Siatkówka. Marcin Komenda: Jeśli Piotr Gruszka dostałby szansę, to by jej nie zmarnował, podobnie jak nie robi tego w GKS-ie

- Warto stawiać na polskich trenerów, bo w mojej opinii mają bardzo duży potencjał i nie są gorsi od zagranicznych szkoleniowców. Czasami na rzetelnych ocenach warsztatu rodzimych fachowców waży polskie zdanie na temat umiejętności rodaków, co chyba nie jest właściwe - o wyborach na selekcjonera mówi gracz GKS-u i polskiej kadry, Marcin Komenda.

Po indywidualnie udanym sezonie 2016/2017 spędzonym w Effectorze Kielce Marcin Komenda dostał powołanie do polskiej kadry i mógł trenować pod okiem Ferdinando De Giorgiego. Większych szans na granie nie otrzymał, ale i tak okres ten wspomina bardzo dobrze.

W wakacje mógł po raz pierwszy współpracować z Piotrem Gruszką, który później stał się jego trenerem klubowym w GKS-ie Katowice. To właśnie ten szkoleniowiec jest w gronie faworytów do objęcia posady selekcjonera biało-czerwonych.

W tym sezonie jego zespół radzi sobie dobrze. Wygrał ostatnie 5 meczów z rzędu i aktualnie plasuje się na 2. miejscu w tabeli PlusLigi, ustępując tylko ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, która ma cztery punkty więcej niż śląska drużyna.

Jak o formie i zespołowości GKS-u Katowice świadczy fakt, że spotkanie z BBTS-em było piątym wygranym meczem z rzędu? Już na początku sezonu to się liczy?

Marcin Komenda: - Cieszy to szczególnie, ponieważ spotkanie z BBTS-em było meczem na naprawdę niskim poziomie. Mimo naszej dyspozycji potrafiliśmy wygrać za trzy punkty, co nastraja nas pozytywnie, bo radzimy sobie w momentach kryzysu. W poprzednich starciach zaprezentowaliśmy się jednak świetnie.

Pniemy się w górę tabeli, co jest istotne od strony psychologicznej patrząc na to, kto będzie naszym rywalem w kolejnych rundach – gramy z najlepszymi klubami w Polsce, więc każda przewaga w tych meczach będzie istotna. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by wygrać, ale nie będziemy faworytami.

Nie byliście zespołem budowanym na wielkim budżecie, a jednak potrafiliście w tym sezonie pokonać drużyny pokroju Trefla Gdańsk, który docelowo tworzony był na innym progu finansowym. W czym tkwi sekret GKS-u?

- Myślę, że przede wszystkim nasza drużyna jest bardzo dobrze skomponowana zarówno pod względem charakteru, jak i osobowości. Mamy monolit i to cieszy, będąc naszą receptą na sukces – po prostu gramy zespołowo i jeden za drugiego „pójdzie w ciemno”

Dzięki takiemu nastawieniu można wiele osiągnąć w lidze. Jest w niej kilka drużyn, które nie wygrywają indywidualnościami, jak ekipy z „topu”, ale właśnie zespołowością, która bardzo pomaga.

Ile dojrzałości należy oczekiwać od 21-latka, wchodzącego do komponowanego sezon, dwa temu zespołu, w którym nawet pozycja drugiego rozgrywającego jest już od jakiegoś czasu zajęta przez Macieja Fijałka?

- Po prostu chcę robić swoje. Bardzo pragnąłem wywalczyć podstawowe miejsce w składzie i pokazać, że potrafię rozgrywać. Najbardziej jednak cieszę się z tego, że udało nam się stworzyć zespół, w którym każdy może wejść i pomóc. Co do dojrzałości, to ciężko mi na ten temat coś powiedzieć. Jestem sobą, robię swoje, a reszta sama wychodzi.

Czuje pan, że presja spowodowana koncepcją wprowadzania nowych zawodników do kadry i wyczerpania jej starego schematu rośnie w tym sezonie?

- Nie podchodzę do tego w ten sposób. Staram się robić swoje i czekać cierpliwie na to, jak potoczy się to, na co nie mam wpływu. Jedyne, co mogę zrobić, to bardzo ciężko pracować i na boisku prezentować się jak najlepiej. Reszta nie zależy ode mnie, ale od trenerów i osób decyzyjnych. Nie zaprzątam sobie tym głowy. Lubię to, co robię, cieszę się tym i jest to dla mnie najważniejsze.

Bez owijania w bawełnę – ile dał panu sezon kadrowy, biorąc pod uwagę to, co mógł pan grać i momentów, w których szans pan nie dostawał?

- Pod względem samych treningów dał mi bardzo dużo – ćwiczenia są szczególnie ważne, jeśli chodzi o młodego zawodnika. Przede wszystkim pomógł mi w rozwiązywaniu sytuacji pod presją – dzięki niemu dowiedziałem się, co grać w niektórych momentach. Wydaje mi się, że reprezentacja pokazała mi stronę, w którą powinienem iść.

Nie tak dawno regularnie grał pan w Spale, a później wrócił do niej z kadrą. Jak inna, a jak podobna była? Miło było znów się w niej zamknąć?

- Spałę z czasów liceum wspominam bardzo dobrze, bo dała mi wiele pod względem siatkarskim. Życiowo było trudniej. Mimo wszystko cały poprzedni sezon spędziłem w mieście, w Kielcach, więc powrót do lasu odbierałem nieco inaczej, niż wtedy, kiedy siedziałem w nich cały rok i nie mogłem z nich wychylić nosa. Tamten czas był naprawdę ciężki i lepiej było powrócić do Spały na 5 tygodni, niż żyć w niej przez kilka miesięcy.

Czyli kadrowa Spała nie była taka ciężka?

- Na pewno był to okres bardzo ciężkich treningów pod względem fizycznym. Każdy potwierdzi, że były megaintensywne i długie. Nie zmienia to faktu, że to była droga, która mogła nas doprowadzić do dobrego wyniku. Stało się inaczej, jednak mimo wszystko dla mnie, jako dla młodego zawodnika, to doświadczenie było niezwykle cenne. Krótsze i mniej wymagające treningi na pewno oddziałałyby na mnie w o wiele mniejszym stopniu. To była wyjątkowa lekcja charakteru, bo wytrzymanie tego czasu również było sztuką.

Umiejętności szkoleniowe Piotra Gruszki poznał pan już w wakacje. Jak jest teraz?

- Mnie osobiście z trenerem współpracuje się bardzo dobrze, ponieważ był wybitnym siatkarzem i jego podejście do sportowców jest bardzo psychologiczne. Z własnego doświadczenia wie, co powiedzieć – rozróżnia, kiedy należy krzyknąć, pochwalić, a kiedy się uśmiechnąć. To jest sztuka, którą nie każdy potrafi, ponieważ te umiejętności nabywa się wtedy, gdy przez jakiś czas gra się w siatkówkę na naprawdę wysokim poziomie.

Kolejnym jego plusem jest warsztat szkoleniowy, który jest wysoki, ponieważ podpatrywał i uczył się od wielu trenerów. Z każdego kolejnego treningu wyciąga wnioski, niezwykle cenię sobie naszą współpracę i liczę na to, że ona zaprocentuje.

Jaka była szczególna lekcja, którą dostał pan od Piotra Gruszki nie tylko w sezonie kadrowym, ale również w klubie?

- Trener poświęca mi bardzo dużo uwagi i sporo podpowiada. Czasami jestem zdenerwowany i nie wszystko potrafię zrozumieć, ale wiem, że to co mi zaleca, ma posłużyć wyłącznie mojemu dobru.  Dzięki niemu z każdej trudnej sytuacji wyciągam sporo wniosków, co pomaga mi w treningach. Wiem, że Piotrowi Gruszce zależy na rozwoju każdego zawodnika, co według mnie jest priorytetem na drodze do pięcia się przez zespół w górę.

Jak zapatruje się pan na to, że jego nazwisko jest jednym z dwóch najgłośniejszych w kontekście wyborów nowego selekcjonera polskiej kadry?

- Jeśli trener zostałby selekcjonerem, to bardzo bym się z tego cieszył. Życzę mu samych sukcesów i jak najlepszego rozwoju. Warto stawiać na polskich trenerów, bo w mojej opinii mają bardzo duży potencjał i nie są gorsi od zagranicznych szkoleniowców. Czasami na rzetelnych ocenach warsztatu rodzimych trenerów waży polskie zdanie na temat umiejętności rodaków, co chyba nie jest właściwe. Dla mnie każdy startuje z tego samego poziomu i jest kowalem własnego losu, więc wszystkim należy dać szansę, a nie skreślać na starcie.

Dobre prowadzenie GKS-u można automatycznie przenieść na dobre prowadzenie kadry?

- Jak najbardziej. To jednak odnosi się również do kilku innych polskich trenerów. Jeśli Piotr Gruszka dostałby szansę, to według mnie na pewno by jej nie zmarnował, podobnie jak nie robi tego w GKS-ie. Dlaczego więc jej nie dać?

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA