- Nie wystraszymy się, nawet jak kibice będą strzelać petardami - mówiła przed meczem z Turcją Joanna Wołosz. Niestety, słowa naszej siatkarki nie miały przełożenia na to, co w pierwszych dwóch setach działo się na parkiecie w Ankarze.
Początek meczu bezapelacyjnie należał bowiem do Turczynek. Gospodynie doskonale prezentowały się w każdym elemencie gry - przyjęciu, ataku, bloku i zagrywce. Nasze siatkarki wyglądały zaś na niesamowicie stremowane i w grze nie wychodziło im nic. Mieliśmy bardzo niski procent dokładnego przyjęcia oraz skutecznego ataku, przez co dwie pierwsze partie przegraliśmy odpowiednio do 17 i 16.
Nadzieje wróciły w trzecim secie. Polki wreszcie zaczęły dobrze przyjmować i serwować, a w ataku brylowały Magdalena Stysiak oraz Malwina Smarzek-Godek. Nasze zawodniczki podniosły się w bardzo trudnej sytuacji i doskonałymi akcjami uciszyły halę w Ankarze, wygrywając tę partię do 14.
Niestety, nasze zawodniczki nie kontynuowały tej gry w czwartej partii. Chociaż set zaczął się dla nas doskonale, bo od prowadzenia 6:2, to po serii doskonałych serwisów Ebrar Karakurt przegrywaliśmy 6:8. Polkom udało się opanować nerwy i nawet objąć prowadzenie 13:11, jednak wtedy nasza gra totalnie się zacięła.
Znów na zagrywce i w ataku brywlowała Karakurt, która wypracoeała Turczynkom czteropunktową przewagę do wyniku 17:13. Tej gospodynie niestety nie oddały do końca meczu, wygrywając czwartego seta do 18. Oznacza to, że Turczynki w niedzielę o godz. 18:30 zagrają z Serbkami w finale mistrzostw Europy. Nam pozostaje mecz o trzecie miejsce, w którym o godz. 16:00 zmierzymy się z Włoszkami.