Liga Narodów 2019. Polska - Argentyna 3:2. Pięć rzeczy po pięciu setach: Musi być bura, choć Final Six ciągle w naszym zasięgu

Jakub Kochanowski serwował, Norbert Huber blokował, a Marcin Komenda reżyserował tak, że z wcale nie najwygodniejszym rywalem jakim jest Argentyna reprezentacja Polski siatkarzy powinna wygrać 3:0. Wygrała 3:2 (25:21, 25:23, 25:27, 20:25, 19:17), bo nagle stanęła przy rywalach i sama podniosła ich z kolan. To był nasz pierwszy mecz w turnieju Ligi Narodów w Mediolanie. W sobotę o godz. 17.00 zagramy z Serbią. Relacja na żywo w Sport.pl

1. A wystarczyło serwować przyzwoicie

W pierwszym secie przy zagrywce Jakuba Kochanowskiego zbudowaliśmy pięciopunktową przewagę. Środkowy coraz lepszą postawę w polu serwisowym pokazywał już tydzień temu w Iranie, to cenne, że w Mediolanie najwyraźniej też nieźle się czuje w tym elemencie. W drugiej partii bombami serwisowymi drużynie wyjść na prowadzenie pomógł Maciej Muzaj. W trzecim secie takiej pomocy od kokolwiek zabrakło i również w ten sposób podaliśmy Argentyńczykom rękę. Ale gdyby mecz skończył się w trzech setach, mielibyśmy pięć asów i jak na tak krótkie spotkanie, nie byłaby to zła liczba. Pewnie, że nie byłaby też imponująca, zwłaszcza że już wtedy było widać, że dobre serwisy przeplatamy z błędami i że błędów jest dużo więcej niż pozwala robić trener Vital Heynen.

Zobacz wideo

Niestety, im dłużej trwał ten mecz, tym więcej było pomyłek i tym mniej zagrywek odrzucających rywali od siatki. W setach numer 4 i 5 zaserwowaliśmy w sumie tylko dwa asy, w tie-breaku psuliśmy niemiłosiernie, przed zmianą stron aż cztery razy, dlatego przegrywaliśmy 4:8. Gdybyśmy wreszcie nie doczekali się solidnych zagrywek Aleksandra Śliwki i agresywnych Bartosza Kwolka, zwycięstwo odniosłaby Argentyna.

Pamiętamy, że na trening zagrywki brakuje czasu, ża za taki nasza kadra ma się wziąć dopiero po Lidze Narodów. Ale mimo wszystko martwi, że jesteśmy aż nieregularni. W sobotę i niedzielę na tle Serbów i Włochów nasza słabość w tym elemencie może mieć jeszcze większe przełożenie na obraz meczów.

2. Mimo wszystko jest w kim wybierać

Maciej Muzaj niezły w ataku i dobry na zagrywce, Bartosz Kwolek może czasem ze zbyt dużymi problemami w przyjęciu, ale w ataku coraz częściej irytujący przeciwników.

Idźmy dalej - Norbert Huber imponująco blokujący rywali, a to przecież prawie debiutant, zawodnik jeszcze tylko 20-letni. Marcin Komenda też doświadczenie ma niewielkie, a na boisku raczej tego nie widać, bo choć ma momenty, w których się zacina, to generalnie rozgrywa spokojnie, korzysta z wielu opcji.

Gdyby nie 1/14 Bartosza Bednorza w ataku po dwóch setach (w trakcie drugiego został zdjęty z boiska) i gdyby nie nagła niemoc drużyny w końcówe trzeciego seta (o tym chwilę później) to mielibyśmy zwycięstwo 3:0 i niemal same laurki.

Polscy siatkarze grają w Mediolanie w składzie mocno niepełnym. Jak w poprzednich turniejach Ligi Narodów, znów brakuje w naszym zestawieniu kilku gwiazd. Ale tęsknić nie ma sensu, nawet gdy przychodzi tak denerwujący mecz. Im bliżej ważnych momentów tego sezonu (9-11 sierpnia kwalifikacje olimpijskie, we wrześniu mistrzostwa Europy), tym wyraźniej widać, że w kadrze prowadzonej przez Heynena będzie duża rywalizacja. W tym momencie właśnie rywalizacja podnosząca poziom całej grupy jest najważniejsza.

3. Musi być bura

Prowadziliśmy 2:0 w setach i 22:18 po naszych pewnych akcjach i po prostych błędach Argentyńczyków, których wyraźnie ponosiły nerwy. Niestety, nagle stanęliśmy, nagle nasza gra zupełnie się posypała. Dlaczego obudziliśmy się dopiero przy wyniku 22:23? Nie wiadomo. Nie pomogła przerwa wzięta przez Heynena, nie pomogły zmiany. Walczyć i grać normalnie zaczęliśmy dopiero kiedy trzeba było bronić piłek setowych. Zamiast skończyć mecz w trzech setach, podarowaliśmy rywalom partię i nadzieję. To Heynen musi swoim zawodnikom wyrzucić. Mocno, w swoim stylu.

4. Aż za dobra rozgrzewka

Rok temu z Serbami i Włochami Polska toczyła boje, które pozwoliły nam wejść do strefy medalowej mistrzostw świata. Teraz z tymi rywalami spotkamy się w sobotę i niedzielę.

Piątek miał być trochę łatwiejszy. Argentyńczycy do meczu z nami przystępowali z bilansem czterech zwycięstw i pięciu porażek. My mieliśmy bilans tylko trochę lepszy, 5:4. Podopieczni Marcelo Mendeza niedawno sprawili sensację, pokonując 3:1 Francuzów w Cannes. Francuzów grających w najmocniejszym składzie, z Earvinem N'Gapethem. Wcześniej potrafili m.in. postawić się Brazylii, przegrywając z nią dopiero po tie-breaku.

W ekipie rywali grają nie tylko świetnie nam znani Luciano De Cecco i Facundo Conte, ale też m.in. Santiago Danani i Bruno Lima. Pierwszy to najlepiej broniący zawodnik Ligi Narodów ze średnią 2,75 obrony na seta. Nasz najlepiej broniący zawodnik, Jakub Popiwczak, ma 0,87 obrony na seta. Danani po trzech z pięciu turniejów jest też najlepiej przyjmującym zawodnikiem całych rozgrywek. Z kolei Lima to trzeci najlepszy atakujący, przed nim są tylko Brazylijczyk Lucarelli i Irańczyk Amir Ghafour. Argentyńczyk do meczu z nami miał 54,88 proc. skuteczności, skończył 90 ze 164 piłek. Nasz najlepszy atakujący, Dawid Konarski, zajmuje siódme miejsce (74/144 - 51,39 proc.).

Podsumowując: rywale mają atuty, ten mecz wcale nie zapowiadał się na szybkie 3:0 dla nas. Ale oczywiście wielka szkoda, że takim wynikiem mecz się nie skończył. To już 10. mecz naszej drużyny w tegorocznej Lidze Narodów i już czwarty turniej, nam nie trzeba specjalnych rozgrzewek na mecze z najmocniejszymi rywalami. A już najmniej trzeba nam nerwów na samych siebie.

5. Final Six ciągle w zasięgu

Straciliśmy mnóstwo nerwów, straciliśmy punkt, ale najważniejsze, że nie straciliśmy ochoty do walki. Przegrywaliśmy w tie-breaku 4:8, a jednak daliśmy radę wyjść na prowadzenie 10:9. Przegrywaliśmy 11:13 i 12:14, a nie przegraliśmy. Z bilansem pięciu zwycięstw i pięciu porażek oraz trudnymi meczami w perspektywie trudno byłoby nam liczyć na załapanie się do grona sześciu najlepszych ekip, które w lipcu spotkają się w USA. Pewnie, że Liga Narodów nie ma wielkiego znaczenia, nie o medale w niej mamy grać w tym roku. Ale w przygotowaniach do walki o igrzyska na pewno dobrze byłoby zagrać dodatkowe mecze o stawkę przeciw najmocniejszym rywalom.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.