Zacznijmy po kolei, bo na boisku było tyle chaosu, że chociaż tu warto uspokoić sytuację.
Jeśli w ostatnich tygodniach któryś z polskich mistrzów świata pokazał, że po roku prezentuje wyższy poziom, to tym kimś był Bartosz Kwolek. Dlaczego przyjmującego Onico Warszawa zabrakło w "szóstce" na najważniejszy i najtrudniejszy mecz turnieju w Mediolanie?
Vital Heynen wybrał: Grzegorza Łomacza na rozegranie, Karola Kłosa i Jakuba Kochanowskiego na środek, Macieja Muzaja na atak, na libero Damiana Wojtaszka, a na przyjęcie Aleksandra Śliwkę i Bartosza Bednorza.
Rzeczywiście ważne było, żeby dać kolejną szansę Bednorzowi, który rok temu nie załapał się do kadry na mistrzostwa, a który przez ostatni rok dobrze prezentował się w Modenie. Bednorz świetnie zna Włochów z gry z nimi na co dzień w Serie A1, miał więc okazję zaprezentować się korzystnie w meczu dla siebie na pewno szczególnie ważnym. Bednorz miał w tegorocznej Lidze Narodów świetny mecz z Bułgarią, później już nie błyszczał, ale na pewno szkoda byłoby go pochopnie skreślić.
Czy w niedzielę 25-latek do siebie przekonał? Raczej nie, skoro z 19 ataków skończył osiem, a w przyjęciu był najgorszy z Polaków. Trener trzymał go na boisku przez ponad dwa i pół seta. Długo. Kwolka wpuścił za niego tak późno, że znów pokazał, jakie ma priorytety.
Bednorz z Włochami na minus, Maciej Muzaj raczej na plus, ale i on potrzebuje meczów, którymi dałby się zapamiętać, jako człowiek, który bezwzględnie, regularnie robi użytek ze swoich znakomitych warunków fizycznych (208 cm wzrostu), a nie kiwa, plasuje, mimo że za bardzo nie umie.
Jeśli szukamy lepszego numeru dwa na ataku niż Dawid Konarski, to chyba nie znajdujemy go w Łukaszu Kaczmarku.
Idźmy dalej: Łomacz zrobił w Mediolanie tyle błędów, dał kolegom tak wiele trudnych, niemożliwych do skończenia piłek, że Heynen chyba musi rozważać czy na walkę o igrzyska nie wziąć jednak Marcina Komendy. Łomacz jest mistrzem świata, ale - niestety - ostatnio nie gra jak mistrz i może nie być tak dobrym zmiennikiem dla Fabiana Drzyzgi, jak Komenda.
Ciekawe też czy na libero akcje Jakuba Popiwczaka nie stoją u trenera wyżej niż akcje mistrza świata Damiana Wojtaszka. Tu też chodzi o rolę dublera, dla Pawła Zatorskiego, pewniaka.
Rok temu Heynen skład na MŚ podał półtora miesiąca przed turniejem. Możliwe, że i tym razem wkrótce wyjaśni się już wszystko.
Wybory Heynena przed nami, ale wrócić trzeba do tego, co zobaczyliśmy i czego nie odzobaczymy. Pierwszy set: Kochanowski wpada w siatkę i przegrywamy, zamiast remisować 24:24 i walczyć dalej. Trzeci set: Śliwka wpada w siatkę przy wyniku 22:22. Czwarty set: po serii błędów błyskawicznie tracimy wysokie prowadzenie: z 8:3 robi się 9:9. To jeszcze nic. Patrzeć nie dało się na to, co nasi siatkarze robili w końcowej fazie drugiego seta.
A co powiedzieć o tie-breaku?
Kończy się czwarty tydzień Ligi Narodów. Jesteśmy zmęczeni, gramy we wciąż nowych zestawieniach, brakuje nam treningu, forma ma przyjść w sierpniu, teraz naprawdę ma jej jeszcze nie być. Ale szanujmy się bardziej, nie grajmy w ten sposób. Trener musi mniej więcej w ten sposób przemówić do swoich ludzi.
Dlaczego mimo słabej gry pokonaliśmy Italię na jej terenie? Bo rywale, identycznie jak my, potrafili stracić nawet siedem punktów z rzędu. W równie niewytłumaczalnych okolicznościach. I to zaraz po tym, jak my daliśmy popis bezradności i wyglądaliśmy na rozbitych.
Największe gwiazdy obu drużyn nie grały. - Mecz ma bardzo dużą stawkę, bo zwycięzca będzie miał bardzo dużą szansę pojechać na Final Six do Chicago - mówił Heynen przed rozpoczęciem spotkania.
Tak, to był ważny mecz, ale z zupełnie innymi emocjami, z inną temperaturą niż zazwyczaj, gdy spotykają się Polacy i Włosi. Gianlorenzo Blengini gra w tym roku jak Vital Heynen, on też wykorzystuje Ligę Narodów, by najlepsi odpoczęli przed ważniejszymi turniejami, on też ogrywa mniej doświadczonych i nowych zawodników.
Miejmy nadzieję, że Blengini wyjdzie na tym gorzej niż Heynen. Pokonując Włochów Polacy zrównali się z nimi, jeśli chodzi o bilans zwycięstw i porażek w Lidze Narodów. Obie drużyny mają po osiem wygranych meczów i po cztery przegrane. Na razie Italia w tabeli jest wyżej, bo ma 25 punktów, a my przez to, że często wygrywamy "tylko" 3:2 (w Mediolanie wygraliśmy tak wszystkie trzy mecze), mamy 21 punktów.
Ale najważniejsze jest liczba zwycięstw, a za tydzień, na zakończenie fazy zasadniczej rozgrywek nam o wygrane powinno być łatwiej. Przed Włochami turniej w Brazylii, gdzie zagrają z Kanadą, Francją i Brazylią. My w Lipsku zmierzymy się Japonią, Niemcami i Portugalią.