Siatkówka. Łukasz Kaczmarek: Pracowaliśmy na to, by być rozstawieni w półfinale, a później miesiąc musieliśmy czekać na rywala. Wypadliśmy z rytmu

- Gramy wszystkimi zawodnikami, mamy równą drużynę i wiemy, że awans do finału nie jest tylko udziałem pierwszej szóstki - zdradza przepis na sukces ZAKSY Kędzierzyn-Koźle atakujący zespołu, Łukasz Kaczmarek.
Zobacz wideo

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle awansowała w środę do finału mistrzostw Polski po rywalizacji z Aluron Virtu Wartą Zawiercie. Zespół z Opolszczyzny przegrał jednak pierwsze spotkanie z przeciwnikami, a w drugim w ostatniej chwili doprowadził do tie-breaka. Gra wróciła do Kędzierzyna-Koźla i wciąż aktualni wicemistrzowie Polski przypieczętowali awans, wygrywając 3:1. Nieco słabszą dyspozycję w fazie play-off prezentuje atakujący zespołu, Łukasz Kaczmarek. Skuteczność jego zagrań oscylowała w granicach 30-40 procent.

ZAKSA przyzwyczaiła samą siebie do bycia mistrzem siatkarskich horrorów? W drugim meczu półfinałowej rywalizacji prawie pożegnaliście się z finałem. W trzecim spotkaniu w drugim secie również nie było kolorowo.

Łukasz Kaczmarek: - No tak, na pewno przyzwyczailiśmy naszych kibiców, że emocji w naszej grze jest ostatnio sporo. W środę w drugim secie zawaliliśmy początek, ponieważ daliśmy rywalom zdobyć kilka punktów i wypracować przewagę, która towarzyszyła im prawie do końca partii. Cieszę się, że po takim secie potrafiliśmy się podnieść i wygrać kolejną odsłonę meczu. Czwarta partia była nerwówką, ale wyszliśmy z niej obronną ręką. Wyciągnęliśmy w tym meczu parę fajnych kontr i znaleźliśmy się w finale. Bardzo się z tego cieszymy!

W kontekście całej rywalizacji z zawiercianami zastanawialiście się czy nie będzie kalki z poprzedniego ważnego momentu dla drużyny – Ligi Mistrzów i awansu z fazy grupowej? Tam też graliście na ostatnich nerwach.

- Byliśmy blisko przegranej, ale wydaje mi się, że pokazaliśmy, że do grania mamy całą czternastkę. W Zawierciu zagrałem bardzo słabo, trener zrobił pokerową zagrywkę i wygraliśmy spotkanie 3:2. W ostatnim meczu od początku nie szło Aleksandrowi Śliwce, wszedł za niego Rafał Szymura i świetnie się zaprezentował. Gramy wszystkimi zawodnikami, mamy równą drużynę i wiemy, że awans do finału nie jest tylko udziałem pierwszej szóstki.

Jedną z głośniejszych spraw tych półfinałów była zmiana dokonana na pana pozycji, kiedy na ataku pojawił się przyjmujący Aleksander Śliwka. Podyktowana była ona tym, że nie macie de facto drugiego atakującego. Łatwo było panu ją w tym kontekście przełknąć?

- Dokładnie tak było! Jeśli chodzi o wszystkie afery w tym sezonie, to są one bardzo nakręcane całkiem niepotrzebnie. Robi się sensację, jakby nie można było zagrać słabszego meczu. Ja się tym kompletnie nie przejmuję, więc w kwadracie po każdym punkcie bardzo głośno dopingowałem kolegów. Cieszyłem się jak dziecko, że wygraliśmy spotkanie w Zawierciu, choć rzecz jasna była we mnie też złość, że nie udało mi się zaprezentować poziomu, na którym mi zależało. Jesteśmy jednak ludźmi i każdemu może się to przydarzyć.

W ostatnim klubie [Cuprum Lubin – przyp.red.] był pan przyzwyczajony do bycia liderem. Oddanie tego miana Samowi Deroo było trudne?

- Absolutnie nie. Na początku moja klubowa sytuacja była dla mnie nowa, ponieważ w Cuprum przyzwyczaiłem się, że atakuję po 50 razy, a w ZAKSIE okazji do tego miałem o wiele mniej. Na pewno jest to coś innego, ale wiem, że miałem swoje szanse na to, by być liderem – Sama nie było przecież przez dwa miesiące z powodu kontuzji. Nie czuję się mniej wartościowym zawodnikiem, bo nie zdobywam najwięcej punktów. Jestem członkiem drużyny i to się liczy.

To paradoks, ze wicelider i lider po rundzie zasadniczej zagrały słabsze pierwsze mecze po miesięcznej przerwie od grania?

- Na pewno czuliśmy się zupełnie inaczej, niż drużyny będące w normalnym cyklu meczowym. Pracowaliśmy cały sezon na to, by być rozstawionymi w półfinale, a później miesiąc musieliśmy czekać na rywala. Wypadliśmy z rytmu. Proszę spojrzeć, jak inaczej wyglądaliśmy po pierwszym przetarciu i powrocie, a jak wyglądamy teraz. Ten system zdecydowanie jest do przemyślenia przez władze PlusLigi.

Czuje się pan lepszym atakującym po tym sezonie? Pytam również w kontekście kadry.

- Ciężko mi to stwierdzić. Na pewno jestem w dużo lepszej drużynie, w której wspieramy się nawzajem. Jesteśmy zgrani i każdy za każdym pójdzie w ogień. Czuję się inaczej niż w poprzednim sezonie. Bardzo dużo się tu nauczyłem, ale nie mnie oceniać, czy jestem lepszym siatkarzem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA