Nowakowski mocno po zdobyciu medalu. "Niektórym nie podobało się zachowanie trenera"

- Trener meczem ze Słowenią dostał pstryczka w nos i teraz będzie wiedział, jak nas przygotowywać w strefie mentalnej - mówił po zwycięstwie nad Francją w meczu o 3. miejsce mistrzostw Europy Piotr Nowakowski.
Zobacz wideo

Ten brązowy medal nie oznacza tylko zwycięstwa z Francją, ale również porażkę ze Słowenią w półfinale, to, że mistrzostwa graliście w pięciu miastach i trzech krajach, że mierzyliście się z problemami z samolotami i z piętnem "mistrza świata". Przez to jest cenniejszy prawda?

Piotr Nowakowski: - Medal jest cenny najbardziej przez to, że potrafiliśmy się podnieść po porażce ze Słowenią. To jasne, że na turniej przyjechaliśmy, by wygrać złoto, więc przegrana w półfinale bardzo podcięła nam skrzydła. Czuliśmy się bardzo źle, a atmosfera w szatni była ponura. Troszkę obawiałem się tego czy uda nam się podnieść przed meczem o brąz. Właśnie dlatego zdobyty w sobotę krążek możemy traktować jak złoto. Widać było, że w sobotę to Francja była nami po meczu ze Słowenią.

18 godzin to było za mało, by zapomnieli o porażce. Wy mieliście ich dużo więcej. To chyba też pozwoliło na złapanie dystansu, prawda?

- Tak, zgadza się. Francuzi są ofiarami systemu.

Ale byli organizatorami. Ta pozycja trochę upoważnia do tego, by móc wypowiadać się o tym, kiedy grać. Po prostu nie założyli swojej porażki w półfinale.

- Narzekali na nas, a teraz mogą narzekać na siebie. Zagrali bardzo wyczerpujący mecz z Serbią, wypadli im ze składu zawodnicy, byli mocno osłabieni i zdemotywowani. My to wykorzystaliśmy. Nie graliśmy jakichś super ekstra fajerwerków, ale mecz mógł się podobać. Było kilka fajnych wymian, dobra siatkówka, a trójkolorowi popełnili trochę błędów.

Powiedział pan, że w szatni po meczu ze Słowenią było słabo. Jak się to udało zaleczyć?

- Trzeba było po prostu przełknąć. Trener po spotkaniu powiedział kilka słów.

Jakich?

- Nie mogę powiedzieć. Nie było to nic mega odkrywczego czy mega motywującego. Po prostu przedstawił nam kilka faktów. Następnego dnia po przylocie mieliśmy też krótką pogadankę - tym razem bardziej mobilizującą - by mecz o 3. miejsce zagrać na o wiele lepszym poziomie.

Od zdobycia mistrzostwa świata byliście trochę w "bańce". Zdobyliście medal tam, gdzie nie mieliście teoretycznie prawa, czyli w Lidze Narodów, pomyślnie przeszliście przez turniej kwalifikacyjny. Porażka ze Słowenią była pierwszym momentem, kiedy mogliście powiedzieć: "Halo, panie Heynen. Mamy tutaj błąd". Zwątpiliście?

- Możliwe. Było widać po niektórych chłopakach, że troszkę zwątpili. Niektórym nie podobało się też nieco zachowanie trenera i jego reakcje. On już taki jest. Na pewno się nie zmieni i trzeba z tym żyć. On także meczem ze Słowenią dostał pstryczka w nos i teraz będzie wiedział, jak nas przygotowywać w strefie mentalnej.

W meczu o brązowy medal już w pierwszym secie dostał pan aż dwie piłki. Żartobliwie spytam czy to oznacza, że jest po kryzysie w relacjach z Fabianem Drzyzgą.

- Nie byliśmy pokłóceni, haha. Oczywiście, było mi szkoda, że nie dostałem piłek w meczu ze Słowenią, nigdy zresztą nie grałem w podobnym spotkaniu. Nie rozmawialiśmy na ten temat. Ja nie mam mu nic do zarzucenia. Myślę, że sam też się głowił po meczu czy jedna, dwie wystawione do mnie piłki coś by zmieniły. Gdybać możemy jednak nieskończenie długo. Mam nadzieję, że więcej tak nie zrobi, haha.

Jest pan jednym z dwóch siatkarzy, którzy powiedzieli, że nie chcą jechać na Puchar Świata. Dlaczego?

- Powiedziałem od razu, że nie chcę jechać. Trener odparł, że nie spodziewał się po mnie innej odpowiedzi. Zadecydowały kwestie rodzinne. Cztery tygodnie spędziłem poza domem, a Puchar Świata równałby się kolejnym trzem. Nie dałbym rady psychicznie. W czasie tego turnieju miałem chwile zwątpienia - bardzo chciałem wrócić do córki. Czas przedłożyć sprawy rodzinne ponad kadrowe. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe.

Mierzył się pan też ze średnią atmosferą w klubie. Sprawa ONICO do dziś nie jest oficjalnie wyjaśniona. To też się na panu odbiło?

- Muszę przyznać, że przez ostatnie dni ciążyło mi to z tyłu głowy. To drugi klub, w którym mierzyłbym się z problemami finansowymi. Poza tym musimy się przeprowadzić do Warszawy. Chciałbym wiedzieć czy mogę już szukać mieszkania, czy nie. Zamiast tego była niepewność. Niedawno dopiero mogłem odetchnąć.

Zostajecie w lidze?

- ONICO Warszawa zostaje w lidze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.