Pięć asów serwisowych. W ataku 54-procentowa skuteczność (15/28). W sumie 22 punkty, najwięcej w drużynie. Stysiak w ćwierćfinale ME 2019 spisała się znakomicie.
- Jestem mega szczęśliwa. Dziękuję wszystkim, publiczność była niesamowita. W naszą grę wkradło się trochę zwątpienia w czwartym secie, ale potem wyszłyśmy na tie-breaka jak nowonarodzone - mówi Magda.
W szczególnie trudnym momencie, czyli po przegranym do 17 czwartym secie, Stysiak wzięła odpowiedzialność na siebie. - Mówicie, że się nie denerwowałam, a nogi mi się jednak trzęsły. Każdy ma nerwy. Tylko ja się staram swoje utrzymać na wodzy. Przed tie-breakiem powiedziałam sobie, że zaczynamy od nowa, że jest 0:0, a set jest krótki i trzeba to wykorzystać. Powiedziałam sobie "teraz albo nigdy", stałam na zagrywce i myślałam, że nie mam nic do stracenia - opowiada nasza przyjmująca.
Stysiak patrząc na swoją "roczną karierę" w reprezentacji ocenia, że właśnie zanotowała w niej najlepszy występ. - To moje najważniejsze spotkanie. I nie wiem co powiedzieć, bo jestem tak szczęśliwa. Moje marzenia się spełniają - mówi.
Spełniają się, ale jeszcze się nie spełniły. Do tego potrzebny jest medal. Stysiak bardzo w niego wierzy. - "Don't dream your life, live your dream": ja się tego trzymam, to myśl przewodnia mojego życia - mówi, pokazując tatuaż, który ma na ramieniu.
Najmłodsza zawodniczka w kadrze Polski na ME 2019 doskonale wie, że wyjazd do Ankary jest dla naszej reprezentacji trochę jak powrót do przeszłości. To tam w 2003 roku zaczęła się era "Złotek". Wówczas mistrzyniami Europy zostały siatkarki prowadzone przez Andrzeja Niemczyka. W finale pokonały Turcję 3:0.
- Miałam wtedy trzy lata, więc wiadomo, że tego meczu nie pamiętam. Ale później oglądałam mecze z ME 2003 i ME 2005 [w Chorwacji Polki też zdobyły złoto]. I starałam się czerpać od najlepszych zawodniczek, legend i gwiazd polskiej siatkówki - mówi Magda.
Tym, którzy już porównują ją do Małgorzaty Glinki, MVP mistrzostw z 2003 roku, Magda odpowiada krótko: "Nie, nie. Twardo stąpam po ziemi".
Jednak Stysiak ma nadzieję na osiągnięcie podobnego sukcesu. - Na pewno będzie nam trudno, bo zagramy na terytorium rywalek, będzie pełna hala przeciw nam, ale mam nadzieję, że sobie z tym poradzimy, że nie damy się ponieść emocjom. Wiadomo, nie chcę nic obiecywać, ale marzenia się spełniają. Oby nasze się spełniły i będzie elegancko - mówi.
Polki nie będą faworytkami ani sobotniego półinału z Turczynkami ani następnego meczu - o brąz albo o złoto z Serbią albo z Włochami. - Ale na pewno już teraz rywalki trochę inaczej na nas patrzą. Mam bardzo dobry kontakt z dziewczynami z Serbii i wiem, że one się nie spodziewały, że tak dobrze zagramy z nimi we Wrocławiu w eliminacjach do igrzysk [Polki przegrały 1:3], a teraz pokazałyśmy kawał dobrej siatkówki w meczu z Włoszkami. Turcja to będzie następny krok - mówi Stysiak.
Po wspomnianych kwalifikacjach olimpijskich nastoletnia przyjmująca mówiła nam, że jest zła na interenetowych hejterów. Teraz już na początku mistrzostw Stysiak zapowiedziała, że na czas turnieju odetnie się od internetu i śledzenia mediów, by się nie dekoncentrować. Czy po tym jak bardzo pomogła awansować drużynie do strefy medalowej nie skusi się na poczytanie wielu miłych słów, jakie o niej napisano?
- Zdaję sobie sprawę, że to było dobre spotkanie i będą pisać w superlatywach, ale nie lubię o sobie czytać. Poza tym już w piątek wylatujemy do Ankary, nie będzie czasu - odpowiada Magda.
A propos serii świetnych zagrywek w tie-breaku, pytamy jeszcze, jak reagował wtedy trener Nawrocki. - Na czasie dla Niemek omawiał kolejną akcję. Do mnie nie było ani słowa. Trener bardzo dobrze wie, że ja tak wolę, jeśli mi idzie na zagrywce. Powiedział tylko "Magda, idź na maksa" - mówi Stysiak. I dodaje, że wcale nie ryzykowała, uderzając z całej siły. - Jeśli mi mocna zagrywka siedzi, to nie ma co kombinować. Po co miałam ryzykować lekką zagrywkę? - pyta