Przed piątkowym meczem Vital Heynen zmienił większość składu reprezentacji Polski. Do drużyny w wyjściowej szóstce wrócili siatkarze, którzy wzięli udział w mistrzostwach Europy - Maciej Muzaj, Wilfredo Leon, Fabian Drzyzga, Mateusz Bieniek, Karol Kłos, Aleksander Śliwka i Damian Wojtaszek.
Pierwsze akcje po stronie USA to atak Maxa Holta ze środka i przerzut Micah Christensona na skrzydło. Po drugiej stronie siatki Fabian Drzyzga optował tradycyjnie za rozgrywaniem do pary Leon - Muzaj. Pierwszy atak Mateusza Bieńka miał miejsce jednak dość szybko - przy remisie - 4:4. Choć w tym momencie wydawało się, że to Amerykanie prezentują siatkówkę solidniejszą, mocniejszą, to po chwili bardzo mocne zagranie polskiego atakującego na podwójnym bloku pokazało prawdziwą siłę Muzaja (8:6). Zawodnik ten prezentował się również bardzo dobrze w obronie. Blok rywali wkrótce odczytał jednak tempo, w którym piłki posyłał do niego Drzyzga, przez co było mu dużo trudniej atakować (15:15). W ostatniej fazie seta Polacy nie zdobywali już "break pointów", na kontrze o wiele lepiej radzili sobie obrońcy tytułu, zagrywali dużo mocniej i mieli bardziej taktyczny rozkład ataku niż biało-czerwoni (19:16). Mistrzowie świata nie grali pipe'a, nie ustawiali się do bloku po prostej przez co rywale punktowali z dużą łatwością i jedynie Leon atakował na pełnej mocy (19:23). Podwójna zmiana Kurek i Komenda za Muzaja i Drzyzgę nie była w stanie nic już zdziałać. Amerykanie raz jeszcze zaskoczyli Polaków silny atak zamieniając na kiwkę i wygrali 25:19.
Problemem Muzaja na początku kolejnego seta był znany od lat błąd - przy ataku odwracał głowę, tracąc kontrolę nad tym, gdzie leciała piłka. Vital Heynen natychmiast przerwał grę, by porozmawiać ze swoim zawodnikiem (2:2). Przyniosło to poprawę, ale na chwilę. Nieustająco dobre wrażenie robił natomiast Wilfredo Leon. Dla przyjmującego nie miało znaczenia czy atakuje bez bloku, czy na potrójnym - kończył piłki raz po raz (9:4). Mimo tego, że Polacy prowadzili pięcioma punktami, to roztrwonili zapas punktowy błędami własnymi i brakiem czujności w obronie. Wiele w kwestii wyrównania wyniku zrobili też sami Amerykanie. Świetne spotkanie rozgrywał Christenson, który na kontrach gwarantował czystą siatkę swoim kolegom (19:17). 10 punktów w sumie za darmo oddali Polacy w tym secie rywalom. Zagrywka w siatkę Leona zakończyła partię zwycięstwem USA 25:20.
W czym Polacy mogli upatrywać szans na to, by wrócić do meczu? W zagrywce. Mimo tego, że Leon zaserwował asa, to biało-czerwoni nie byli w stanie odrobić strat. Co więcej, rozgrywający w ogóle nie wykorzystywał Kubańczyka w szóstej strefie mimo że ten dwa razy w jednej akcji dawał mu znak, że jest gotowy do ataku. Nieco ulgi w ofensywie zagwarantował swojemu zespołowi natomiast Bartosz Kwolek, jednak na niewiele się to zdało, kiedy Amerykanie wywierali presję zagrywką (17:15). Ucieczką spod amerykańskiego topora okazały się serwis Bartosza Kurka, ataki Leona i błąd Holta. Polacy ostatecznie wygrali na przewagi 26:24.
Niezwykle zacięty był czwarty set. Polacy popełniali błędy w polu serwisowym, na co rywale odpowiadali zagrywką słabszą, ale poprawną (12:12). Biało-czerwonym bardzo ciężko zdobywało się punkty, czego dowodem była akcja, w której Mateusz Bieniek dwa razy atakował, bo jego zagrania były raz po raz podbijane. Mimo to Polacy prowadzili 16:14. Stracili przewagę, ponieważ USA prezentowało zdecydowanie wyższą skuteczność ataku - prawie 60 procent przy 48 rywali. To ona pozwoliła Amerykanom na wygranie nerwowej końcówki na przewagi (27:25) i zwycięstwo 3:1.
Kolejny, już czwarty, mecz w Pucharze Świata Polska zagra w sobotę o 05:30. Rywalem będą Argentyńczycy, którzy w piątek przegrali 2:3 z Włochami.
Polska - USA 1:3 (19:25, 20:25, 26:24, 25:27)