio cztery tysiące kibiców. Zespół gra w Lidze Mistrzów, ale tam bez większego powodzenia.
- To dlatego, że za trudny jest przeskok z poziomu ligi niemieckiej na międzynarodowy. A przez koronawirusa Bundesliga będzie jeszcze słabsza. My nie możemy dalej rosnąć sami - tłumaczy prezes Niroomand.
Szef berlińskiego klubu niedawno zadzwonił do Pawła Zagumnego, prezesa Polskiego Ligi Siatkówki i zapytał, czy mistrzowie Niemiec mogliby zagrać w Polsce. "Ku mojemu zaskoczeniu, otrzymaliśmy pozytywną odpowiedź" - relacjonuje Niroomand. Ale dodaje, że najbliższy sezon to termin zbyt wczesny.
- Na pewno nie ma mowy o najbliższym sezonie. Temat się pojawił, dotyczy Berlina i w takim samym stopniu klubu Barkom-Każany Lwów - mówi Kamil Składowski, dyrektor Działu Komunikacji Polskiej Ligi Siatkówki SA. - Niemcy i Ukraińcy są mocno zainteresowani grą u nas, a nam jest z tego powodu bardzo miło. To mogłoby nam otworzyć nowe rynki. Ale musimy przemyśleć, czy to jest dobre dla naszych klubów. Trzeba przeanalizować jakie są zagrożenia, a jakie korzyści - dodaje.
Tylko że na razie nasza liga do takich analiz się nie pali. - Najpierw rada nadzorcza i zarząd wraz z naszymi udziałowcami czyli klubami muszą się zastanowić, czy chcemy dopuszczać do rozgrywek drużyny z zagranicy, a jeśli tak, to na jakich zasadach. Jeżeli idea spotka się z przychylnością, to wtedy będzie można myśleć nad szczegółami. Terminu spotkania w tej sprawie nie ma, bo to nie jest jedna z pilnych spraw, które dzisiaj nas nurtują - wyjaśnia Składowski.
Kluby z Berlina i Lwowa nie są pierwszymi zagranicznymi, które sondują możliwość dołączenia do polskiej ligi. - Kilka lat temu pytała o to Ostrawa. Takie pomysły rodzą się wtedy, gdy w lidze, która nie jest supermocna dany klub wyczerpał już swoje możliwości, a chciałby się dalej rozwijać. Tak zresztą było jakiś czas temu w Bundeslidze z klubem z Austrii - mówi Składowski.
Chodzi o HYPO TIROL AlpenVolleys Haching. Niemiecko-austriacki projekt (w nazwie zostało bawarskie miasto Unterhaching, ale swoje mecze drużyna rozgrywała w Innsbrucku) miał problemy już przed pandemią koronawirusa, a w niej stracił jeszcze dwóch sponsorów. Poza najsłabszym Volleys Eltmann i również będącym w dole tabeli Rottenburgiem z Bundesligi znika więc czwarty zespół ostatniego sezonu. Cała liga w nowych rozgrywkach będzie 10-, a nie 12-drużynowa. A 10 zespołów udało się zebrać tylko dzięki temu, że dołączona została drużyna VCO Berlin złożona z młodzieży szkolonej przez Niemiecką Federację Piłki Siatkowej.
Krótko mówiąc, Berlin Recycling Volleys rzeczywiście wyraźnie wyrasta ponad rzeczywistość Bundesligi. I zapewne prezes Niroomand ma rację, myśląc, że występy w mocnej PlusLidze pozwoliłyby mu pozyskać kolejnych sponsorów dla klubu, a więc zwiększyć budżet i zakontraktować lepszych zawodników. - Dzisiaj ani Berlin, ani Lwów to nie są drużyny, które wygrałyby ze Skrą, Resovią, Jastrzębskim czy Zaksą, ale trudno nie założyć, że Berlin wchodząc do PlusLigi kupuje skład za miliony euro, bo ma sponsorów, i wygrywa ligę. I co wtedy? Czy mistrzem Polski zostaje drużyna z Berlina? Jest milion pytań, na które musielibyśmy sobie odpowiedzieć. Na pewno nic nie będziemy robić na chybcika - mówi Składowski.
- Na razie nikt nie złożył żadnego wniosku, zresztą nawet by nie miał jak, bo nie mamy procedury, która by dopuszczała do rozgrywek drużynę z zewnątrz. Tak więc były tylko nieformalne rozmowy, było sondowanie - podsumowuje przedstawiciel Polskiej Ligi Siatkówki.