Iran - Polska 3:2. Pięć rzeczy po pięciu setach: Dwaj Persowie rozpalali ogień, ale Młoda Polska umiała się bawić

Baliśmy się zachowania Irańczyków i oni pokazali, że słusznie. Na szczęście tylko dwaj. W gorącej atmosferze w Urmii reprezentacja Polski siatkarzy rozegrała dobry mecz z zespołem gospodarzy, który był liderem Ligi Narodów. Przegraliśmy 2:3 (20:25, 25:21, 25:18, 17:25, 8:15), ale warto docenić punkt i styl w jakim go wywalczyliśmy.

1. Kwolusiowe loove!

Taką zabawną i zaskakującą nazwę ma konto Bartosza Kwolka na Instagramie. Przyjmujący, który ma już w dorobku juniorskie i seniorskie złoto mistrzostw świata, w tym sezonie będzie musiał udowodnić, że dużo potrafi, by znaleźć się w kadrze najpierw na olimpijskie kwalifikacje (9-11 sierpnia), a później na mistrzostwa Europy (wrzesień). Na ubiegłorocznym mundialu Kwolek był przyjmującym numer cztery, a teraz do naszego składu dołączy przecież Wilfredo Leon.

Zobacz wideo

Kwolek swojej wartości jest pewny. I choć niedawno, pod koniec sezonu klubowego, był kontuzjowany, to już zaczyna ją pokazywać. Po świetnych pojedynczych setach z Brazylią i Rosją z Iranem rozegrał bardzo dobry mecz. Gdy prowadziliśmy w setach 2:1, on miał zapis ataku 10/17, do tego punkt blokiem i rewelacyjne 83 proc. pozytywnego przyjęcia zagrywki. To na jego barkach najmocniej opierała się nasza dobra gra. Świetnie widzieć, że kolejny człowiek coraz częściej potrafi grać rolę lidera.

2. To, co tygrysy lubią najbardziej

- Najlepsze było 10 minut przed meczem i 10 minut po meczu - mówił Vital Heynen dwa tygodnie temu po wygranym 3:2 dreszczowcu z USA. Wtedy w katowickim Spodku zaczynaliśmy Ligę Narodów, to był nasz dopiero drugi mecz. Nie był dobry, trener był absolutnie przekonany, że nie wygralibyśmy go, gdyby nie napędzała nas kapitalna publika.

W sobotę w Urmii na widowni było równie gorąco. Irańczycy próbowali zgotować nam piekło, a my pokazaliśmy, że lubimy grać w takich meczach, w których coś się dzieje.
W pierwszym secie się zacięliśmy, od prowadzenia 16:14 przestaliśmy kończyć ataki, dlatego przegraliśmy 20:25. Ale później poszliśmy na wymianę ciosów, nie analizując czy aby na pewno mamy się kim bić. Irańczycy byli zdecydowanym faworytem meczu, więc my pokazaliśmy, że lubimy takie sytuacje, że umiemy się w nich odnaleźć.

Brawa dostał już Kwolek, a na indywidualnie wyróżnienia na pewno zasłużyli też jeszcze co najmniej Marcin Janusz, który wobec kontuzji Grzegorza Łomacz sam odpowiadał za rozegranie, oraz Łukasz Kaczmarek, który po słabiutkim występie przeciw Rosji teraz pokazał swoją prawdziwą wartość.
Ale my w sobotę długo byliśmy silni przede wszystkim siłą drużyny. I właśnie to świetnie było zobaczyć już teraz, czyli jeszcze na długo przed najważniejszymi momentami sezonu.

3. Trzeba docenić ten punkt

Szkoda, że Kwolek i Kaczmarek w setach numer cztery i pięć nie byli już tak skuteczni, jak wcześniej. Szkoda, że irańskie gwiazdy zdołały wrócić do takiego grania, które w siedmiu wcześniejszych meczach tegorocznej Ligi Narodów dało im sześć zwycięstw. Ale też szkoda byłoby nie docenić punktu, który na nich zdobyliśmy. My w sobotę w regularnej grze mieliśmy tylko trzech z 14 mistrzów świata z ubiegłego sezonu. Byli to młodzi Kwolek, Aleksander Śliwka i Jakub Kochanowski. My naprawdę zrobiliśmy tyle, ile zrobić się dało. A może nawet trochę więcej.

4. Bez klasy tylko dwaj Persowie

Irańscy kibice będą gwizdali w trakcie odgrywania "Mazurka Dąbrowskiego" czy nie? To było jedno z najważniejszych i najczęściej stawianych pytań przed meczem. Prawdopodobnie ośmiotysięczna publika zebrana w hali w Urmii nie wytrzymała i okazała niechęć drużynie, której kapitan niedawno obraził cały irański naród.

Dumni Persowie nie okazywali Polakom miłości, ale swój zespół wspierali w jak najbardziej akceptowalnych granicach, w trakcie meczu nie robili niczego przeciwko nam, mimo że ten mecz długo nie układał się po ich myśli.

Nie na miejscu zachowywali się tylko dwaj Irańczycy. Ci, którzy stali za końcowymi liniami boiska i wymachiwali chorągiewkami. Oni robili wszystko, by nie widzieć, że po polskim ataku piłka wpadła w boisku albo by zobaczyć, że zmieściła się w nim po ataku ich rodaków, nawet gdy z najwyższych rzędów hali było widać, że to niemożliwe.

Panowie liniowi wiele razy podgrzewali temperaturę meczu, to przez nich pieklił się Vital Heynen, to oni mogli doprowadzić do tradycyjnych spięć pod siatką na linii Polska - Iran. Aż strach pomyśleć, co było, gdyby trener nie mógł żądać wideoweryfikacji. Choć trzeba powiedzieć, że i ta momentami jakby gospodarska.

5. Koniecznie wygrać z Kanadą

Cztery zwycięstwa i cztery porażki Polska, cztery zwycięstwa i cztery porażki również Kanada - w niedzielę o godz. 13 w Urmii mecz równorzędnych rywali? Miejmy nadzieję, że jednak nie. Takie mecze trzeba wygrywać.

Już nawet nie chodzi o bilans w Lidze Narodów, który musi być jak najlepszy, by awansować do lipcowego Final Six. Zwycięstwa nam trzeba, by budować moralne zespołu. Rotowanie składem jest ważne, ale w szykowaniu formy na sierpniową walkę o igrzyska potrzebujemy też ciągłego poczucia własnej wartości.

Z Brazylią grającą w mocnym składzie, z Francją, przeciw której my gramy niemal samą młodzieżą, z mocnym Iranem na jego terenie - takie porażki można było przewidzieć. Tłumaczyć samym sobie przegranego starcia z Kanadyjczykami nie warto. Tak, to niezła drużyna, ale jednak znajdująca się półkę niżej od naszej. I to trzeba pokazać niezależnie od problemów, z jakimi teraz się zmagamy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA