Pierwszy set: my psujemy jedną, a Serbowie - aż siedem zagrywek. Naszym pierwszym memoriałowym rywalom nie szło tak bardzo, że aż trzeba było za nich trzymać kciuki. Bo przecież nie o gładkie zwycięstwa po łatwych meczach chodzi w Krakowie. My potrzebujemy wartościowego, trudnego grania. Takiego brakowało w zeszłotygodniowych sparingach z Holandią. Z nią z góry umówiliśmy się na co najmniej cztery sety każdego dnia. I dobrze, bo inaczej byłoby ich tylko sześć, oba mecze wygraliśmy po 3:0. W sumie z ośmiu setów w Opolu przegraliśmy jednego, ostatniego. Teraz z Serbią, Brazylią i Finlandią, a szczególnie z Serbią i Brazylią, chcielibyśmy zostać zmuszeni do wysiłku. Dobrze byłoby mieć okazję poważnie przepalić się przed kwalifikacjami olimpijskimi. Za tydzień w Gdańsku z Francją raczej łatwo nie będzie. Ze Słowenią też nie musi być.
Niestety, Serbowie na wysokości zadania nie stanęli. Oni też szykują się do walki o Tokio, ich najtrudniejszych rywalem będą Włosi. Długo zanosiło się na to, że z meczu z nami za niezły będą mogli uznać tylko jeden fragment - początek drugiego seta. Wtedy prowadzili 9:6, a my obudziliśmy się głównie dzięki Michałowi Kubiakowi. Kapitan zaserwował dwa asy z rzędu, wyszliśmy na 10:9 i przeciwnicy już nie byli w stanie dotrzymać nam kroku.
Niespodziewanie nerwowo zrobiło się pod koniec trzeciego seta. Prowadziliśmy w tej partii 16:13 i - niestety - ewidentnie uznaliśmy, że mecz już sam się wygra. Mocno przysnęliśmy przy stanie 20:19. Po dwóch kolejnych punktach Serbów przy 20:21 Vital Heynen wziął czas i pierwszy raz krzyczał na swoich zawodników. Punktował, że nie grają ani w bloku, ani na zagrywce, ani w obronie, ani nie trzymają taktyki. Krzyki nie pomogły, Serbom zachciało się chcieć i za chwilę było już 20:23 oraz 21:24. Ten set uciekł. Ale może to dobrze. Nam naprawdę przyda się jak najwięcej gry, by na przykład wspólne tempo znaleźli Fabian Drzyzga i Wilfredo Leon.
W końcówce pierwszego seta za Dawida Konarskiego na atak wszedł Aleksander Śliwka. Dlaczego nie nominalny atakujący, Maciej Muzaj? Najłatwiej uznać, że Heynen gra w swoją grę, że chce zdezorientować Francuzów i Słoweńców.
Ale chyba jeszcze ważniejsze jest to, by w pełni wydobyć potencjał Wilfredo Leona. A on - o czym wie każdy - ma w naszej drużynie stanowić przede wszystkim siłę ofensywną, zwłaszcza teraz, pod nieobecność Bartosza Kurka. A więc chyba warto działać tak, by rywale nie celowali w niego serwisem.
Ciekawych rozwiązań Heynen stosuje więcej. To na przykład gra na dwóch libero. Może trener uznał, że każdy z nich jest lepszy w jednej konkretnej rzeczy.
A może cały czas uważa, że Paweł Zatorski potrafi wszystko, tak jak potrafił choćby na ubiegłorocznych mistrzostwach świata, a rotuje tylko dlatego, że chce jak najmocniej zdezorientować rywali.
Na środku Piotr Nowakowski i Mateusz Bieniek, na ataku Dawid Konarski, na przyjęciu Wilfredo Leon i Michał Kubiak, na rozegraniu Fabian Drzyzga i jako libero Paweł Zatorski. W naszym wyjściowym składzie na Serbów znalazło się sześciu mistrzów świata i Leon. Bardzo możliwe, że to będzie nasz zestaw również na urastające do rangi meczu nad meczami starcie z Francją.
Ale Heynen chyba nie byłby sobą, gdyby w piątek i sobotę w Krakowie wystawił tak samo złożony zespół jak w czwartek. Belg najpewniej z Brazylią i z Finlandią stworzy nowe "szóstki". Po to, by trzymać wszystkich swoich graczy pod parą, po to, by rywale cały czas nie wiedzieli, czego się spodziewać, a pewnie też i po to, by pokazać, że jest wierny swoim zasadom. Wciąż trudnym do zrozumienia dla siatkarskich tradycjonalistów.