Bartosz Kurek zadziwił Vitala Heynena. "Zrobił dużo więcej, niż myślałem"

- Jeśli ktoś kilka miesięcy temu powiedziałby, że kluczowy mecz z Francją na turnieju kwalifikacyjnym zagramy z Maciejem Muzajem na ataku, to chyba nikt by w to nie uwierzył. Rok potrafi wiele zmienić - mówi w Sport.pl o składzie na igrzyska olimpijskie w Tokio selekcjoner polskiej kadry, Vital Heynen.

Vital Heynen: Żeby drużyna mnie posłuchała, potrzebuję kryzysu

Zobacz wideo

W poniedziałek rozpoczęło się zgrupowanie w Arłamowie. 16 siatkarzy pod kierownictwem Vitala Heynena będzie walczyć o miejsce w 14-osobowej kadrze na wrześniowe mistrzostwa Europy.

Do zespołu po 4 miesiącach przerwy wrócił Bartosz Kurek, który zmagał się z urazem kręgosłupa. Zabrakło m.in. Grzegorza Łomacza czy Bartosza Bednorza.

16 graczy na zgrupowaniu w Arłamowie, 14 miejsc w kadrze na mistrzostwa Europy. Czy to oznacza, że dwóch z nich jest docelowo przygotowywanych do Pucharu Świata, czy też wszyscy startują do tego samego wyścigu?

Vital Heynen: - Tak, to oczywiste, że dwóch graczy nie pojedzie na mistrzostwa Europy, i że zasilą oni skład na Puchar Świata. Mój zamysł jednak był taki, że zaprosiłem do Arłamowa całą szesnastkę, by mieć szansę zobaczyć, w jakim punkcie jesteśmy. Jeśli miałbym gotowy skład na mistrzostwa w głowie, to nie brałbym tylu graczy, a skupił się na czternastu. Rozumiem jednak pytanie w pytaniu - odnosi się ono do obecności Bartosza Kurka w składzie. Mogę powiedzieć jedynie, że dziś rano podczas treningu robił dużo więcej, niż sądziłem, że będzie w stanie.

Co robił?

- Ćwiczył podczas zamkniętego treningu w hali. Jest w Arłamowie, by pracować tak, jak wszyscy gracze. Powiedziałem moim podopiecznym, że mamy dwa tygodnie na przygotowanie formy, więc musimy na maksa wykorzystać ten czas.

Bartosz Kurek miał wiele miesięcy przerwy od gry. Jaki ma pan plan, by ułatwić mu powrót do formy?

- Zobaczymy. To jest piękne - dzień po dniu będziemy się przekonywać, do czego ten gracz jest zdolny. Będzie z nami normalnie trenował, a my sprawdzimy, jak na to zareaguje. Będziemy bardzo ostrożni. To, jak odpowie na to wszystko jego ciało, będzie dla nas wskazówką co do drogi, którą w tym sezonie powinien obrać.

Czy przez czas jego nieobecności w kadrze i powrotu do zdrowia przygotował mu pan indywidualny plan treningowy?

- Nie, ponieważ oddaliśmy wszystko w ręce rehabilitantów. Wrócił do gry w siatkówkę mniej niż dwa tygodnie temu. Rzecz jasna pozostawał aktywny, jednak nie grał w "prawdziwą" siatkówkę. Teraz potrzebuje drużyny i po to jest w Arłamowie.

Sławetne były pana tablice z informacją, ile dni zostało do igrzysk olimpijskich. Nadal będą wisiały na zgrupowaniach?

- Nie, nie będą. Nie przygotowujemy się do kwalifikacji, a do mistrzostw Europy. Myślę, że zmiana myślenia z turnieju w Tokio na czempionat Starego Kontynentu będzie najtrudniejsza. Przez całe wakacje skupialiśmy się na zmaganiach w Gdańsku, rzuciliśmy całe swoje siły, by zrealizować cel i awansować na najważniejszą imprezę czterolecia. Czułem, że drużyna jest bardzo szczęśliwa z powodu kwalifikacji. W konsekwencji będzie natomiast bardzo trudno ponownie skoncentrować ją na innym celu - mistrzostwach Europy czy Pucharze Świata.

Powiedziałem chłopakom, że największym wyzwaniem będzie uzyskać wśród nich to niesamowicie wiążące i prawdzie uczucie, że naprawdę chcą wygrać mistrzostwo Europy. Ludzie mogą tego nie rozumieć, ale nie jest możliwe, by prezentować najwyższą formę co dwa tygodnie. Nigdy w życiu nie pracowałem tak ciężko, by odnieść sukces w zawodach, które trwały jeden weekend. Skupiliśmy wszystko na Gdańsku. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie osiągnąć podobny poziom ponownie - to wbrew logice. Mimo wszystko spróbujemy.

Czyli w Arłamowie zawiesi pan transparenty z dniami do meczu o mistrzostwo Europy.

- Tak, wszystko temu podporządkuję. Mam nadzieję, że uda nam się odzyskać uczucie, że jedziemy na turniej, by go wygrać.

Dlatego też zdecydował się pan na roszady w składzie? Mam tu na myśli zamianę Grzegorza Łomacza na Marcina Komendę. Młody rozgrywający to świeża, pragnąca kolejnego medalu krew.

- To był ruch, który razem z moimi asystentami planowaliśmy od chwili wyłonienia 14-stki na Gdańsk. Marcin Komenda świetnie zagrał w czasie Siatkarskiej Ligi Narodów i zasłużył na możliwość gry w kolejnych zmaganiach. Niejednokrotnie podkreślałem, że jeśli chodzi o kwalifikacje, to najważniejsze będzie dla mnie doświadczenie, ale kolejne turnieje będą szansą dla młodszych zawodników.

Jak będzie wyglądało zgrupowanie w Arłamowie?

- Takie obozy to zawsze działanie krok po kroku. Dziś rano siedzieliśmy i po raz pierwszy po przerwie ze sobą rozmawialiśmy. Przez pierwsze trzy dni będziemy grać w piłkę plażową, a później zobaczymy, co się stanie. Trenerzy czują, co powinni zrobić, by było dobrze, i jak należy kierować drużyną. Wszystko zależy jednak tylko od niej i od tego, jak jej forma się rozwinie. W Arłamowie jest też strzelnica. Może skorzystamy? Nie wiem, muszę wymyślić coś specjalnego. Mam na to tylko 14 dni.

Planuje pan ponownie długie rozmowy z zawodnikami?

- Oj nie, już wystarczająco dużo ze mną gadali! Nie mogę każdego miesiąca rozmawiać z nimi przez godzinę, bo sam zwariuję. Po turnieju w Gdańsku mieliśmy 10 dni wolnego. Po raz pierwszy od nie pamiętam jak długiego czasu nie wziąłem ze sobą laptopa, by pracować. Później pojechałem do Perugii, by zapoznać się z drużyną.

To progres. W zeszłym roku miał pan chyba ze trzy dni wolnego.

- Tak, ale te trzy nie były wolne, ponieważ cały czas myślałem o mistrzostwach świata. W tym roku było super, bo zrealizowaliśmy nasz kwalifikacyjny cel i kamień spadł nam z serc. To było widać po twarzach zawodników - bardzo podobały im się wakacje, niezwykle wypoczęli, bo w końcu nie musieli się martwić o awans.

Co z Bartoszem Bednorzem? Dlaczego nie dostał szansy na grę w mistrzostwach Europy?

- Zawsze ktoś będzie poszkodowany - to efekt tego, że w Polsce jest tylu fantastycznych zawodników do grania. Musiałem podjąć decyzję, przewidując, jak ona oddziała na drużynę. Po turnieju w Gdańsku nie widzieliśmy powodu, by wiele zmieniać. Akceptuję to, że gracz jest zawiedziony i to rozumiem. Zawsze jednak tak będzie. Grzegorzowi Łomaczowi na pewno też jest przykro. Wcale mu się nie dziwię.

Przewija się pytanie, czy wziął pan Bartosza Bednorza na zgrupowanie do Zakopanego, bo nie wypadało go nie brać po tym, jak zdobył indywidualne wyróżnienie w finałach Ligi Narodów. Jak było?

- Było odwrotnie. Wyjaśniłem mu wcześniej, że nie satysfakcjonowała mnie jego postawa w Lidze Narodów, i że jeśli zagra dobre finały, to wezmę go do Zakopanego. Bardzo cieszyłem się, kiedy do nas dołączył. Zaznaczyłem też, że nie daję mu gwarancji, że jest to jednoznaczne z wyjazdem na turniej kwalifikacyjny. Bartek świetnie zaprezentował się w Chicago i dlatego wrócił do składu. Sam na to zapracował.

Do Tokio został rok, a to bardzo mało czasu. Wewnętrzna batalia o udział w igrzyskach jest zamknięta w tych 16 graczach z Arłamowa, czy też daje pan sobie możliwość na zaskoczenia?

- Jeśli ktoś kilka miesięcy temu powiedziałby, że kluczowy mecz z Francją na turnieju kwalifikacyjnym zagramy z Maciejem Muzajem na ataku, to chyba nikt by w to nie uwierzył. Rok potrafi wiele zmienić. Zobaczymy, co się stanie, bo nic nie jest jeszcze postanowione.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.