Na 5:3 w pierwszym secie Natalia Mędrzyk zaatakowała nad blokiem i to było pierwsze zdziwienie. Na 8:8 w drugim secie Mędrzyk uderzyła z drugiej linii. Wcześniej to była akcja grana przez Joannę Wołosz tylko z najwyższą u nas, mającą 202 cm wzrostu Magdaleną Stysiak. Mędrzyk ma 184 cm. Obiektywnie mało. Dlatego nie jest skrzydłową słynącą z ofensywy. Ale w meczu z Hiszpanią 184 cm to nie było mało. Najwyższa po stronie rywalek, środkowa Aina Berbel, ma 187 cm wzrostu. Po naszej stronie siatki w wyjściowej "szóstce" znalazły się aż cztery zawodniczki wyższe - Stysiak (202), Zuzanna Efimienko-Młotkowska (196), Malwina Smarzek-Godek (191) i Klaudia Alagierska (190).
Gdyby trener Nawrocki chciał, różnica wzrostu mogła by być jeszcze większa. Ale zostawił w kwadracie dla rezerwowych kapitan Agnieszkę Kąkolewską (199 cm). Najwyraźniej uznał, że przeciw potencjalnie szybkim Hiszpankom dobrze mieć na boisku bardziej zwrotne środkowe. Ale nie oszukujmy się, i szybkością Hiszpanki nie imponują. To nie jest Tajlandia, której zawodniczki poruszają się po boisku jak małe samochodziki i chociaż są jeszcze niższe od Hiszpanek, to potrafią uprzykrzyć życie najlepszym zespołom na świecie. Tajki miesiąc temu przegrały z Polkami we wrocławskich eliminacjach do igrzysk, ale tylko 2:3. Hiszpanki tak naprawdę naszej drużyny nie zagroziły.
Hiszpania to dopiero 52. zespół światowego rankingu FIVB. Tę pozycję dzieli m.in. z Ukrainą i Portugalią, czyli drużynami, które Polki pokonały w fazie grupowej. A także z jeszcze bardziej egzotycznymi zespołami, jak Surinam czy Saint Kitts i Nevis. Po awansie do 1/8 finału Hiszpanki mówiły, że już spełniły marzenia. Mecz z Polską przed 10 tysiącami widzów był dla nich nagrodą.
Dlaczego w drugim secie już zadowolone z siebie rywalki długo prowadziły grę? Dlaczego wygrywały nawet 16:12? Bo rozluźniły się i nie popełniały już aż tylu błędów (sześć przy naszych pięciu). A Polki, które po pokonaniu Włoszek 3:2 urosły do roli kandydatek do gry w strefie medalowej, absolutnie nie zbliżały się do poziomu swojej normalnej gry.
Już w pierwszej partii nasz zespół miał zaledwie 18 procent pozytywnego przyjęcia zagrywki. Hiszpanki miał aż 57 proc. dobrego odbioru. Partię otwarcia wygraliśmy dlatego, że przeciwniczki oddały nam aż 11 punktów po błędach własnych. A my im pięć. W drugim secie zawodniczki Nawrockiego dalej czekały, że mecz wygra się sam. Kiedy się zmobilizowały, to szybko 12:16 zamieniły na 18:18. Zaraz poszły za ciosem i przy 24:20 miały kilka piłek setowych, z których wykorzystały już pierwszą.
Brawa za to, brawa również za trzeciego seta. Też momentami nerwowego. Generalnie to nie był ładny mecz. Oglądając go przekonaliśmy się, że spotkania grane w roli zdecydowanego faworyta przeciw zdecydowanie słabszej drużynie naprawdę bywają niełatwe. Przynajmniej momentami.
"Sięgnij po wiarę i dotknij jej" - to zdanie polskie siatkarki słyszą przed każdym meczem ME, gdy wybiegają na boisko. Dbający o oprawę muzyczną Grzegorz Kułaga najwyraźniej uznał, że takie przesłanie jest drużynie potrzebne. Zapętlony, dynamiczny fragment znanego hitu "Personal Jesus" zespołu Depeche Mode, chyba się sprawdza. Teraz Polki muszą uwierzyć, że są w stanie zrobić ostatni krok do celu. W środę w Łodzi zagrają z Niemkami w ćwierćfinale mistrzostw Europy. Z tym rywalem mierzyły się w bieżącym roku cztery razy i wszystkie mecz wygrały. Trzeba zrobić swoje i będzie awans do najlepszej czwórki turnieju. I będzie gra o medale w Ankarze. A medal z 14 dziewczyn Nawrockiego ma tylko jedna - Paulina Maj-Erwardt zdobyła brąz ME wieki temu, w 2009 roku.