Liga Narodów 2019. Polska - Serbia 3:2. Pięć rzeczy po pięciu setach: Ściana, piekiełko i znowu chytry plan Vitala

Była granie dobre i takie, na które trudno było patrzeć. Były pościgi, wybuchy, strzelaniny i jest zwycięstwo po tie-breaku, czyli tak jak chciał Vital Heynen, o ile trenerowi polskich siatkarzy można wierzyć. Nasza kadra pokonała Serbię 3:2 (32:30, 21:25, 25:21, 19:25, 15:11) w swoim drugim meczu turnieju Ligi Narodów w Mediolanie. W sobotę o godz. 20 gramy z Włochami, relacja na żywo w Sport.pl

1. Dobrze zobaczyć polską ścianę

Artur Szalpuk zaczął od asów serwisowych na 3:1 i 4:1, ale to znów nie był mecz spod znaku naprawdę dobrej zagrywki Polaków. Nawet jeśli później asy serwował Bartosz Kwolek.

Kluczem do zwycięstwa był raczej nasz blok. W pierwszej partii przegrywaliśmy 18:21, ale dzięki stawianiu ściany dogoniliśmy rywali. Przy wyniku 26:27 Serbowie mieli idealną okazję do skończenia pierwszej partii, bo najlepiej punktujący w ich drużynie Miran Kujundzić powinien wykorzystać kontrę. Ale wtedy kapitalny, pojedynczy blok postawił Norbert Huber. W secie wygranym 32:30 jeden Karol Kłos miał więcej punktów blokiem niż wszyscy Serbowie (3:2). W tym elemencie wygraliśmy 6:2. To była decydująca różnica.

W drugim secie Serbowie niby nie serwowali trudniej, ale nasz blok się zaciął, dał nam tylko punkt (rywalom znów dwa). Trzeci set? Polska 5 - Serbia 1. I 25:21 dla nas, a nie dla rywali.

W całym meczu Polacy zdobyli blokiem 15, a Serbowie dziewięć punktów. W żadnym innym elemencie nie znajdziemy tak dużej różnicy.

2. Założenia ponad wszystko?

Grzegorz Łomacz na rozegraniu, na ataku Bartłomiej Bołądź, na przyjęciu Artur Szalpuk i Bartosz Kwolek, na środku Karol Kłos i Norbert Huber, a na libero Damian Wojtaszek - w takim zestawieniu nasz zespół wyszedł na mecz z Serbią.

W pierwszym secie rzucały się w oczy problemy Polaków ze skończeniem ataków. Szalpuk miał zapis 3/13, Bołądź 3/7. Ale przyszedł taki moment, w którym drugi z wymienionych powiedział sobie kilka mocnych słów, co wyłapała jedna z kamer. Pomogło, w drugim secie Bołądź skończył sześć z ośmiu piłek i w sumie miał 60-procentową skuteczność, gdy schodził z boiska. Dlaczego Vital Heynen postanowił zmienić gracza, który skończył dziewięć z 15 piłek? Pewnie dlatego, że po prostu wcześniej założył sobie, że od trzeciego seta szansę na pokazanie się dostanie Łukasz Kaczmarek. Huber też nie grał źle, a został zastąpiony przez Jakuba Kochanowskiego. Wygląda na to, że belgijski trener Polaków jest niezmienny w swoich postanowieniach i cały czas bardziej niż o wynikach myśli o tym, by wszyscy jego zawodnicy dostawali możliwość pogrania.

3. Znów odnaleźliśmy się w piekiełku

Po słabym drugim secie na trzeciego nasi siatkarze wyszli naładowani energią. Już na pierwszej przerwie technicznej prowadziliśmy wyraźnie, 8:4. Świetnie oglądało się wymianę, która dała nam punkt na 9:5. Trwała aż 53 sekundy, skończyła się blokiem Szalpuka na Drażenie Luburiciu.

Szkoda, że po awanturce sprowokowanej przez Serbów Szalpuk za bardzo się zagotował.

Ale koniec końców znów potwierdziło się, że kiedy wzrasta temperatura meczu, my nie pękamy. Mając lidera w osobie Kwolka (nie pierwszy raz w tej edycji Ligi Narodów) spokojnie dowieźliśmy prowadzenie do końca partii.

4. Heynen ma, co chciał

W czwartym secie po słabszym początku i wyniku 4:7, szybko się opanowaliśmy i doszliśmy rywali na 8:8. Wydawało się, że już kontrolujemy sytuację, ale nasza gra znów zaczęła falować. Było widać, że szkodzi nam brak Szalpuka. On może nie atakował najlepiej, ale aż pięć punktów zdobył blokiem, dobrze serwował (dwa asy i jeszcze kilka zagrywek utrudniającym Serbom życie). Cóż, Heynen trzymał się swoich założeń, a te dotyczące Szalpuka akurat są znane - trzeba go oszczędzać, bo w sezonie klubowym miał sporo różnych kontuzji.

Generalnie Heynen dostał to, co chciał, jeśli wierzyć, że szczerze wypowiedział się po meczu z Argentyną.

5. W niedzielę mecz o Final Six?

Pięć setów to na pewno więcej okazji do nauki dla zawodników niż na przykład cztery sety. Ale wygrana 3:2, a nie 3:1 czy jeszcze lepiej 3:0, to dwa, a nie trzy punkty do tabeli Ligi Narodów. Inna sprawa, że chcąc pojechać na Final Six do USA trzeba przede wszystkim zbierać zwycięstwa, bo ich liczba jest ważniejsza od liczby wywalczonych punktów.

Chyba nikt z nas nie narzekałby, gdyby w niedzielę Polska również po pięciu setach wygrała z Włochami. To byłoby zwycięstwo najcenniejsze. Argentyna i Serbia w tabeli były za nami. Zespół Nikoli Grbicia tak ja nasz nie korzysta ze wszystkich swoich gwiazd, na plus w trwającej Lidze Narodów może sobie policzyć chyba tylko wygraną nad Brazylią 3:2 w turnieju w Portugalii. Oni już z bilansem pięciu zwycięstw i pięciu porażek raczej nie mogli myśleć o awansie do Final Six. My mamy teraz bilans 7:4 i musimy gonić tych, którzy mają więcej zwycięstw niż my. Najbliżej nam do Francji, która wygrała osiem spotkań, a przegrała trzy (Włosi mają bilans 8:2 i do rozegrania mecz z Argentyną, więc pewnie będą mieli bilans 9:2). Gdybyśmy pokonali Italię, mając w perspektywie mecze z Japonią, Niemcami i Portugalią w Lipsku za tydzień, na koniec fazy zasadniczej, moglibyśmy zakładać, że damy radę wygrać wszystko do końca i w nagrodę w lipcu polecimy do Chicago. Byłoby warto, bo i pogralibyśmy z najmocniejszymi rywalami, i sprawilibyśmy frajdę Polonii z Chicago.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.