ME siatkarek 2017. Małgorzata Glinka: nie wiadomo czy nie uśniemy przed telewizorami

- Władze PZPS przyzwyczaiły nas, że od żeńskiej reprezentacji nie możemy nic wymagać, że cokolwiek ugra, to jest wielki sukces. Ja się z tym nie zgadzam - mówi Małgorzata Glinka-Mogentale przed startem mistrzostw Europy siatkarek. W piątek Polki grają z Niemkami. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 18.30

Mistrzostwa odbędą się w Azerbejdżanie i w Gruzji. Polska trafiła do grupy A, w której zmierzy się kolejno z Niemcami, Węgrami (sobota, godz. 16) i Azerbejdżanem (niedziela, godz. 16). Bezpośredni awans do ćwierćfinału uzyska zwycięzca grupy, drużyny z drugiego i trzeciego miejsca zagrają w barażach. O szansach Polek rozmawiamy z Małgorzatą Glinką-Mogentale, mistrzynią Europy z 2003 i 2005 roku, prawdopodobnie naszą najlepszą siatkarką w historii.

Łukasz Jachimiak: W piątek meczem z Niemkami polskie siatkarki rozpoczną swój udział w mistrzostwach Europy. Zupełnie nie wiem czego się spodziewać po zespole Jacka Nawrockiego.

Małgorzata Glinka-Mogentale: Ha, ha, a myśli pan, że ja wiem?

Jak Pani ocenia nasz zespół, jakie ma Pani przeczucia?

- Nie znam tych dziewczyn, bo to już jest zupełnie inne pokolenie. Ale wydaje mi się, że mecz z Niemkami będzie bardzo równy. Na pewno Polska nie jest faworytem. Niestety, jesteśmy w takich czasach dla naszej siatkówki, że musimy zacisnąć zęby i mieć nadzieję, że jesteśmy na dobrej drodze do odbudowania reprezentacji. To już trochę trwa, miejmy nadzieję, że zmierzamy do końca tego procesu. Ale takie Niemki na pewno będą dla nas bardzo trudne. Mają bardzo ambitnego trenera. Felix Koslowski szkolił się pod okiem Giovanniego Guidettiego, więc Niemki na pewno będą bardzo dobrze przygotowane. Ale wydaje mi się, że są do ogrania. Jeśli nasz zespół jest w dobrej dyspozycji, to powinna być mocna walka.

Pokazuje to sezon - Polki wygrały II Dywizję Grand Prix, a Niemki zajęły trzecie miejsce, natomiast w fazie zasadniczej Niemki były drugie, a Polki trzecie.

- Dlatego trzeba się spodziewać, że mecz będzie na styku. A skoro tak, to bardzo ważna będzie nie tylko dyspozycja fizyczna, ale też emocjonalna. Myślę, że od razu zobaczymy, jak Polki są przygotowane do mistrzostw.

Szkoda, że nie mamy kogoś, kto w meczu na styku mógłby zdobyć 40 punktów, jak Pani w pięciosetowym horrorze z Niemkami w półfinale ME w 2003 roku.

- Bardzo mi miło, że pan jeszcze pamięta tamte czasy.

Nie da się zapomnieć takiego niesamowitego meczu.

- To prawda, był niesamowity. Jestem w trakcie przygotowywania projektu dla Glinka Academy, będę wspominać moją karierę i właśnie dzisiaj siedziałam nad taką rozpiską, w której znalazł się mecz „Glinka – Niemcy”. Oczywiście z całego serca życzę naszej drużynie, żeby i teraz znalazła się w niej taka zawodniczka, ale też przypominam, że wtedy nie grałam sama. Kiedyś miałyśmy kilka dziewczyn, które naprawdę coś znaczyły w światowej siatkówce.

Chyba trudno się zgodzić z tymi, którzy twierdzą, że teraz kadra jest w podobnej sytuacji, jak przed ME 2003? To prawda, że drużyna znów nie ma nic do stracenia, ale wtedy były w niej zawodniczki ograne w zachodnich ligach, jak Dorota Świeniewicz czy Magdalena Śliwa, a teraz nie ma mieszanki młodości z doświadczeniem zdobytym na naprawdę najwyższym poziomie.

- Poza wymienionymi jeszcze Małgorzata Niemczyk była we Włoszech, Mariola Zenik tak samo [faktycznie wyjechała rok po złocie ME]. A teraz nawet gdyby dziewczyny chciały grać w ligach zagranicznych, to trudno byłoby im znaleźć miejsce. Trzeba się wybijać, żeby wyjechać na kontrakt, nie wystarczy pokazać, że trochę się odbija palcami. Sponsorów i klubów na najwyższym poziomie jest coraz mniej, dlatego rywalizacja o miejsca w nich jest bardzo trudna. Nie mamy co liczyć, że kilka Polek wyjedzie, poniesie swój poziom i to pomoże kadrze. Wszystko jest w rękach trenera Nawrockiego. Wydaje mi się, że czasu miał dużo, żaden inny trener w ostatnich latach nie miał go tyle co Nawrocki. Niestety, według mnie nie idzie to tak dobrze, jak powinno. Żałuję, że już nawet o męskiej reprezentacji działacze mówią tak, jakby nie istnieli żadni zagraniczni trenerzy. To jest dziwne myślenie.

Nawrocki przejął kadrę dwa i pół roku temu i teraz chyba przychodzi taki czas, kiedy trzeba wymagać choćby spokojnego wyjścia z grupy na ME? Zwłaszcza, że Azerki i Węgierki prezentują niższy poziom od nas, a Niemki są podobnym jak my.

- Właśnie o to chodzi, że władze PZPS przyzwyczaiły nas, że od żeńskiej reprezentacji nie możemy nic wymagać, że cokolwiek ugra, to jest wielki sukces. Ja się z tym nie zgadzam. Nie może być tak, że w kadrze mężczyzn po jednym nieudanym turnieju są nerwy, a w kadrze kobiet jest spokój. Tam nerwy są za duże, tu za duży jest spokój. On jest aż tak duży, że nie wiadomo czy nie uśniemy przed telewizorami. Zresztą, w telewizji to w końcu zaraz polskiej siatkówki nie będzie. A przynajmniej kobiecej. Jeżeli liga dalej będzie na takim poziomie, to nie zdziwię się, jeśli Polsat nie będzie chciał jej pokazywać.

Jesteśmy w takiej sytuacji, że niedoświadczona reprezentacja musi ratować dyscyplinę?

- Trochę tak. To są konsekwencje lat. Już od dłuższego czasu są problemy i brakuje reakcji. PZPS działa tak, że jest coraz gorzej, a nie coraz lepiej. A przecież był czas, żeby to sensownie poprowadzić. Wszystkie reprezentacje przechodziły zmiany pokoleniowe, a dlaczego tylko u nas jest tak, że nie mamy nic, że jest dno? Tyle pieniędzy dostaliśmy na szkolenie, na SOS-y [Siatkarskie Ośrodki Szkolne], a to wszystko nie wypaliło. Nie trzeba szukać winy w dziewczynach. Choć oczywiście one muszą mieć presję, bo każdy zawodnik, który się godzi na profesjonalny sport, musi ją mieć. Nie może być tak, że zawodniczki sobie pojadą na mistrzostwa Europy i sobie zagrają. One muszą się przyzwyczajać do oczekiwań.

Pod warunkiem, że się na nie naprawdę stawia, a my długo niedawno nie wiedzieliśmy, czego chcemy. Przecież jeszcze trzy lata temu w Łodzi przegraliśmy z Belgią eliminacje MŚ, mając kadrę z pospolitego ruszenia.

- Tylko nam tym zaszkodzili. Wcale nie były mi takie rzeczy potrzebne na zakończenie kariery w reprezentacji. Tak nie powinno być, to wina ludzi, którzy prowadzą całą polską siatkówkę. My po wielu sukcesach, po 15 latach w reprezentacji, zostałyśmy wezwane, żeby ratować sytuację. To była gra va banque. Nie udało się i kto ma wziąć konsekwencje? Ja? A od nowych niczego się nie oczekuje. Teraz przed mistrzostwami Europy słychać, że każde zwycięstwo będzie sukcesem. Nie zgadzam się. Musi być presja na zawodniczkach i na trenerze. Nie możemy się zniżać np. do Węgier, nie możemy robić dziadostwa. My jesteśmy Polską, jednym z naszych narodowych sportów jest siatkówka. Czym my się różnimy np. od Serbek? Warunki fizyczne mamy podobne. Ale jak przez osiem miesięcy w lidze nic się nie robi, to później przez cztery miesiące w kadrze nie nadrobi się zaległości. Poziomu w naszej lidze nie ma, więc i w reprezentacji zawodniczki grają jak w lidze.

Serbki też nie grają wyłącznie w najlepszych ligach.

- Oczywiście, ale one grają o życie, im zależy, one zrozumiały, że jeśli nie wywalczą sukcesów w kadrze, to będą biedować. A u nas jest pierwszy kontrakt i od razu są kupowane samochody. Jest za dobrze i jest dziwna mentalność. Nie żałuję dziewczynom, niech zarabiają nawet miliony. Ale niech to doceniają.

Skoro mówi Pani, że trzeba od nich oczekiwać, to proszę powiedzieć, czego konkretnie.

- Cele muszą być najwyższe. Nie można się tłumaczyć tym, że dziewczyny są niedoświadczone i młode. Teraz jest dobry moment, jeżeli mają coś ugrać w przyszłości, to już muszą wygrywać. My nie mamy w kadrze samych nastolatek. Dla kilku to wręcz ostatni gwizdek.

Czyli nie ma sensu wyznaczać celu minimum, tylko trzeba grać o co tylko się da?

- W sporcie nie ma czegoś takiego jak cel minimum.

Może inaczej: nie powinno być, ale jednak od Was, zawodników, trenerów, działaczy, często o tym słyszymy.

- Jeżeli osiągniesz minimum, to impreza jest nieudana. Dlaczego się mówi o celu minimum? Żeby uratować d… Przepraszam, że tak ordynarnie, ale cel minimum jest naprawdę tylko po to, że jeżeli go zrobię, to mnie nie zwolnią. Dla mnie nie ma minimum. Jeżeli ono jest w podświadomości zawodniczek, to nic nie ugrają. Trener musi podnosić im poprzeczkę, mówić, że grają o strefę medalową. To je może tylko podbudować. Denerwuję się, bo od zawsze jestem i zawsze będę z reprezentacją. Obojętny człowiek na pewno by się tak nie wypowiadał. Mnie bardzo na naszej siatkówce zależy, będę bardzo mocno kibicować drużynie.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.