Siatkówka. Prezes PGE Skry Bełchatów: Nie szukamy kozła ofiarnego. Nikt nie gra przeciwko Roberto Piazzy

- Nie gramy tylko bez jednego zęba trzonowego, ale wybito nam już ich trzy - ocenia obecną sytuację zespołu z Bełchatowa prezes PGE Skry, Konrad Piechocki. Mistrzowie Polski mają za sobą serię trzech porażek z rzędu.
Zobacz wideo

PGE Skra Bełchatów w tym sezonie nie zachwyca. Na 17 spotkań wygrała 8, obecnie znajduje się na 6. miejscu w PlusLidze (24 punkty). Drużyna przegrała trzy ostatnie mecze, w tym niedzielne starcie z Asseco Resovią Rzeszów, grając de facto bez pięciu zawodników – Mariusza Wlazłego, Artura Szalpuka, Milada Ebadipoura, Patryka Czarnowskiego oraz Davida Fiela.

Na pytania o przyszłość szkoleniowca bełchatowian, Roberto Piazzy, oraz trenera przygotowania fizycznego, Eduardo Romero, w Sport.pl odpowiadał prezes PGE Skry Bełchatów, Konrad Piechocki.

PGE Skra Bełchatów to mistrz Polski. Czy gra jak złoty medalista poprzednich rozgrywek PlusLigi?

Konrad Piechocki: - Przy tej liczbie porażek na tak postawione pytanie muszę odpowiedzieć, że nie, ale jest to sprawa bardzo złożona. Na wyniki składa się kilka czynników. Na początku nasza dyspozycja falowała i można było zrzucić to na rozprężenie po zdobyciu złotego medalu. Teraz w grę zaczęło wchodzić jeszcze kilka spraw.

Mamy ogromnego pecha. Nie gramy tylko bez jednego zęba trzonowego, ale wybito nam już ich trzy – mam tu na myśli Mariusza Wlazłego, Artura Szalpuka oraz Milada Ebadipoura.

Pięciu zawodników jest kontuzjowanych. To przypadek?

- Przy szerszej analizie sezonu ta kwestia będzie musiała być poddana pod dyskusję. Dochodzi do mnie hejt i różne opinie na temat pracy trenera przygotowania fizycznego, Eduardo Romero.

Jest pan zadowolony ze współpracy z nim?

- Jako prezes klubu, a nie osoba ze sztabu, mogę oceniać jego pracę wyłącznie po jej efektach. Jeżeli jeden zawodnik ma uraz czy przytrafiają się kontuzje typu skręcenia, to można powiedzieć, to przypadek. Jeśli natomiast mówimy o kilku poważnych urazach, to nawet przy próbie ich usprawiedliwienia pojawiają się wątpliwości.

Problemy Milada Ebadipoura to kwestie ewidentnie przeciążeniowe. Na sprawę trzeba jednak spojrzeć szerzej, bo dotyczy ona całej siatkówki. Jak zawodnicy mają grać jednocześnie zachowując zdrowie, jeśli dostają wolne tylko kilka dni w roku? Czasu na odpoczynek nie ma, bo od sportowca wymaga się ciągłej pracy w klubie i reprezentacji.

Jestem natomiast zaniepokojony sytuacją z barkami. Zarówno Artur, jak i Mariusz borykają się z ich urazami już jakiś czas. Nasz atakujący nie ma już 18 lat, jednak do tej pory nie mierzył się z tak uciążliwą kontuzją.

Nie szukamy jednak kozła ofiarnego. Eduardo nie jest żółtodziobem. Przyszedł do Bełchatowa po współpracy z Danielem Castellanim i z polską kadrą kobiet.

Dlaczego nie przedłużyliście umowy z Wojciechem Janasem po poprzednim sezonie? [były trener przygotowania fizycznego Skry – przyp.red.]

- To była decyzja Roberto Piazzy. Trener miał świadomość, że Wojciech to wyjątkowy specjalista, który bardzo przyczynił się do tego, że w poprzednich rozgrywkach zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Praca nad formą jednak bywa monotonna i po każdym sukcesie trzeba coś zmienić, by znaleźć bodziec motywujący do dalszych sukcesów. Do komend czy ćwiczeń zawodnicy się przyzwyczają. Trener chciał odnaleźć drogę do tego samego sukcesu, ale przy użyciu innego impulsu.

Nasz szkoleniowiec nie naciskał na to, że zastępcą Wojciecha ma być Eduardo. Analizowaliśmy sytuację, pojawiły się dwa, trzy nazwiska i wśród nich znalazł się obecny trener przygotowania fizycznego. Wiedzieliśmy, że funkcjonował już na rynku polskim, więc jego zakontraktowanie nie było eksperymentem, a raczej wyborem sprawdzonego specjalisty.

Można to podsumować hasłem, że Skra szukała nie wiadomo czego, by coś zmienić i sama sobie nabiła guza. Takie stwierdzenie byłoby jednak niesprawiedliwe.

Wspomniał pan o brakującej trójce podstawowych zawodników. Pozwoliłam sobie sprawdzić częstotliwość ich występów na początku sezonu. Na 9 kolejek w lidze Mariusz Wlazły odgrywał znaczącą rolę na boisku w 7 spotkaniach, natomiast Artur Szalpuk i Milad Ebadipour we wszystkich. Skra rywalizowała wtedy również ze słabszymi rywalami, nie tylko z czołówką. Nie można było więc dać nieco pola do „ogrywania” się Orczykowi, Teppanowi czy Katicowi, którzy teraz niemalże z ławki rezerwowych musieli wskoczyć do podstawy drużyny?

- To włoski styl pracy. Kreowanie szóstki i trzymanie się jej jest specyfiką tej szkoły. Drugą sprawą jest to, że paradoksalnie słabsze zespoły nie grały z nami słabych meczów. Po spotkaniach z nami drużyny same przyznawały, że grały najlepsze zawody w sezonie. Proszę popatrzeć na ostatnie starcie z Resovią. Za przeproszeniem, zespół gra „piach” od początku rozgrywek, a z nami wspina się na wyżyny.

Roberto Piazza nie miał miejsca na oddech. Prawie każde z naszych spotkań było „na styku”, mogliśmy je równie dobrze przegrać, jak wygrać. Mimo wszystko jesteśmy bardzo zaniepokojeni tym, co dzieje się w drużynie. Nie zmienia to faktu, że gdyby wyjęto z jakiejkolwiek ekipy trzech najlepszych zawodników, to forma zespołu na pewno znacznie by spadła.

Kto decyduje o składzie Skry?

- To ciekawa kwestia, bo raz po raz w mediach słyszy się, że to ja, choć to nie jest prawda. Co zabawne, kiedy Skra wygrywała mistrza, to zespół był tworzony przez kogoś innego, a kiedy spisywała się słabiej, to zawsze grała tak, ponieważ to ja dobierałem siatkarzy, haha.

Z każdym trenerem omawiam warianty transferowe. Wybieramy grono interesujących nas graczy, a następnie sprawdzamy możliwości finansowe i kadrowe. Zawsze odbywa się to kolegialnie i nigdy nie jest tak, że o zmianach składu decyduje jeden człowiek.

Jak duży kredyt zaufania ma u pana Roberto Piazza?

- Nasze problemy ciągną się od grudnia. Nie spodziewaliśmy się, że dojdziemy z nimi do etapu, który już w tym momencie mogę nazwać sytuacją graniczną dla zespołu. Jeśli prześledziłoby się historię naszej współpracy z trenerami, to poza wyjątkiem w postaci Miguela Falaski nigdy nie decydowaliśmy się na szybkie zmiany na stanowisku szkoleniowym.

Póki co jesteśmy mistrzami Polski, a tytuł ten zdobyliśmy z Roberto Piazzą. Byłoby bardzo nie w porządku, gdyby w tej chwili sprowadzać jego pracę do poziomu parteru. Mimo tego, że jest się tak dobrym, jak ostatni mecz, zachowujemy ogromny szacunek do trenera. Proszę zauważyć, że Skra w swojej słabości nadal walczy i stoi murem za szkoleniowcem. Nie zawsze tak było. Nikt nie gra przeciwko włoskiemu trenerowi.

Przyczyn naszych porażek jest wiele. Jedną z nich, konkretnie tej w meczu z AZS-em, była słabsza gra spowodowana problemami jelitowymi trzech siatkarzy. Grali chorzy i po drugim secie chłopakom odcięło prąd. W starciu z jastrzębianami również decydowały niuanse. Resovia gra z nami najlepszy mecz w sezonie.

Nikt nie ma zarzutów co do merytoryki i umiejętności Roberto Piazzy. Zespół szedł do przodu, ale zjadły nas kontuzje. Wszystko się przez nie posypało. Mieliśmy po sześciu ludzi w jednostce treningowej! Ciężko jest w tym momencie rzetelnie oceniać pracę szkoleniowca. Dlatego właśnie trzymamy się razem i nie zamierzamy tego na razie zmieniać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA