ZAKSA Kędzierzyn-Koźle awansowała w środę do finału mistrzostw Polski po rywalizacji z Aluron Virtu Wartą Zawiercie. Zespół z Opolszczyzny przegrał jednak pierwsze spotkanie z przeciwnikami, a w drugim w ostatniej chwili doprowadził do tie-breaka. Gra wróciła do Kędzierzyna-Koźla i wciąż aktualni wicemistrzowie Polski przypieczętowali awans, wygrywając 3:1. Nieco słabszą dyspozycję w fazie play-off prezentuje atakujący zespołu, Łukasz Kaczmarek. Skuteczność jego zagrań oscylowała w granicach 30-40 procent.
Łukasz Kaczmarek: - No tak, na pewno przyzwyczailiśmy naszych kibiców, że emocji w naszej grze jest ostatnio sporo. W środę w drugim secie zawaliliśmy początek, ponieważ daliśmy rywalom zdobyć kilka punktów i wypracować przewagę, która towarzyszyła im prawie do końca partii. Cieszę się, że po takim secie potrafiliśmy się podnieść i wygrać kolejną odsłonę meczu. Czwarta partia była nerwówką, ale wyszliśmy z niej obronną ręką. Wyciągnęliśmy w tym meczu parę fajnych kontr i znaleźliśmy się w finale. Bardzo się z tego cieszymy!
- Byliśmy blisko przegranej, ale wydaje mi się, że pokazaliśmy, że do grania mamy całą czternastkę. W Zawierciu zagrałem bardzo słabo, trener zrobił pokerową zagrywkę i wygraliśmy spotkanie 3:2. W ostatnim meczu od początku nie szło Aleksandrowi Śliwce, wszedł za niego Rafał Szymura i świetnie się zaprezentował. Gramy wszystkimi zawodnikami, mamy równą drużynę i wiemy, że awans do finału nie jest tylko udziałem pierwszej szóstki.
- Dokładnie tak było! Jeśli chodzi o wszystkie afery w tym sezonie, to są one bardzo nakręcane całkiem niepotrzebnie. Robi się sensację, jakby nie można było zagrać słabszego meczu. Ja się tym kompletnie nie przejmuję, więc w kwadracie po każdym punkcie bardzo głośno dopingowałem kolegów. Cieszyłem się jak dziecko, że wygraliśmy spotkanie w Zawierciu, choć rzecz jasna była we mnie też złość, że nie udało mi się zaprezentować poziomu, na którym mi zależało. Jesteśmy jednak ludźmi i każdemu może się to przydarzyć.
- Absolutnie nie. Na początku moja klubowa sytuacja była dla mnie nowa, ponieważ w Cuprum przyzwyczaiłem się, że atakuję po 50 razy, a w ZAKSIE okazji do tego miałem o wiele mniej. Na pewno jest to coś innego, ale wiem, że miałem swoje szanse na to, by być liderem – Sama nie było przecież przez dwa miesiące z powodu kontuzji. Nie czuję się mniej wartościowym zawodnikiem, bo nie zdobywam najwięcej punktów. Jestem członkiem drużyny i to się liczy.
- Na pewno czuliśmy się zupełnie inaczej, niż drużyny będące w normalnym cyklu meczowym. Pracowaliśmy cały sezon na to, by być rozstawionymi w półfinale, a później miesiąc musieliśmy czekać na rywala. Wypadliśmy z rytmu. Proszę spojrzeć, jak inaczej wyglądaliśmy po pierwszym przetarciu i powrocie, a jak wyglądamy teraz. Ten system zdecydowanie jest do przemyślenia przez władze PlusLigi.
- Ciężko mi to stwierdzić. Na pewno jestem w dużo lepszej drużynie, w której wspieramy się nawzajem. Jesteśmy zgrani i każdy za każdym pójdzie w ogień. Czuję się inaczej niż w poprzednim sezonie. Bardzo dużo się tu nauczyłem, ale nie mnie oceniać, czy jestem lepszym siatkarzem.