Polonia Londyn planuje wielkie rzeczy. Ma Gibę, Ignaczaka i czeka na Wlazłego

W składzie mistrz świata i mistrz olimpijski, Giba. Wśród udziałowców mistrz świata i Europy, Krzysztof Ignaczak. W Londynie rośnie siatkarski klub, który chce zaistnieć w Lidze Mistrzów. Nazywa się Polonia. - Wkrótce będziemy mocni sportowo. Mamy plan i go realizujemy - mówi nam prezes Bartek Łuszcz.

Tydzień temu Polonia dostała lekcję siatkówki w Zagrzebiu w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów (Polonia wystąpiła w nich jako mistrz Anglii). Przegrała z drużyną Mladost 0:3, w setach aż do 11, 17 i 14. - Strasznie spięci byliśmy, zupełnie nam nie poszło. Ale to chyba normalne w absolutnym debiucie w elicie? W rewanżu zagra Giba, a przy nim chłopaki na pewno poczują się pewniej i zagrają o wiele spokojniej, pokazując, że potrafią znacznie więcej niż się może wydawać. Stać nas na wygranie meczu za trzy punkty [3:0 albo 3;1] i później "złotego seta" - tłumaczył Łuszcz. Rewanż Polonii też nie wyszedł, znów przegrała 0:3, znów bardzo wyraźnie w setach: do 9, 12 i 22. Szkoda, ale to było dopiero pierwsze, próbne podejście.

"Od razu jestem na tak". Dopiero później Giba ustalił za ile

Giba zdobył tylko dwa punkty, miał 25-procentową skuteczność ataku. To już 42-latek, który wielką karierę skończył. Kiedy był młodszy o 10-15 lat, był najlepszym siatkarzem świata. Ale i wtedy sam meczów nie wygrywał. - Nie skacze już grubo ponad metr w górę, kiedy się zbiera do ataku, ale głowa cały czas pracuje, technikę ma wciąż niesamowitą, pewnych rzeczy po prostu się nie zapomina - mówi prezes Polonii. - Gram dla przyjemności i po to, żeby promować siatkówkę w nowych miejscach. Londyn to kapitalne miejsce, w którym nasz sport naprawdę może się przyjąć - tłumaczy Brazylijczyk.

Giba razem ze swoją żoną mieszka w Łodzi, gdzie przeprowadził się w czerwcu 2018 roku. Do Londynu lata na wybrane mecze. Jego umowa z klubem jest tak skonstruowana, że pieniądze dostaje za każdy występ. - Nie są to duże kwoty, nie łączy nas żaden gwiazdorski kontrakt. Kiedyś byłem w Polsce na meczu gwiazd, w którym Giba wystąpił i później do niego podszedłem. Chwilę porozmawialiśmy, okazało się, że to bardzo otwarty facet. Powiedział "od razu jestem na tak". Dopiero w dalszej kolejności ustaliliśmy kwestie finansowe. Ale ważniejsze w naszej rozmowie było to, że Giba liczy na taki rozwój Polonii, dzięki któremu kiedyś będzie mógł zamieszkać w Londynie. On tego bardzo chce, a jego żona chce jeszcze bardziej - mówi Łuszcz.

Kwoty jaką Brazylijczyk zarabia za każdy występ podać nie możemy. Ale gdyby zgodził się dostawać podobną w Polsce, to na pewno byłoby na niego stać większość klubów PlusLigi.

Prezes z przypadku. I zza kamery

Polonia Londyn bogata nie jest. Ale się wzbogaca. - Jeszcze w 2013 roku nie miałem nic wspólnego z siatkówką. Wtedy pracowałem w Londynie dla Polsatu News, jako operator kamery. Pojechałem zrobić materiał o klubie założonym przez Polaków dawno temu, w 1973 roku. Złapałem się za głowę, gdy zobaczyłem ciasną salkę, a od zawodników usłyszałem, że Polonia istnieje tylko dlatego, że każdy z nich płaci miesięczną składkę członkowską w wysokości 70 funtów. Od razu obiecałem, że znajdę sponsora, który zapewni korzystanie z hali i wyjazdy na mecze. Powiedziano mi, że na to trzeba "aż" ośmiu tysięcy funtów. Okazało się, że z dnia na dzień pozyskałem sponsora dającego 15 tysięcy. I tak się zaczęło moje prezesowanie - opowiada Łuszcz.

Dzisiaj Polonię stać na wydanie 100 tysięcy funtów na grę w eliminacjach Ligi Mistrzów. - To jedna trzecia naszego budżetu. Mamy sponsora tytularnego, czyli polską firmą budowlaną IBB, mamy też innych partnerów i coraz więcej udziałowców. Marzy mi się, a właściwie nie marzy, tylko to jest celem, budżet w wysokości miliona funtów rocznie. Z takimi pieniędzmi już poważnie moglibyśmy myśleć o profesjonalnej drużynie - tłumaczy Łuszcz.

GibaGiba Steve Smith

Trener zarabia najwięcej. Bo jest jak Anastasi

Dzisiaj IBB Polonia to zespół pół profesjonalny. Na kontraktach grają w nim dwaj zawodnicy. - Większość naszych siatkarzy gra za zwrot kosztów. Dostają po około 200-700 funtów miesięcznie. Dwóm najlepszym płacimy po dwa tysiące, dzięki temu siatkówki nie muszą łączyć z inną pracą. Na profesjonalnym kontrakcie jest też nasz grecki trener. Kiedyś pomagał nam za drobne kwoty, w końcu wyjechał, bo dostał lepszą ofertę. Ostatnio z sukcesami pracował na Cyprze, a przed tym sezonem mogliśmy ściągnąć go z rodziną, bo stać nas. Możliwości finansowe poprawiły nam się na tyle, że jemu płacimy najwięcej - mówi Łuszcz. - Facet umie rozwijać młode talenty, a my mamy wielu nastolatków. Inwestujemy w nich, opłacając tego fajnego gościa, który ich prowadzi. Niektórzy mówią, że Vangelis Koutouleas przypomina Andreę Anastasiego.

Olimpijskie dziedzictwo? Tylko ogromne rozczarowanie

Co ciekawe, choć w 16-osobowej kadrze Polonii jest aż ośmiu Anglików, to żaden z nich nie jest z tego pokolenia, które w 2012 roku posmakowało igrzysk olimpijskich.

0:3 z Bułgarią, 0:3 z Australią, 0:3 z Włochami, 0:3 z Polską i 0:3 z Argentyną - furory Brytyjczycy w swoich igrzyskach w Londynie nie zrobili. Ale ich mecze w wielkiej hali na Earls Court oglądało kolejno: 14, znów 14, 11,5, 14,9 oraz 13,75 tys. kibiców. - Było duże zainteresowanie, a dzisiaj nie ma już nic. Brytyjska federacja siatkówki praktycznie nie istnieje, reprezentacja nigdzie nie gra, a halę krótko po igrzyskach rozebrano. Namawiałem chłopaków z tamtej kadry, by u nas grali, ale oni się bardzo zrazili do siatkówki. Przed igrzyskami opowiadano im, że tworzy się wspaniały projekt, oni się bardzo zaangażowali, był nawet przypadek sprzedaży domu, by wszystko poświęcić treningom, a okazało się, że tak naprawdę nie dostali nic. Wielka szkoda, bo to były łebskie chłopaki. Ci ludzie poodnajdywali się w marketingu czy w branży IT, wszyscy pokończyli studia, poradzili sobie. I nawet jak ich teraz, przed tym sezonem, próbowałem namówić na powrót, na walkę o Ligę Mistrzów, to mówili mi szczerze, że za dużo negatywnych emocji czują w związku z siatkówką - mówi Łuszcz. - Poza Gibą mamy więc w kadrze jeszcze tylko jednego olimpijczyka. To Australijczyk Tutton Aden - dodaje prezes.

Kurek: Złoto na igrzyskach? Jesteśmy w stanie to zrobić [WIDEO]

Zobacz wideo

Z rekinami na Tamizie o bazie w Łodzi

Bezlitosna, acz skuteczna polityka takiego kierowania brytyjskim sportem, w której pieniądze idą na dyscypliny dające medalowe szanse nie pozwoliła potraktować siatkówki poważnie. Ale Polonia ma być klubem, który pokaże, że i na dobrą siatkówkę jest w Anglii miejsce.

- Mocno stawiamy na marketing, bo od tego trzeba zacząć. Jak Giba grał u nas swój pierwszy mecz, to na trybunach pojawiło się 700 Brazylijczyków. To bardzo dużo jak na fakt, że publika zwykle zamyka się nam w tysiącu ludzi - tłumaczy Łuszcz.

- To są fajni kibice. Przychodzą Polacy, ale wcale nie stanowią większości. Jest kulturowa mieszanka. Wyobrażam sobie, jak fajnie ludzie różnych narodowości i różnych wyznań bawiliby się na siatkówce o najwyższej jakości - mówi nam Ignaczak. - A ja sobie wyobrażam, jak miło byłoby wypełniać sześciotysięczne trybuny hali, którą wynajmujemy. To też hala poolimpijska, w niej grali piłkarze ręczni - dodaje Łuszcz.

We wtorkowy wieczór prezes Polonii o swojej wizji wypełnienia tej hali i grania w niej z wielkimi klubami z Włoch, Rosji i Polski opowiadał na statku pływającym po Tamizie. - Wymyśliliśmy sobie kolację z rekinami biznesu. Zdradzę, że zaprosiliśmy 40 firm stąd i z Polski, m.in. firmę Atlas, która już została sponsorem meczu. Liczymy na współpracę z kolejnymi sponsorami. Pomysłów mamy bardzo dużo. Jednym z nich jest danie etatów wszystkim zawodnikom i przeniesienie się do Łodzi, by stworzyć tam bazę i tylko latać na mecze do Anglii. Nazwa Polonia Londyn byłaby wtedy jeszcze bardziej adekwatna - mówi Łuszcz.

On bardzo wierzy w sukces projektu, bo już wiele zbudował, a wie, że stosunkowo niewiele trzeba, by w siatkówce rzucić wyzwanie najlepszym. - Jest wiele bogatych firm, które chciałyby się pokazać w Londynie. Staram się je przekonać, że można to zrobić przez siatkówkę na najwyższym poziomie. A stworzenie drużyny grającej o najwyższe cele jest przecież niewielkim wydatkiem w porównaniu z tym, jakie sponsorzy ponoszą na Wyspach na bardziej popularne sporty. Nam do bardzo dobrego funkcjonowania wystarczałaby taka kwota, jaką średnio dostaje jeden piłkarz Premier League [piłkarz angielskiej ekstraklasy zarabia średnio ok. 3 mln funtów rocznie] - zauważa Łuszcz. - Bardzo się cieszę, że ze swoim pomysłem przebijamy się do brytyjskich mediów. Długo były na nas ślepe i głuche, ale przy okazji środowego meczu był o nas artykuł w "Guardianie", był też w "Evening Standard", czyli londyńskiej popołudniówce z kilkusettysięcznym nakładem, a mecz transmitował ogólnokrajowy kanał BT Sport. I na naszym Facebooku też była transmisja. W bardzo dobrej jakości, bo o to dbamy, realizacyjnie ekipę przeszkolił nam Marcin Hofman z Polsatu Sport, który realizował transmisje z mistrzostw świata i w Polsacie jest szefem realizatorów - dodaje prezes.

Polska lekcja dla Anglii

- Za Polonią stoją pasjonaci i przekonałem się, że potrafią działać skutecznie - mówi Ignaczak. Były libero reprezentacji Polski grał w londyńskim klubie w 2017 roku. Zdobył z nim mistrzostwo kraju, występował też w Pucharze Challenge. - Grać skończyłem, ale z klubem nie mogłem się rozstać, bo to za fajne miejsce. Jestem udziałowcem, cały czas Polonii kibicuję. I na pewno będę z nią też współpracował jako prezes Resovii - deklaruje "Igła".

- Ludzie kupią wszystko, tylko musi to być wysokiej jakości. Dlatego my już się porwaliśmy na Ligę Mistrzów. Sportowo jest dla nas jeszcze za wcześnie, ale doświadczenie już zdobywamy, już się pokazujemy, już się w Anglii uwiarygadniamy. Ludzie tu słyszą "Polonia London" i "Champions League" i zaczynają rozumieć, że siatkówka to nie jest sport biwakowy. Podstawa tego sportu jest tu zbudowana, mimo że federacja praktycznie nie działa. W ligach męskiej i damskiej gra po 10 drużyn, a rozgrywki toczą się jeszcze w dwóch niższych ogólnokrajowych ligach. W siatkówkę w Anglii gra 30 tysięcy ludzi. Jest na czym budować, jest co rozwijać. Jak się pojawią pieniądze, to kluby się sprofesjonalizują, drużyny będą trenowały częściej niż dwa razy w tygodniu. My mamy 12 godzin zajęć z piłką, rywale po cztery, to jest różnica. Wierzę, że dzięki naszemu rozwojowi zaczną się rozwijać i nasi przeciwnicy, co podniesie ogólny poziom - tłumaczy Łuszcz. - Kiedyś Polacy uczyli siatkówki Włochów, teraz robią to u Anglików. Warto obserwować i czekać na efekty - podsumowuje Ignaczak.

GibaGiba Steve Smith

Polscy siatkarze? Najchętniej Mariusz Wlazły. "Sky is the limit"

- To hasło o polskim nauczaniu idzie w świat, co mnie bardzo cieszy. Jak pojechałem na losowanie Ligi Mistrzów, to wiele razy słyszałem "o, to ten Polak z Londynu". My współpracujemy z ambasadą Polski w Londynie, zawsze na koszulkach mamy jakiś temat historyczny, teraz gramy z motywem kossakowskiej Bitwy Warszawskiej, której stulecie będziemy świętować w przyszłym roku. Na wielu frontach można robić ciekawe rzeczy - mówi Łuszcz.

I tylko Polaków w Polonii gra niewielu, bo obecnie dwóch - rozgrywający Bartosz Kisielewicz i libero Mateusz Podborączyński. - Dużo ludzi zwraca na to uwagę. Prawda jest taka, że nie stać nas na dobrych Polaków, bo dobry Polak gra w Polsce. A jeśli ktoś jest cienki, to go nie chcemy. Łatwiej jest nam znaleźć dobrego Bułgara czy Francuza, którym życie tak się potoczyło, że nie mieli lepszego wyboru, bo u siebie nie mają takiej ligi jaka jest w Polsce - komentuje Łuszcz.

Ale oczywiście prezes Polonii ma pomysł na ściągnięcie takiego Polaka, który i podniesie poziom drużyny, i ściągnie na trybuny więcej kibiców. - Mój ulubiony zawodnik to Mariusz Wlazły i marzy mi się sprowadzenie go. Znam go, to jest świetny człowiek i mam nadzieję, że się uda, że pogra jeszcze z sezon albo dwa w Skrze Bełchatów, a później przyjedzie rozegrać ze dwa sezony u nas. Mariusz i jego żona chcą, żeby ich dzieci od pewnego momentu swojej edukacji chodziły do szkoły w Londynie, więc to się może udać - już planuje prezes Łuszcz. - Sky is the limit - dodaje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.