Do 11 i 13 z Włochami, do 15 z Serbią, do 16 z Kanadą, do 17 z USA i z Iranem - tak wyraźnie Portugalczycy przegrywali niektóre sety swoich meczów w tej edycji Ligi Narodów. Wygrali tylko dwa mecze z 15 i żegnają się z elitą.
Jaka by nie była nasza "szóstka" na spotkanie z nimi, mieliśmy obowiązek wygrać, bo różnica między czwartym a 31. zespołem rankingu FIVB musi być wyraźnie widoczna bez względu na okoliczności.
Trener Vital Heynen postanowił, że od początku zagrają: Marcin Komenda, Łukasz Kaczmarek, Mateusz Bieniek, Norbert Huber, Piotr Łukasik, Bartosz Bednorz i Damian Wojtaszek. Skład, jak zwykle w Lidze Narodów, trudny do przewidzenia. Ale też klasowy w porównaniu do portugalskiego. Po naszej stronie było trzech mistrzów świata (jeden juniorski, ale co mistrz to mistrz), u rywali na przyjęciu grał zawodnik przypominający posturą gracza z rozgrywek rekreacyjnych, czyli mający 191 cm wzrostu i ważący aż 94 kilogramy Caique Oswaldo Ferreira Da Silva.
Temu 34-latkowi zdarzyło się nawet zatrzymać pojedynczym blokiem Aleksandra Śliwkę. Ale na nic więcej niż pojedyncze udane akcje Portugalczycy nie mogli liczyć.
Polska - USA 3:2, 167 minut, Włochy - Polska 2:3, 166 minut, Iran - Polska 3:2, 154 minuty, Polska - Argentyna 3:2, 152 minuty. To oczywiście wyniki i czas trwania meczów. To cztery najdłuższe mecze tej edycji Ligi Narodów.
Polacy okazali się jej mistrzami, jeśli chodzi o budowanie dramaturgii. Tylko dwa z 15 meczów wygraliśmy do zera - z Chinami i z Portugalią. One trwały odpowiednio 80 i 85 minut. Dobrze, że naszym siatkarzom zdarzają się czasem i takie występy. Miło odetchnąć, zwłaszcza że ledwie tydzień temu mieliśmy trzy pięciosetowe dreszczowce z rzędu.
Daje nam bezpośrednie punkty, daje możliwość kontynuowania akcji, wyprowadzania kontr - blok jest tym elementem, który w grze Polaków działa najlepiej na przestrzeni całej tegorocznej Ligi Narodów.
W niedzielę w drugim secie prowadziliśmy 7:4 i nagle chyba uznaliśmy, że Portugalczycy już wtedy pozwieszają głowy. Oni widząc nasze mniejsze zaangażowanie poczuli szansę, wyszli na prowadzenie i pilnowali go aż do stanu 19:18. Wtedy głównie dzięki trzem punktowym blokom wyszliśmy na 23:19 i było po sprawie. W całym meczu blokiem wygraliśmy 11:4.
Polską ścianę tworzą wszyscy, nie tylko środkowi - wielki Łukasik, rozgrywający Komenda, swoje dodają atakujący, w poprzednich turniejach cenni byli tu Szalpuk czy Kwolek. Blok Polacy czują, lubią - to wiadomo nie od dziś. Cenne, że bez względu na rotacje drużyna nie traci swojej tożsamości.
I to widać nie tylko gdy się spojrzy na blok.