Siatkówka. Bohater drugiego planu wychodzi na pierwszy. Jason De Rocco: Kryzysu w drużynie nie było

- Mark Lebedew powiedział, że potrzebuje, by gracze dali z siebie jeszcze więcej. Byliśmy zmęczeni i kilka razy nie trenowaliśmy na sto procent, bo nie mieliśmy jak - o powodach słabszej dyspozycji Jastrzębskiego Węgla w ostatnich meczach mówi Sport.pl przyjmujący zespołu, Jason De Rocco.

Mimo tego, że Jason De Rocco występuje w reprezentacji Kanady i kolejny sezon spędza w PlusLidze, to dotychczas nie był on w pełni pierwszoplanową postacią zespołu Jastrzębskiego Węgla. Niejednokrotnie kojarzony był z dobrą grą defensywną i słabszą w ataku, jednak ostatnie dwa mecze w jego wykonaniu z AZS-em Olsztyn i Cuprum Lubin fanów śląskiego zespołu nastrajają pozytywnie – przyjmujący w pierwszym z nich w ofensywie odnotował 100 procent skuteczności (9 punktów), a w drugim punktował 16 razy.

Piątkowe spotkanie z lubinianami gospodarze wygrali 3:0. Zespół Marka Lebedewa awansował na 5. miejsce w tabeli PlusLigi.

Dobrze pana widzieć w formie. W przegranym przez Jastrzębski Węgiel meczu z AZS-em atakował pan 8 razy i utrzymał 100 procent skuteczności. W kolejnym spotkaniu, tym razem z Cuprum, zdobył pan 16 punktów. Co się zmieniło w stosunku do początku sezonu?

Jason De Rocco: - W końcu znaleźliśmy wystarczający poziom komfortu i zrozumienia na linii ja-Lukas Kampa. To, że nie graliśmy ze sobą przez całe wakacje i okres przygotowawczy oddziałało na naszą współpracę i po prostu potrzebowaliśmy trochę więcej czasu, by odnaleźć nasz rytm. Nasz program treningowy jest bardzo dobrze skomponowany, więc po kilku tygodniach na boisku czuję się pewnie, nie mam problemu z barkiem, więc nic już nie stoi na przeszkodzie, bym mógł dobrze grać.

Czuł się pan w pewnym momencie, jak zawodnik do chwilowego ratowania sytuacji, a nie ten, na którego stawia się w pierwszym wyborze?

- Tak, na pewno. Trochę zapłaciłem za lato, bo w zespole znaleźli się gracze, którzy radzili sobie  lepiej ode mnie w ataku i przyjęciu, więc włożyłem jeszcze więcej wysiłku w to, by uczyć się nowych rzeczy i stawać się lepszym graczem. Postawiłem na to, by w każdym treningu wykazać się przed Markiem [Lebedewem – przyp.red.], by zasłużyć na jego zaufanie i grać w sposób, jakiego ode mnie oczekuje.

Czuje pan, że w końcu się to udało?

- Tak, wydaje mi się, że tak. Moja sytuacja była trudna, bo przyjechałem spóźniony, w momencie gdy zespół trenował razem już 1,5 miesiąca. W kolejnym tygodniu mieliśmy mieć mecz, a ja musiałem wiele zacząć od nowa – nie miałem wyjścia i za to zapłaciłem.

W meczu ze Skrą Jastrzębski Węgiel działał jak dobrze naoliwiona maszyna. W ostatnim czasie było jednak gorzej – niewiele wam wychodziło, często w ofensywie grał tylko Maciej Muzaj. Co było przyczyną tych kłopotów?

- Nie powiedziałbym, że byliśmy w kłopotach. Wydaje mi się, że przyczyną naszej słabszej dyspozycji było to, że graliśmy naprawdę wiele meczów w krótkim czasie. Nasza gra falowała, a spotkania przegrywaliśmy niejednokrotnie po bardzo wyrównanej walce. Wiadomo, że w takich warunkach ciało się meczy i przykładowo dany zawodnik nie jest w stanie skakać na swoim nominalnym zasięgu.

Przed meczem z Cuprum Lubin mieliśmy naprawdę sporo czasu na przygotowania i można było to zobaczyć na parkiecie – każdy z siatkarzy pokazał swoje umiejętności, więc przerwa wyszła nam na dobre. Wiem, że to pomoże nam jeszcze lepiej współpracować i pokazać się z jeszcze lepszej strony niż wcześniej.

Co powiedział wam Mark Lebedew po ostatnich kilku trudnych meczach?

- Mark Lebedew powiedział, że potrzebuje, by gracze dali z siebie jeszcze więcej. Byliśmy zmęczeni i kilka razy nie trenowaliśmy na sto procent, bo nie mieliśmy jak. W tym tygodniu pracowaliśmy naprawdę ciężko, wykonując wiele nowych ćwiczeń, dzięki którym mogliśmy poprawić się w obronie i przekazywaniu piłki, co było dla nas przełomem.

Gryzło 8. miejsce w PlusLidze przed tą kolejką?

- To dopiero początek rywalizacji, więc nie. Na pewno nie chcielibyśmy mieć takiej pozycji pod koniec sezonu, ale przed nami jeszcze ze 30 meczów, więc na razie tabelą się nie przejmujemy.  Kilka spotkań, o których wolelibyśmy szybko zapomnieć, tego nie zmienią. Wiemy też, że nie zawsze wygramy 3:0.

Poprawy czego oczekiwałby pan jeszcze od zespołu?

- Zawsze są rzeczy, nad którymi można pracować. Ja osobiście najbardziej wściekam się o kilka zagrywek w trzecim secie – prowadziliśmy i niepotrzebnie pozwoliliśmy sobie na błędy. Tak samo było z przyjęciem. Takie małe szczegóły udowadniają, że nigdy nie możemy być w pełni usatysfakcjonowali z tego, jak gramy. Rozumiemy, że z każdym meczem musimy coraz grać lepiej, a nie stać w miejscu. Wydaje mi się, że przez to w ostatnim czasie niektórzy się smucili – w zeszłym roku mieliśmy skład, który wygrywał nawet wtedy, kiedy tracił dwa sety z rzędu. Teraz wracamy do normy, wszyscy dobrze trenują, więc możemy obiecać, że damy z siebie wszystko w kolejnych starciach.

Czyli zaprzecza pan kryzysowi?

- Kryzysu w drużynie nie było. Musieliśmy na nowo się poznać i jeszcze bardziej przyłożyć do treningu. Rezultat przyjedzie sam.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.