Fabian Drzyzga: Wyłącznie nasza zagrywka o tym zadecydowała. Przegraliśmy ze Słowenią, bo albo serwowaliśmy bardzo słabo, albo psuliśmy. W ogóle nie umieliśmy im zrobić krzywdy zagrywką, a to nie jest drużyna słaba w ataku, wręcz przeciwnie.
- On się nie zaczął od razu od lania. Przeciwnie – na początku graliśmy bardzo dobrze. Tylko końcówka nam nie wyszła, pojawiły się błędy własne, one sprawiły, że przegraliśmy pierwszego seta. Drugi set również był wyrównany do pewnego momentu. Ale nie mogliśmy im sprawić żadnego kłopotu na przyjęciu, nie umieliśmy ich ustrzelić, cały czas grali na nie wiem ilu procentach, bo nie widziałem statystyk i na pewno nie będę w nie patrzył [65 proc., Polska miała 57 proc.], ale na pewno grali super na przyjęciu. Ich rozgrywający prawie się nie ruszał z miejsca. My im tylko dawaliśmy piłkę albo psuliśmy zagrywkę.
- Nie mam pojęcia skąd to się wzięło. Gdyby znał na to pytanie odpowiedź, to już w trakcie meczu chciałbym pomóc drużynie.
- Bzdura. Siatkówka męska opiera się na sile zagrywki, ona musi być agresywna, musi odrzucać rywala od siatki, wtedy się dużo łatwiej gra. Słoweńcy to pokazali. Na tym poziomie to jest niedopuszczalne, żeby tak psuć zagrywki, jak my psuliśmy.
- Ja osobiście wierzyłem, że uda nam się awansować do czwórki. Oczywiście wiedzieliśmy o tym, że rywale są na naszym poziomie, że nie jesteśmy nad tymi zespołami, tylko na równi ze wszystkimi. Nie mówię, że tylko my pracowaliśmy, a inni leżeli i że im się nie należy, ale taka praca, którą my wykonaliśmy, jak sobie przypomnę, kiedy my to zaczęliśmy, to aż mnie ściska, że to nie wypaliło.
- Tak, jestem zadowolony z tego jak grałem w turnieju.
- Ja nie mówię co było złe, tylko powiedziałem o elemencie zagrywki, który zrobił różnicę.
- Nie wiem, nie myślałem o niczym innym, tylko o tym, żeby wygrać mecz. Nie mam pojęcia nawet co będę robił jutro.