Dawid Konarski: Czuję się nieźle, bo miałem dobrą końcówkę sezonu. Mentalnie jestem dobrze nastawiony, fizycznie mogłoby być lepiej, ale najważniejsze mecze, czyli kwalifikacje olimpijskie i mistrzostwa Europy jeszcze daleko, a to wtedy mamy grać najlepszą siatkówkę. Nie chciałbym się wystrzelać teraz, na początku, a później grać kompletną klapę. W sumie dobrze, że przeciw USA nie było tak dobrze jak przeciw Australii. A jako drużyna na pewno jesteśmy zadowoleni ze zwycięstwa. Mecz z USA nie był piękny z naszej strony, ale serduchem, wolą walki go wyciągnęliśmy. Mieliśmy problem z wstrzeleniem się zagrywką, trochę też z kontratakiem. Dlatego jeszcze bardziej się cieszymy, że mimo nienajlepszej postawy walczyliśmy do końca i to się okazało kluczem do zwycięstwa.
- Może z tego, że zupełnie jeszcze tego elementu nie ćwiczyliśmy, odkąd zaczęło się zgrupowanie. Na razie serwujemy z marszu. Świeżości na pewno też brakuje, widać, że fizycznie nie jesteśmy supermocni. Ale cóż, jakoś trzeba z tego wybrnąć. Ja sobie poradziłem tak, że od pewnego momentu zacząłem serwować skróty, wszystkie na pana z numerem osiem, zapomniałem nazwiska. I to przyniosło skutek w paru momentach w końcówce czwartego seta. Trzeba sobie jakoś radzić, nie zawsze grać mocno, jeśli nie idzie. Trzeba jakoś z pomysłem zadziałać.
- To Tobie się wydawało, że pójdzie gładko, nam nie.
- Stany od lat mają takie szkolenie, że praktycznie co cztery lata wypuszczają nowe garnitury zawodników gotowych do grania praktycznie po uniwersytetach. Oni nie muszą grać w Europie, w czołowych ligach, a są gotowi do grania w reprezentacji. I to przeciw nam teraz pokazali. Oczywiście gdybyśmy my zagrali poziom wyżej, to by było łatwiej, tu się zgodzę, na pewno. Z Australią paliwa było trochę więcej niż z USA.
- Teoretycznie tak, bo przecież zagrają finaliści mistrzostw świata.