PlusLiga. Kłopotów Resovii i Jastrzębskiego Węgla ciąg dalszy. Niepokonana ZAKSA zwyciężyła szósty raz z rzędu

7. kolejka PlusLigi dała powody do radości kibicom ZAKSY i zasiała spore wątpliwości w fanach Resovii i Jastrzębskiego Węgla. Pewne zwycięstwa odnosiły zespoły GKS-u i ONICO, a w Sosnowcu można było oglądać tie-break.

Forma Asseco Resovii Rzeszów w tym sezonie to wciąż wielka niewiadoma. Mimo zwycięstwa w 6. kolejce nad Jastrzębskim Węglem 3:2, po następnym meczu kibice zespołu z Podkarpacia mają kolejne powody do niepokoju.

Na własnym parkiecie podopieczni Roberto Serniottiego przegrali z Treflem Gdańsk 0:3. 38 procent skuteczności Jakuba Jarosza (12 punktów), 29 niewymuszonych błędów własnych i kolejne zamieszanie na pozycji przyjmującego (średnie spotkanie Thibault Rossarda) nie pozwoliły im w żadnym z setów zdobyć więcej niż 21 punktów.

Gra rzeszowian kontrastowała z poukładanymi akcjami po stronie Trefla Gdańsk. Po raz pierwszy w tym sezonie można było zauważyć dobre porozumienie na linii Damian Schulz-Tyler James Sanders. Atakujący drużyny Andrei Anastasiego punktował piętnastokrotnie przy 54 procentowej skuteczności w ofensywie. Był to kolejny dobry mecz Artura Szalpuka (12 punktów) i Mateusza Miki (9).

Asseco Resovia Rzeszów zajmuje obecnie 10. miejsce w PlusLidze (8 punktów), natomiast Trefl Gdańsk jest 5. (13)

 Asseco Resovia Rzeszów – Trefl Gdańsk 0:3 (20:25, 21:25, 21:25)

 Kolejnym zespołem, którego gra faluje jest Jastrzębski Węgiel. Zespół ze Śląska zawodzi szczególnie, jeśli chodzi o ofensywną aktywność przyjmujących. Salvadorowi Hidalgo Olivie i Rodrigo Quirodze brakuje „blasku”, który mógłby poderwać zespół do walki. Kubańczyk  nie jest w najlepszej dyspozycji, jednak Mark Lebedew na dobrą sprawę dysponuje jedną zmianą – Jasonem De Rocco – ponieważ Marcinowi Ernastowiczowi brakuje jeszcze ogrania.

 Największym plusami po stronie gości byli Maciej Muzaj (23 punkty) oraz właśnie kanadyjski przyjmujący (9 punktów, 100 procent skuteczności w ataku), jednak to było za mało, by móc wywalczyć cokolwiek w grze ze świetnie dysponowanym Janem Hadravą (18 punktów), Jakubem Kochanowskim (12) czy też Robbertem Andrigą, który wykonywał „czarną robotę” w obronie.

AZS Olsztyn jest wiceliderem stawki, Jastrzębski Węgiel znajduje się sześć pozycji niżej.

 Indykpol AZS Olsztyn – Jastrzębski Węgiel 3:0 (25:18, 25:23, 31:29)

Blisko kolejnego zwycięstwa w PlusLidze był beniaminek z Zawiercia. Na wyjeździe w Lubinie podopieczni Emanuele Zaniniego przegrali 2:3, jednak pozostawili po sobie niezłe wrażenie.

- Jest duży niedosyt, choć każdy punkt wywieziony z Lubina jest na wagę złota. Będzie on miał przełożenie na dalszą rywalizację i może nam bardzo pomóc w utrzymaniu, mimo iż nasze ambicje są znacznie większe. A niedosyt polega na tym, że ograniczyliśmy poczynania najważniejszych graczy rywali, z powodu kontuzji wyleciał Kaczmarek. Mimo ich braków kadrowych, przy naszej fajnej postawie mogliśmy przechylić szalę na swoją stronę – mówił po meczu zdobywca 21 punktów Łukasz Kaczorowski.

Największą różnicą pomiędzy zespołami była liczba błędów własnych. Lubinianie popełnili ich 20, natomiast zawiercianie ponad dwa razy więcej, bo aż 42. Warto zaznaczyć, że istotny wpływ na końcowy rezultat miała nieobecność w składzie dotychczas najlepszego zawodnika Cuprum, Łukasza Kaczmarka.

Cuprum Lubin – Aluron Virtu Warta Zawiercie 3:2 (25:18, 21:25, 20:25, 25:18, 15:12)

Blisko sensacji było również w Radomiu, gdzie miejscowi Czarni grali tie-break z PGE Skrą Bełchatów. Zespół Roberto Piazzy przegrywał już 0:2, by odrobić straty i wygrać w 5. partii.

Radomianie postawili na pasywny blok na Mariuszu Wlazłym, co sporo im dało. Atakujący bełchatowian grał na 39 procentach skuteczności w ofensywie i był najczęściej zatrzymywanym na siatce zawodnikiem swojego zespołu. Mimo wszystko zdobył 17 punktów i był drugim najczęściej punktującym siatkarzem Skry (wyprzedził go tylko Srećko Lisinac – 18 punktów). Słabo spisywał się również Milad Ebadipour (5 punktów, zdjęty z wyjściowej szóstki po dwóch setach) i średnio Nikołaj Penczew (7).

Robert Prygiel może natomiast się cieszyć z powrotu do dobrej dyspozycji Michała Filipa, który atakował z 59 procentową skutecznością i zdobył 24 punkty. Mimo wszystko był to mecz błędów. Radomianie popełnili ich 34, a PGE Skra 32.

Cerrad Czarni Radom – PGE Skra Bełchatów 2:3 (25:21, 25:18, 20:25, 21:25, 12:15)

Wściekłości po sobotnim meczu Łuczniczki Bydgoszcz z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle nie ukrywał szkoleniowiec gospodarzy, Jakub Bednaruk. Nic w tym dziwnego, ponieważ jego zespół momentami rażąco ustępował mistrzom Polski i w żadnym z setów nie był w stanie nawiązać z nimi choćby wyrównanej walki.

ZAKSA nie straciła jeszcze punktu w tabeli. Dużą w tym zasługę ma Sam Deroo, który w każdym meczu w tym sezonie PlusLigi zdobył co najmniej 13 punktów (w ostatnim spotkaniu 75 procent skuteczności w ataku). Było to kolejne dobre starcie w wykonaniu Benjamina Toniuttiego, który mądrze rozprowadzał piłki pomiędzy swoich kolegów z drużyny. Kędzierzynianie wygrali w bloku 6:3, w przyjęciu zachowali 51 procent skuteczności do 47, a w ataku zwyciężyli 58 do 44 procent efektywności.

Łuczniczka Bydgoszcz – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 0:3 (21:25, 18:25, 18:25)

Sporo emocji było w Sosnowcu, gdzie MKS Będzin podejmował Espadon Szczecin. Choć pierwszy, wysoko przegrany przez gospodarzy set nie wskazywał na to, że walka przedłuży się aż do tie-breaka, to zdobywcy kolejno 19 i 20 punktów, czyli Marcin Waliński oraz Rafael Araujo zaczęli stanowić spore wyzwanie dla Bartłomieja Klutha (23 punkty, na boisko wszedł dopiero w drugim secie, zastępując fatalnego w ataku Mateusza Malinowskiego) oraz Michała Ruciaka (13).

Co ciekawe, będzinianie wygrali ten mecz przy 43 błędach własnych (29 po stronie ich rywali) i przy świetnej postawie przeciwników w bloku – Justin Duff i Bartosz Gawryszewski zdobyli w sumie 23 punkty.

MKS Będzin – Espadon Szczecin 3:2 (15:25, 28:26, 22:25, 25:23, 15:12)

Większych problemów z pokonaniem bielszczan nie mieli podopieczni Stephane'a Antigi. – W końcu zagraliśmy tak, jak trenowaliśmy. Do tej pory byłem zachwycony jakością treningów, ale na boisku nie wyglądało to już tak dobrze. W sobotę spisaliśmy się w każdym elemencie gry – powiedział po zwycięstwie z BBTS-em Bielsko-Biała trener warszawian.

Dla bielszczan był to kolejny mecz bez zwycięstwa. Fatalna postawa podopiecznych Rastislava Chudika spowodowała, że zespół wciąż nie ma nawet punktu w tabeli PlusLigi. ONICO za to radzi sobie całkiem nieźle. Siatkarze ze stolicy znajdują się obecnie na 4. miejscu w tabeli polskich rozgrywek.

ONICO Warszawa – BBTS Bielsko-Biała 3:0 (25:17, 25:17, 25:23)

Najsłabszy pod względem różnicy poziomów mecz można było obejrzeć w katowickiej hali na Szopienicach. GKS podejmował u siebie prowadzony przez Wojciecha Serafina Dafi Społem Kielce, a ten nie był w stanie przekroczyć w secie liczby 21 zgromadzonych punktów. Co więcej, partia otwarcia była najrówniejszą, ponieważ w ostatnich dwóch kielczanie zdobyli łącznie tylko 27 punktów.

Zespół Piotra Gruszki grał poprawnie – nieźle spisał się Karol Butryn (15 punktów), Sergiej Kapelus (9) oraz Gonzalo Quiroga (również 9). Po drugiej stronie siatki poszczególni siatkarze mieli problem, by zdobyć więcej niż 7 punktów. Taki dorobek zgromadzili na swoim koncie wyłącznie Jakub Wachnik oraz Aleksiej Nalobin.

GKS Katowice – Dafi Społem Kielce 3:0 (25:21, 25:12, 25:15)

 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.