Wielka ściana, wielka pewność i wielka szansa na kolejny wielki wynik [Trzy rzeczy po trzech setach]

Znowu blok, znowu pewność siebie i chyba znowu medal - polscy siatkarze pokonali Kanadę 3:0 (25:23, 26:24, 25:20) w przedostatniej kolejce Pucharu Świata. We wtorek o godz. 5.30 czasu warszawskiego zagramy z Iranem. Jeśli wygramy, zdobędziemy srebro japońskiego turnieju. - Bylibyśmy głupkowaci, gdybyśmy nie wykorzystali szansy - stwierdził już Fabian Drzyzga.
Zobacz wideo

1. Znów polska ściana

Dwa sety wygrane minimalnie, trzeci też po walce. W sumie polscy siatkarze byli lepsi od Kanadyjczyków tylko o dziewięć małych punktów. Upraszczając można powiedzieć, że wygraliśmy ten mecz blokiem. To był kluczowy element, w nim wygraliśmy aż 13:3 (sam Karol Kłos miał pięć bloków, czyli prawie dwa razy więcej niż cała drużyna Kanady). Polska ściana zatrzymuje kolejne drużyny bez względu na to, kto danego dnia ją tworzy. Składy się zmieniają, a jakość naszego bloku pozostaje najwyższa.

Był niedawno taki mecz, w którym rywal wykazał na siatce większą czujność. W trwającym Pucharze Świata Amerykanie zablokowali nas dziewięć razy, a my ich siedem (spotkanie przegraliśmy 1:3). Drugiego takiego meczu trzeba by szukać grzebiąc głęboko w statystykach. Nawet w dopiero co przegranym 2:3 starciu z Brazylią blokiem pokonaliśmy ją wyraźnie, 14:7.

Zdecydowanie mamy coś, na czym bazujemy. I co cały czas rozwijamy.

2. Znów pewność siebie

W drugim secie meczu z Kanadą przegrywaliśmy 19:22, ale końcówka należała do nas. To nie był wielki dzień polskiej drużyny, nie było tak, że słabszego rywala zdominowaliśmy i spokojnie punktowaliśmy. Ale cenne jest to, że znów pokazaliśmy pewność, że nawet nie mając na boisku Michała Kubiaka, Mateusza Bieńka czy długimi momentami Wilfredo Leona, nie tracimy przekonania, że ciągle mamy wszystko, żeby opanować sytuację i wygrać.

Reprezentacja Polski kończy drugi sezon pracy z Vitalem Heynenem. We wtorek zagra pod jego wodzą 70. oficjalny mecz i prawdopodobnie odniesie 52. zwycięstwo. Znakiem firmowym tej kadry jest brak wpadek. Za taką można uznać porażkę z Argentyną 2:3 na mistrzostwach świata. Ale sytuację opanowaliśmy i później wygraliśmy turniej, zdobyliśmy złoto. Można twierdzić, że wpadką był przegrany 1:3 półfinał niedawnych mistrzostw Europy ze Słowenią. Ale trzeba wziąć pod uwagę formę rywala i fakt, że grał u siebie. A i reakcja naszego zespołu znów była świetna - dwa dni później w Paryżu pokonał przecież Francję 3:0 w meczu o brązowy medal. Polscy siatkarze nie wygrywają absolutnie wszystkiego, bo tak się po prostu nie da. Ale najważniejsze, że na polskich siatkarzach naprawdę można polegać.

3. Znów medal?

  • Liga Narodów 2018: piąte miejsce
  • MŚ 2018: złoty medal
  • Liga Narodów 2019: brązowy medal
  • Kwalifikacje olimpijskie: pierwsze miejsce, awans na igrzyska
  • ME 2019: brązowy medal
  • Puchar Świata 2019: ?

- Bylibyśmy głupkowaci, gdybyśmy nie wykorzystali szansy na zdobycie srebra - powiedział Fabian Drzyzga w TVP Sport chwilę po meczu z Kanadą.

Jeśli we wtorek Polska pokona Iran, to Puchar Świata skończy tuż za Brazylią. Bilans dziewięciu zwycięstw w 11 meczach imprezy na dobicie będzie więcej niż dobry. Srebrny medal turnieju, który tak naprawdę nie miał dla nas wielkiego znaczenia będzie więcej niż zadowalający. Polska 2019 miała przede wszystkim awansować na igrzyska olimpijskie Tokio 2020. Cała reszta tego sezonu była tylko dodatkiem. Bardzo miłym, skoro dała medal Ligi Narodów granej aż 26 zawodnikami i podbijanej w Final Six "polskimi rezerwami", jak pisały o nas brazylijskie media po porażkach z nami swojej drużyny. Brąz mistrzostw Europy to też sukces. Jasne, że mieliśmy potencjał na złoto, graliśmy przecież mocnym składem i wyjąwszy przegrany półfinał ze Słowenią w pozostałych ośmiu meczach straciliśmy zaledwie jednego seta. Ale medal to medal, uczmy się je doceniać. Zwłaszcza gdy przychodzą naprawdę jako dodatek do już wykonanego planu.

Kończący się właśnie w Japonii Puchar Świata to ładna puenta drugiego sezonu pracy Heynena z Polską. Tempo jest szalone, we wtorek rozegramy 20 mecz w ciągu ostatnich 32 dni. Ale wytrzymujemy, robimy swoje. To jest znak firmowy tej kadry. Od pierwszego turnieju pod wodzą Belga, czyli od ubiegłorocznej Ligi Narodów, ona tak naprawdę przerasta oczekiwania. Wtedy zespół wstający z kolan po bardzo nieudanej kadencji Ferdinando De Giorgiego (w rozgrywanych w Polsce mistrzostwach Europy przegraliśmy 0:3 mecz ze Słowenią o dostanie się do ćwierćfinału) niespodziewanie awansował do Final Six. Na mistrzostwa świata pojechaliśmy ostrożnie myśląc o dostaniu się do najlepszej "szóstki", a wygraliśmy je we wspaniałym stylu. Tegoroczna Liga Narodów była przez nas traktowana jak tak wielki poligon doświadczalny, jakiego nie stworzył sobie nikt inny nigdy wcześniej, a i tak stanęliśmy na podium. Co by się nie działo, Polska jest tam, gdzie będziemy chcieli ją zobaczyć za 10 miesięcy, na igrzyskach. Dobrze jest się do takich rzeczy przyzwyczajać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.