Nowy sezon siatkarskiej PlusLigi. Polska, czyli volleyland

Najlepsi zarabiają po milion złotych. Ich następcy są metodycznie szkoleni od najmłodszych lat. Złota mistrzostw świata nie biorą się z przypadku. Polska siatkówka nie jest idealna, ale czy któraś z pozostałych dyscyplin naszego sportu nie chciałaby być na jej miejscu?

Wielkie sukcesy Kamila Stocha i jego kolegów, zimowe igrzyska olimpijskie, bohaterska akcja Adama Bieleckiego i Denisa Urubki pod Nanga Parbat, piłkarskie mistrzostwa świata, obfitujące w polskie medale lekkoatletyczne mistrzostwa Europy, mistrzostwo świata polskich siatkarzy, koniec kariery Agnieszki Radwańskiej, powrót Roberta Kubicy do Formuły 1 i wiele, wiele innych. Tyyyle działo się w sportowym 2018 roku. Przypominamy #najlepsze2018 teksty Sport.pl.

Trzynaście dni temu Bartosz Kurek wbił piłkę w parkiet po brazylijskiej stronie boiska w Turynie. Uderzył nad blokiem, poza zasięgiem rywali, w wymowny sposób wygrał ostatni punkt mistrzostw świata, przypieczętowując złoto dla Polski. Ona po czterech latach wróciła do wygrywania wielkich rzeczy. On stał się większy niż był kiedykolwiek. A miało już go nie być.

We wrześniu w Bułgarii i we Włoszech napisała się piękna historia polskiej siatkówki. W październiku - wraz ze startem nowego sezonu PlusLigi - wraca nasza siatkarska codzienność. Jaka jest?

SOS dla młodych

Jest ich 460. Pracują w 186 szkołach uczestniczących w programie Siatkarskich Ośrodków Szkolnych. Są nauczycielami z całego kraju. Od Polskiego Związku Piłki Siatkowej dostają dodatek do pensji za to, że po 10 godzin tygodniowo szkolą swoje grupy, a dodatkowo po sześć spędzają z siatkarkami i siatkarzami na zajęciach indywidualnych, bo na takie szkolenie federacja kładzie duży nacisk. Dostają też wymyślne maszyny do rozwijania umiejętności swoich zawodników, a dla siebie komputery i kamery. Opisują w nich i nagrywają nimi podopiecznych. Materiały wysyłają do wglądu koordynatorom, tworzą dla nich dokumentalne filmy szkoleniowe, które ci koordynatorzy umieszczają na ogólnodostępnej platformie. Dwa razy w roku jeżdżą na szkolenia, żeby wiedzieć, jak najlepiej uczyć, żeby poznawać najnowsze trendy w siatkówce, w przygotowaniu motorycznym, w dietetyce, w psychologii. Wymieniają się doświadczeniami, występują publicznie, prezentując różne zagadnienia. Dostęp do wiedzy mają zapewniony od początku, bo już na starcie związek przetłumaczył wszystkie najważniejsze publikacje – w sumie 11 książek - z Włoch, Rosji, Stanów, Japonii. Bazują na tych materiałach, trzymają się wytycznych z towarzyszącej im internetowej akademii. Rosną systematycznie, a szkolić młodzież coraz lepiej potrafią również dzięki spotykaniu ludzi, którzy działają tu i teraz, na najwyższym, światowym poziomie. Wykłady dają im trenerzy narodowej kadry i ludzie działający na szczytach innych dyscyplin, między innymi piłki nożnej. Brzmi nieźle?

- W ramach S.O.S. przeszkolonych zostało już ponad 30 tysięcy młodych siatkarek i siatkarzy. Na starcie programu w roku 2012 trenowało trzy tysiące dzieci, w roku 2018 mamy ich siedem tysięcy – mówi nam Janusz Uznański, rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Siatkowej. – Pragnę dodać, że w reprezentacji, która zdobyła mistrzostwo świata z dobrodziejstw S.O.S. skorzystali Jakub Kochanowski i Bartosz Kwolek – zaznacza.

Pawlak pozwolił otworzyć szufladę

Obaj 21-latkowie do wygrywania zdążyli się przyzwyczaić wcześniej. W 2017 roku wywalczyli złoto juniorskiego mundialu z niepokonaną kadrą Sebastiana Pawlika. Rocznik 1997 szedł po tytuły kolejnych wielkich imprez, wygrywając po drodze wszystkie mecze. Uzbierało się ich aż 48. Złoci chłopcy zżyli się i zgrali dzięki spalskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego. Ona oraz jej żeński odpowiednik ze Szczyrku, są szczytem piramidy szkoleniowej. Dzięki SOS-om bardzo urosła i cały czas rośnie podstawa tej piramidy.

– Z każdym rokiem zawodników po SOS-ach będzie w seniorskiej kadrze coraz więcej. Jestem już wiekowym gościem, ale bardzo chciałbym dożyć igrzysk w 2024 roku. Zobaczy pan, że w olimpijskim turnieju w Paryżu nasza reprezentacja w trzech czwartych będzie złożona z zawodników wykształconych w tych ośrodkach – przekonuje Waldemar Wspaniały.

Były siatkarz - m.in. zdobywca Pucharu Europy z Płomieniem Milowice - i były trener - m.in. reprezentacji Polski - jest szefem projektu. Lata temu pracował w kadrze z takimi gwiazdami jak Piotr Gruszka, Sebastian Świderski czy Dawid Murek. Dziś opowiada, że żaden z dawnych asów nawet nie pomarzył o warunkach rozwoju, z jakich teraz korzysta młodzież.

W 2002 roku na mistrzostwa świata do Portugalii kadra Wspaniałego leciała bez koszulek, sprzęt dotarł w ostatniej chwili. Trener nie dostawał pensji przez rok.

Kilka lat później związek zatrudnił na trenera kadry Raula Lozano, który wymusił organizacyjną rewolucję. Argentyńczyk przekonał działaczy, że bezpowrotnie muszą minąć czasy, w których siatkarze spali w za krótkich łóżkach, ćwiczyli na przestarzałym sprzęcie i nie mogli analizować swoich występów w oparciu o rozbudowany system statystyk. W następnych latach za zmianami na szczycie poszły wreszcie zmiany na dole.

- W projekcie S.O.S jest zatrudnionych około 20 byłych reprezentantów Polski z różnych lat. Pomysł stworzenia takiego programu w naszych głowach urodził się dawno temu, ale wiadomo, że sam pomysł to mało, jeśli nie ma środków na jego realizację. Wstępnie spisane marzenia można było wyciągnąć z szuflady dzięki premierowi Waldemarowi Pawlakowi. Kiedy poznał nasz plan, od razu docenił pierwsze takie systemowe rozwiązanie w polskim sporcie. Od 2012 roku na szkolenie dzieciaków dostajemy dobre pieniądze od ministerstwa sportu i turystyki – opowiada nam Wspaniały.

27 tysięcy piłek. I miliony złotych

- Proszę sobie wyobrazić, że jak dostaliśmy pierwsze pieniądze, to na start kupiliśmy 27 tysięcy piłek. Wtedy stała się rzecz niesamowita, w Europie tych piłek zabrakło, wszyscy mówili, że Polacy zwariowali. Z Azji latały do nas samoloty wyładowane Moltenami, bo to nimi się gra we wszystkich rozgrywkach młodzieżowych, a dopiero seniorzy używają lepiej znanych kibicom piłek Mikasy – dodaje Wspaniały.

Na te piłki związek się rzucił, bo w 2012 roku, na start SOS-ów dostał aż 30 milionów złotych, które musiał wydać do końca roku. Ile dostaje teraz?

- PZPS otrzymuje z MSiT największe środki spośród wszystkich sportów zespołowych – informuje nas Anna Ulman, rzecznik prasowy resortu. – Łącznie w ramach wszystkich programów w 2018 roku związek otrzymał z MSiT dotację w wysokości 25 860 000 złotych – dodaje Ulman.

Ta kwota stanowi prawie połowę budżetu siatkarskiej federacji. A większość środków ministerialnych jest przeznaczona na siatkówkę młodzieżową. Z prawie 26 milionów od państwa po 9,5 idzie na SOS-y i na kadry narodowe kadetów, młodzieżowców i juniorów.

- Roczne budżety PZPS są zmienne i zależą od dwu czynników: organizacji wydarzeń międzynarodowych w Polsce oraz od liczby zawodów międzynarodowych, w których uczestniczą nasze kadry narodowe – tłumaczy Uznański. – Inny będzie budżet np. w roku olimpijskim, a inny w latach kiedy nie ma imprez mistrzowskich – dodaje rzecznik związku. – Rozpiętość budżetowa to od 60 milionów złotych do 100 milionów złotych. W roku 2018 planowany budżet wynosi 58 milionów – mówi Uznański.

Czy związek miał problemy?

Dużo? Mało, kiedy się tę kwotę porówna z wynoszącym 137 mln złotych budżetem PZPS z roku 2014. Ale czy do tamtego, rekordowego budżetu – stu milionów rocznie na swoje funkcjonowanie nie miał wówczas nawet Polski Związek Piłki Nożnej – jest sens się odnosić? Wtedy mobilizacja była wyjątkowa, bo Polska organizowała finały mistrzostw świata. – Mieliśmy zwiększony budżet głównie z tytułu promocji sześciu miast-gospodarzy, a MSiT dodał 3,5 mln na promocję Polski w ramach działań związanych z mistrzostwami – odpowiada Uznański. Wtedy było tak, że miasta chcące gościć u siebie najlepsze drużyny świata po prostu się licytowały. Związek nie mógł na tym nie skorzystać.

Oczywiście w siatkarskiej centrali są tacy, którzy dobrze pamiętają, że i w latach poprzedzających polski mundial pieniędzy w związkowej kasie było więcej niż jest teraz. Wtedy roczny budżet dochodził do 90 mln złotych. Ile wynosił w najlepszym roku po MŚ 2014? – W 2016 roku [to rok igrzysk w Rio] to było 69 mln złotych – mówi Uznański. Ale na naszą uwagę, że po 2014 roku związek miał pewne problemy i dopiero teraz z nich wychodzi, odpowiada natychmiast: „To nieprawda, że po MŚ 2014 mieliśmy problemy finansowe”.

Dla uczniów maszyny, dla nauczycieli dodatki

Wspaniały przyznaje, że kilka lat wstecz pieniędzy było więcej. - Ministerstwo potrafiło dać na SOS-y nawet 13 mln rocznie. Ale teraz absolutnie nie mamy na co narzekać. Cały czas prężnie działamy. Stać nas na to, żeby monitorować już dzieci z minisiatkówki [w ogólnopolskim turnieju Kinder+Sport tylko w bieżącym roku wzięło udział ponad 44 tysiące dzieciaków w wieku od 10 do 13 lat] i namawiać je oraz ich rodziców do wyboru naszych szkół [SOS-y były dotąd przeznaczone dla uczniów gimnazjów i liceów, teraz, po reformie systemu edukacji i zlikwidowaniu gimnazjów, w programie projektu wprowadzane są zmiany] – mówi Wspaniały. - Możemy też sobie pozwolić choćby na projektowanie i wytwarzanie przeróżnych trenażerów. To są specjalne urządzenia do trenowania ataku, bloku, odbioru. Wszystkie nasze szkoły średnie, których całym kraju mamy 32, korzystają z amerykańskich i włoskich maszyn do zagrywania i atakowania. Wszyscy nauczyciele dostają od nas dodatkowe pieniądze do etatów – opowiada szef SOS-ów.

Najlepsi nauczyciele – a tych wyłania się na podstawie wyników, jakie w testach osiągają ich podopieczni – dostają po 1800 złotych dodatku. – Oni się spotykają z takimi postaciami jak pan Remek Rzepka, który jest znany z pracy nad motoryką piłkarzy reprezentacji Polski, no i przede wszystkim szkolą się u kolejnych trenerów naszej siatkarskiej kadry. Wykłady dla nich mieli i Daniel Castellani, i Andrea Anastasi, i Stephane Antiga, a teraz myślimy już o tym, żeby zorganizować spotkanie z Vitalem Heynenem. Jak się ci nasi kolejni selekcjonerzy dowiadywali, na czym polega system, to byli w szoku. Tak samo jest zresztą z kolegami z innych dyscyplin. Przecież za nami poszły piłka ręczna, koszykówka, lekkoatletyka. Oni wszyscy pracują na bazie naszych rozwiązań – mówi Wspaniały.

Prezesi działają, sprawy się ciągną

Inne dyscypliny polskiego sportu siatkówce mogą pozazdrościć nie tylko wzorcowego systemu szkolenia młodzieży, nie tylko wyników – z czterech ostatnich mundiali kadra trzy kończyła grą w finale, a dwa wygrała – ale też ligi.

PlusLiga to uznana marka. Za jej sterami znów stoi Artur Popko. Cztery lata temu jako wiceprezes PZPS razem z prezesem Mirosławem Przedpełskim trafił na ławę oskarżonych o przyjęcie łapówek na kwotę kilkuset tysięcy złotych. Obaj wiele miesięcy spędzili w areszcie, sprawy obu wciąż się toczą, ale z każdym miesiącem obaj coraz bardziej odbudowują swoje pozycje w świecie, w którym byli głównymi rozgrywającymi. Przedpełski jest członkiem związkowego Wydziału Kontaktów Międzynarodowych, a faktycznie pełni rolę naszego łącznika z Międzynarodową Federacją Siatkówki. Teraz to FIVB jest jego podstawowym miejscem zatrudnienia, tam zasiada w zarządzie. Z kolei Popko, który dwie dekady temu profesjonalizował ligę, pełni funkcję prezesa zarządu PLS. – Niedobrze, że ich sprawy ciągną się latami – to zdanie powtarzają wszyscy, których pytamy o obu prezesów. Przedpełski też to powtarza. Podkreśla, że łatwiej byłoby mu działać, „gdyby wreszcie skończyło się to zamieszanie”.

Uczciwość obu panów można stawiać pod znakiem zapytania (choć to dziwne, że od czterech lat nikt nie potrafi im udowodnić nieuczciwości), natomiast na pewno nie można nie zauważyć, że to za rządów prezesów P. i P. PZPS zbudował sobie i bazę sponsorów (m.in. Orlen, Polkomtel, Adidas, Red Bull, Ferrero), i tę ligę, którą od teraz do maja znów będziemy się emocjonować.

Po dwóch chętnych na jedno miejsce. Italio, patrz i zazdrość!

- Nasza liga stoi Polakami. I to jest jej siła – mówi znany siatkarski menedżer, Jakub Malke. Z 14-osobowej kadry Vitala Heynena, która dopiero co zdobyła mistrzostwo świata, na naszych ligowych parkietach nie zagrają tylko Michał Kubiak (występuje w Japonii) i Fabian Drzyzga (po roku w Grecji przeniósł się do Rosji). - Popatrzmy, jaką mamy sytuację, jeśli chodzi o przyjmujących dla kadry na przyszły sezon. Weźmy tych, którzy zdobyli właśnie mistrzostwo świata, czyli Kubiaka, Szalpuka, Śliwkę i Kwolka. Jako piąty dochodzi do nich Wilfredo Leon, dochodzą też Bartosz Bednorz, Tomasz Fornal i Mateusz Mika. To jest aż ośmiu świetnych zawodników do obsadzenia czterech miejsc. A teraz porównajmy to do Włochów. Siła Serie A jest większa niż siła PlusLigi, ale kadra Italii przed chwilą na ławce miała Gabriele Marouttiego, a to – z całym szacunkiem, nikogo nie obrażając – jest tak, jakbyśmy my jako rezerwowego przyjmującego mieli Marcina Wikę, czyli kogoś, kto był bardzo obiecującym zawodnikiem, ale najlepsze lata ma za sobą – opowiada Malke. – Na tym polega siła naszej siatkówki, że mamy niesamowitą produkcję zawodników do kadry. W bieżącym sezonie klubowym będziemy mieli czterech młodych rozgrywających grających w swoich klubach. Wszyscy są w wieku do 24 lat. Kędzierski będzie grał we Włoszech jako pierwszy, Komenda w GKS-ie, Kozub w Będzinie i Janusz w Gdańsku. Mamy świetną sytuację. Nie mamy w lidze nie wiadomo jakich pieniędzy, więc nie zakopujemy się jak Włosi w zagranicznych gwiazdach, które blokują rozwój naszym chłopakom. Co z tego, że popatrzymy na Perugię czy Lube, uznając, że to fajne zespoły, skoro one Włochom niewiele dają, bo są zbudowane na obcokrajowcach? – mówi dalej menedżer.

Tu pracują milionerzy

„Nie mamy w lidze nie wiadomo jakich pieniędzy” nie znaczy oczywiście, że siatkarze w niej grający klepią biedę. Polska to dla siatkarza stabilne miejsce dobrych zarobków. Najlepsi dostają tu rocznie po ćwierć miliona euro. Kto znajduje się na finansowym szczycie PlusLigi?

- Na pewno są na nim nowe gwiazdy Stoczni Szczecin. Ale też nie przesadzajmy z wyobrażaniem sobie, że ten klub ma nie wiadomo jaki budżet. I pamiętajmy, kiedy Bartek Kurek podpisywał z nim kontrakt. Na pewno teraz podpisałby za trochę inne pieniądze. Ale oczywiście Kurek czy Matej Kaziski dołączyli do grona najlepiej opłacanych ligowców. Bułgar ma ciągle bardzo znane nazwisko i choć nie jest już zawodnikiem z super topu, choć na pewno nie dostaje 400 tysięcy euro, które zarabiał w Japonii, to stawiam, że 200-230 tysięcy euro ma – mówi Malke. – Wiadomo, że Mateusz Mika, który przeszedł do Resovii, jest w topie jeśli chodzi o zarobki, wiem też, że bardzo dobrze w Jastrzębiu zarabia Dawid Konarski – dodaje menedżer.

Jeszcze w ubiegłym roku nasz podwójny mistrz świata zarabiał w Turcji. Teraz podobno ma porównywalne warunki. – Tymczasem w tej Turcji złote lata się właśnie skończyły. Kurs tamtejszej waluty zwariował. Może u nas milion czy trochę ponad milion złotych to zarobkowy sufit nie do przebicia, może nie mamy szans dogonić pod tym względem klubów włoskich i rosyjskich, ale bardzo ważne jest to, że my od lat trzymamy swój poziom i jesteśmy pewnym płatnikiem numer trzy – podkreśla Malke.

Czy rzeczywiście ustępujemy tylko Włochom i Rosjanom? – Oczywiście zawodnikowi może dużo zapłacić choćby klub brazylijski, jak Sada Cruzeiro Taylorowi Sanderowi, oczywiście Michał Kubiak nie dostanie u nas 400 tysięcy, które pewnie ma w Japonii. Ale patrząc całościowo, my naprawdę jesteśmy numerem trzy. O Turcji mówiłem, a proszę popatrzeć na Iran. Kilka lat wstecz reprezentanci tego kraju nawet nie chcieli rozważać propozycji wyjazdu ze swojej ligi za 250 tysięcy euro rocznie. Teraz Marouf i Mirzadżanpour zdecydowali się grać we Włoszech, a Ebadipour przedłużył umowę ze Skrą Bełchatów, bo dobre pieniądze dla nich w ich kraju się skończyły – tłumaczy Malke.

Potęgi? Stoimy razem z nimi

Cztery lata temu Polska zorganizowała mecz otwarcia mistrzostw świata na warszawskim Stadionie Narodowym wypełnionym przez 62 tysiące kibiców. Zagraniczne media zgodnie nazywały wtedy nasz kraj volleylandem. Później bywało, że sami gorzko z tego określenia żartowaliśmy. Działo się tak po dziwnych decyzjach związku, choćby w zakresie ciągłego rotowania trenerami kadry, i po kolejnych nie tak udanych turniejach w jej wykonaniu, jakbyśmy chcieli. Nasza siatkówka nie jest idealna, ale tak – volleyland to my. Oczywiście nie mamy monopolu na wygrywanie, oczywiście swój siatkarski system ma Brazylia, swoją kadrę na wielkie wydarzenia zawsze potrafią zbudować Amerykanie, w Rosji ciągle rodzi się mnóstwo talentów, dzięki którym ta reprezentacja ma wciąż największy potencjał. Ale my mamy wszystko, by regularnie bić się z potęgami. Więcej – mamy wszystko, by siebie stawiać w jednym rzędzie z nimi.

***

Zbigniew Boniek doradził Piątkowi

Genua chce 50 milionów euro za Piątka

Polska - Włochy. Transmisja TV, stream online. Gdzie obejrzeć?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.