Niemcy - Polska 1:3. Cztery rzeczy po czterech setach: Święto Kaczmarka, święto Heynena, święto Polonii z Niemiec, już czeka Polonia z USA

Chwile radości przeżyli Polacy z Lipska i innych niemieckich miejscowości, bo siatkarze naszej reprezentacji na ich oczach pokonali kadrę Niemiec 3:1 (25:19, 21:25, 25:14, 25:23) w przedostatniej kolejce Ligi Narodów. Swoje urodziny godnie uczcił Łukasz Kaczmarek, małe święto przeżył Vital Heynen, a już niemal pewne jest, że wkrótce na spotkanie naszej drużynie wyjdzie liczna Polonia z Chicago, gdzie w lipcu odbędzie się Final Six. W niedzielę o 17.30 na koniec fazy zasadniczej gramy z Portugalią. Relacja na żywo w Sport.pl

1. Można grać o Chicago Januszem i Filipiakiem

Pierwszego seta meczu Niemcy - Polska zakończył Janusz Filipiak. Nie, nie prezes Cracovii, aż tak bardzo składem nie rotuje nawet trener Vital Heynen. Janusz i Filipiak to duet współpracujący w sobotę. Pierwszy rozgrywał, drugi atakował. Pierwszy do turnieju w Lipsku miał w reprezentacji epizody, drugi jest absolutnym żółtodziobem, dowołanym na Ligę Narodów w jej trakcie, po kontuzji innego debiutanta, Michała Szalachy. Filipiak to już 26. zawodnik naszej kadry, który zagrał w tegorocznej edycji VNL.

Zobacz wideo

Przed meczem z Niemcami było jasne, że zwycięstwo bardzo przybliży nasz zespół do Final Six. Ale trener Vital Heynen uznał, że o wygraną możemy spokojnie walczyć z dwoma graczami kadry uniwersjadowej w "szóstce". Wyjściowy skład Polski wyglądał tak: Marcin Janusz, Tomasz Fornal, Piotr Łukasik, Bartosz Filipiak, Karol Kłos, Norbert Huber i na libero Damian Wojtaszek.

Efekt? Spokojna, pewna gra, od wyjścia na parkiet pokazanie wyższości nad ekipą gospodarzy. Niemcy grali nerwowo, w pierwszym secie oddali nam aż 10 punktów po własnych błędach, a nasi niedoświadczeni gracze pomyłki ograniczyli do minimum, popełnili cztery. Fajerwerków co prawda nie było, ale solidny atak, działający blok, niezła defensywa - to wszystko wystarczało, by kontrolować sytuację. A to, jak na taki skład, naprawdę dużo. I to już norma, nasza drużyna - jakby w niej Heynen nie mieszał - generalnie nie zawodzi.

2. Niemcy postraszyli? To Polacy odpowiedzieli

Piątkowe 3:1 nad Portugalią było dopiero trzecim zwycięstwem Niemiec w tegorocznej Lidze Narodów. Do meczu z nami mieli bilans 3:10. My mieliśmy 9:4. Polska musiała być faworytem, ale mecz wcale nie musiał być dla nas tak łatwy jak pierwszy set.

W drugiej partii nasi rywale wzmocnili zagrywkę. W niej zaserwowali dwa asy, w pierwszej nie mieli żadnego. Gdy odrzucili nas od siatki, to od razu lepiej zaczął funkcjonować ich blok. A kiedy lepiej funkcjonowały kolejne elementy, Niemcy nabierali pewności siebie.

Czy my równocześnie się gubiliśmy? Trochę tak. Już w pierwszym secie słabo wyglądała współpraca rozgrywającego Janusza ze środkowymi, Kłosem i Huberem. Po drugim secie bilans ataków tej dwójki był bardzo słaby.

Do tego 2/12 w ataku miał Fornal. I to był już spory problem, bo naszą ofensywę praktycznie w pojedynkę prowadził Łukasik (7/11 po dwóch setach), sporadycznie wspomagany wchodzącymi na zmiany Łukaszem Kaczmarkiem (2/2 po dwóch setach).

Czyli Polacy trochę się gubili. Ale trochę, więc szybko potrafili się odnaleźć. Na trzecią partię Heynen za Filipiaka (6/17 w ataku) wprowadził Kaczmarka i od tego momentu to on wyręczał Łukasika w roli pierwszej strzelby. A że Łukasik strzelać nie przestał, a i Kłos zaczął radzić sobie z niemieckim blokiem, to za seta przegranego do 21 odpowiedzieliśmy bijąc Niemców do 14.

3. Kaczmarek zrobił sobie prezent

Ma świetne warunki, potrafi zdobywać po 30 punktów w meczu, ma wszystko, by pociechę z niego miała reprezentacja - to już znana melodia. O Kaczmarku, o Muzaju, o obu atakujących będących w kadrowej hierarchii za Bartoszem Kurkiem i chyba ciągle też za Dawidem Konarskim. W sobotę swoją szansę na pokazanie, że chciałby wyjść z cienia, dostał Kaczmarek. Ułożyło się ładnie, bo zawodnik akurat kończył 25 lat.

Prezent sobie zrobił. Potrafił i przyjąć, i podbić w obronie, i nieźle poserwować, a przede wszystkim kończył ataki. 10/13 - takiego meczu Kaczmarkowi było trzeba. Może to będzie jego przełom? Nie chodzi o to, że po jednym udanym występie Heynen zaraz wpisze jego nazwisko nad nazwiskami kolegów, z którymi rywalizuje o miejsce w kadrze. Ale może dzięki sobotniej postawie pojedzie na Final Six do Chicago i tam rozegra jeszcze lepsze mecze, dzięki czemu dostanie szansę gry w meczach jeszcze ważniejszych? Niech mentalnie rośnie. Co najmniej do tego poziomu, jakiego sięga fizycznie.

4. Heynen też ma swoje święto

- Po zdobyciu z Niemcami medalu mistrzostw świata zacząłem udzielać większej liczby wywiadów. Oczywiście gdybym był trenerem piłki nożnej, kupiłbym sobie jacht. Jako szkoleniowiec siatkarzy mogę mieć co najwyżej łódkę - powiedział kiedyś Heynen.

Z Niemcami pracował prawie pięć lat, sensacyjnie zdobył z nimi brąz mistrzostw świata w 2014 roku. Świetnie walczył z tą kadrą o awans na igrzyska w Rio, odpadł z walki po dramatycznym, przegranym 2:3 meczu z Polską w Berlinie. To, co zrobił z Niemcami, jeszcze nie dało mu awansu do trenerskiej elity. Z Belgami był w półfinale mistrzostw Europy. Świetnie, ale to przecież już był wynik ponad stan, trudno było liczyć, że przyjdą większe sukcesy.

Po te Belg przyjechał do Polski. Nie chciał dużych pieniędzy, czuł, że tu będzie miał szansę wejść na najwyższą, trenerską półkę. Nie pomylił się. Z nami zdobył złoto MŚ, teraz marzy o złocie olimpijskim. U nas pokazał, że może prowadzić największych, a nie średnich, aspirujących. Pewnie zaraz dzięki temu zostanie trenerem Perugii, jednego z najmocniejszych klubów na świecie.

Dla Heynena zwycięstwo nad Niemcami jest ważne. Ze względów sentymentalnych, ale nie tylko. On wygrywając i idąc do Final Six jakby mimochodem, pokazuje nie tylko, że polska siatkówka ma duży potencjał, ale też pokazuje, jak skutecznym jest szkoleniowcem. Polska ma być mocna za miesiąc, na sierpniowe kwalifikacje do igrzysk w Tokio. W Lidze Narodów gra raczej Polska B, a na wyniki to nie ma przełożenia. Marka rośnie. Również Heynena.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.