W reprezentacji Belgii grają aż cztery Polki! "Nie miałam wyboru. Nikt się nie odezwał"

- Tata grał w reprezentacji Polski. Jak byłam nastolatką, to wypatrzył mnie trener reprezentacji Belgii i powiedział, że będzie mnie szkolił, pod warunkiem, że wybiorę ich kadrę. Ale ja wyboru nie miałam, z Polski nikt się nigdy nie odezwał - mówi Kaja Grobelna. - Mnie chciał trener Nawrocki. Ale belgijska federacja nie współpracowała - opowiada Dominika Sobolska. W środę w Łodzi przeciw Polsce zagrają aż cztery dziewczyny, dla których będzie to mecz słodko-gorzki. Relacja na żywo ze spotkania Polska - Belgia od godz. 17.30 na Sport.pl
Zobacz wideo

Październik 1996 roku: w Sint-Niklaas we Flandrii rodzi się Karolina Goliat, córka Jadwigi Wojciechowskiej, byłej reprezentantki Polski w siatkówce i Wiesława Goliata, byłego reprezentanta Polski w piłce ręcznej.

Grudzień 1996 roku: w Sint-Niklaas rodzi się Dominika Strumiło. - Mama i tata grali w siatkówkę. Są z Gdańska, grali w Gedanii, w Stoczni. Mój wujek jest trenerem. Między innymi pracował w Treflu Gdańsk kilka lat temu - mówi Dominika.

Kontrakty na całe życie

- Wiele lat temu wszyscy oni dostali oferty z Belgii i wyjechali. Planowali zarobić i wrócić. Okazało się, że to były takie kontrakty, które się nigdy nie skończyły - uśmiecha się Strumiło. - Rodzice mówią, że czasy w Polsce były trudne, a jak się w Belgii urządzili, to było im tak dobrze, że zostali - dodaje.

- Mama Domi i moja mama znały się już w Polsce. Razem grały w siatkówkę, w Gdańsku. Mama Domi wyjechała do Belgii wcześniej, za jakiś czas dołączyli moi rodzice. Oni przez lata trzymają się razem i my z Domi też. Od piaskownicy, od przedszkoda, przez szkołę, kluby, przez belgijskie kadry młodziczek i juniorek aż do seniorskiej reprezentacji cały czas jesteśmy razem - mówi Karolina. - Jesteśmy przyjaciółkami na całe życie i zżyte na zawsze są nasze rodziny. Nasi rodzice od zawsze dbają o to, żebyśmy byli jedną, polską rodziną. Bo mamy tam tylko siebie - dodaje.

Więcej niż koleżanki

W kadrze towarzystwo mają większe, bo dla Belgii grają też Grobelna i Sobolska. - Razem tworzymy Polonię. Dużo nas. Ale całej "szóstki" z Polek w belgijskiej kadrze to raczej się nie zestawi - śmieje się Sobolska. - Kiedyś grała jeszcze Marta Szczygielska, ale chyba już nie wróci, jest ze starszego rocznika [urodzona w Słupsku, w 1981 roku], a młodszych dziewczyn z Polski w belgijskich klubach nie widać. Cóż, wystarczy, że jesteśmy we cztery. Trzymamy się razem, jest fajnie - dodaje Dominika.

- Najbardziej się przyjaźnię z Dominiką Strumiło, ale Kaję i Dominikę Sobolską też bez wahania nazywam przyjaciółkami. Są zdecydowanie kimś więcej niż tylko koleżankami z pracy - mówi Goliat.

Grobelna jako jedyna z czterech belgijskich Polek urodziła się w Polsce - w styczniu 1995 roku we Wrocławiu. Miała dwa i pół roku, gdy jej tata zdecydował się na grę w lidze belgijskiej.

- Tata grał w reprezentacji Polski, ale do mnie z Polski nikt nigdy się nie odezwał, nikt o mnie nie pytał - mówi Kaja. - Może to dlatego, że miałam w Belgii słabe szkolenie. Zaczęłam trenować dopiero jako 12-latka. Jednak w końcu wypatrzył mnie trener z belgijskiej reprezentacji i powiedział, że będzie ze mną pracował indywidualnie, tylko pod warunkiem, że wybiorę ich kadrę. Dużo we mnie Belgowie zainwestowali. Postawili na mnie. Granie dla Belgii odczuwam jako naturalną rzecz. Tam się wychowałam, rozwijałam. Dlaczego miałabym nie grać? Poza tym w reprezentacji się pokazujesz, ona cię kreuje. Dzięki niej dostałam oferty z Włoch, z Polski. Bez tego pewnie całe życie grałabym tylko w lidze belgijskiej i nie stałabym się lepszą siatkarką, nie zrobiłabym fajnej kariery - tłumaczy Grobelna.

"Były ciężkie tematy"

Sobolska, najstarsza z polskiego kwartetu w belgijskich barwach (urodziła się w grudniu 1991 roku w Menen) była w innej sytuacji niż koleżanki. Córka byłego siatkarza wrocławskiej Gwardii nie może nie pamiętać, że niewiele brakowało, a w dzisiejszym meczu grałaby ubrana na biało-czerwono.

W 2016 roku prowadzący już wtedy Polskę Jacek Nawrocki chciał mieć w składzie dobrze prezentującą się środkową. A Sobolska, mimo że urodzona i wyszkolona w Belgii dla której grała w kadrach juniorskich, bardzo chciała dołączyć do naszej drużyny. - Niestety, federacja belgijska nie współpracowała. To były ciężkie tematy. W końcu wiedziałam, że albo będę grała w kadrze belgijskiej, albo w żadnej - mówi.

Wersje wydarzeń są różne. Najbardziej prawdopodobna jest taka, że Belgowie byli gotowi zgodzić się, by Dominika zmieniła drużynę narodową, ale w zamian za finansową rekompensatę. Media pisały, że za wyszkolenie zawodniczki federacja chce aż pół miliona euro. - Ta kwota była dużo niższa. Jeśli dobrze pamiętam, chodziło 50 tysięcy euro - mówi Jakub Dolata, który był menedżerem Sobolskiej.

Dlaczego PZPS nie zapłacił? Czy finalnie chodziło tylko o tę kwotę czy bardziej o niechęć Belgów do oddania Sobolskiej? Dzisiaj już trudno ustalić. A i w Dominice nie widać woli szukania "winnych". - Jest jak jest. W każdym razie nikt mnie do gry dla Belgii nie zmuszał, wbrew temu co kiedyś pisano nie dostałam bezpośredniego ultimatum, że muszę grać w belgijskiej kadrze, żebym nie została zawieszona jako siatkarka - mówi Dominika. - Ale w takie dni, gdy Belgia gra z Polską, jest dla mnie dziwne, że stoję po tej stronie, po której stoję. Jest hymn, jest szybsze bicie serca... No ale okej, gram dla Belgii, odsunę emocje - zapewnia.

Śpiewać każdy może. Ale nie każdy może

O hymnie z błyskiem w oku mówi Grobelna. - Jak mam być szczera, to zawsze sobie śpiewam polski hymn, bo czuję się Polką. Teraz też będę śpiewała i będę miała gęsią skórkę. Bo przed tak dużą polską publicznością jeszcze nie miałam okazji - mówi Kaja. 

- Nasz drugi trener już kilka dni temu pokazywał drużynie hymn z meczu Polska - Belgia sprzed lat. Też z Łodzi. Sztab chciał, żeby dziewczyny jak najszybciej wiedziały, co się będzie działo - mówi Sobolska. - Zawsze powtarzamy koleżankom, że nigdzie na świecie nie ma takich kibiców siatkówki jak w Polsce. Ale super, że teraz się przekonają! - wtrąca Grobelna. - Będzie przepięknie, emocjonalnie. I, szczerze, nie wiem jak się zachowam. Nie wiem czy nie lepiej będzie stanąć i spróbować się wyłączyć, nie słuchać, żeby się - nie daj Boże - nie rozkleić - mówi szczerze Sobolska.

- Ja "Mazurka Dąbrowskiego" zaśpiewam, ale w sercu. Dlaczego nie głośno? Bo jestem w reprezentacji Belgii i uważam, że nie do końca by wypadało śpiewać polski hymn - mówi Goliat. - Bardzo bym chciała zaśpiewać z rodakami, którzy będą na trybunach, ale jednak będę stała po drugiej stronie. Nawet nie wiem czy Belgowie mieliby mi za złe, gdybm zaśpiewała. Pewnie nie, bo wiem, że szanują to, że tak się los potoczył i jako Polki gramy w belgijskiej kadrze. Ale ja sama po prostu czuję, że nie mogę zaśpiewać "Mazurka", z szacunku dla belgijskiej reprezentacji - wyjaśnia Karolina.

Polki dumne z Polski. "Chyba można to zrozumieć?"

Mówienie o śpiewaniu kosztuje dziewczyny dużo. - Bo wszystkie jesteśmy ze sportowych rodzin, a chyba w takich hymn jest jeszcze ważniejszy - zauważą Strumiło. - My mieszkamy w Belgii, a podtrzymujemy polskie tradycje, jak wigilijna kolacja złożona z 12 potraw. My gramy w klubach z różnych stron na świata, a co roku w wakacje odwiedzamy swoje rodziny w Polsce - dodaje. - A teraz rodziny odwiedzają nas. Tu, w Łodzi, na meczach z trybun machają mi bliscy z rodziny i przyjaciele - wtrąca Grobelna.

- Kiedy było losowanie grup, to wszystkie cztery trzymałyśmy kciuki, żebyśmy trafiły do tej polskiej [pozostałe grają: w Turcji, Słowacji i na Węgrzech] - znów mówi Strumiło. A Goliat wyjaśnia, że chodziło nie tylko o możliwość pobycia w kraju i spotkania się z bliskimi. - Piękne jest to, że koleżanki z belgijskiej kadry popróbowały polskiej kuchni i im posmakowała, że bardzo im się podoba życzliwość i otwartość ludzi, że widzą, że wszystko jest tu super zorganizowane. Jesteśmy dumne - tłumaczy.

Strumiło potwierdza i zastanawia się, co z tym hymnem. - Chciałabym zaśpiewać oba. Ale czy nikt się na mnie nie obrazi? Chyba można zrozumieć, że jestem i Polką, i Belgijką?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.