Dawid Konarski, Bartosz Kurek, Bartłomiej Lemański, Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Łukasz Wiśniewski i Paweł Zatorski zaczęli mecz z Serbią z taką energią, jaką chciało zobaczyć 60 tysięcy kibiców na Stadionie Narodowym. Nasi pewnie zbijali piłki, w obronie pracowali jak mrówki, cały czas naciskali na rywala i w efekcie na pierwszą przerwę techniczną zeszli prowadząc 8:5. Niestety, Serbowie świetnie wykorzystali chwilę na ochłonięcie. Szybko było po nich widać, że się uspokoili i zaczęli przejmować kontrolę nad meczem. Podopieczni Nikoli Grbicia wyszli na prowadzenie 11:9, bazując na bardzo mocnej zagrywce, prawie zawsze celowanej w Kurka. Odrzuceni od siatki Polacy wpadali w serbski blok i gubili się niemiłosiernie, co najlepiej pokazała akcja na 14:17, gdy w chaosie po naszej stronie siatki wystawiał Lemański, a Drzyzga atakował. Z takiego odwrócenia ról nie mogło wyjść nic dobrego – nasz rozgrywający został zablokowany w tym punkcie tak, jak nasz zespół w secie otwarcia.
Ze statystyk pierwszej partii wynika, że przyjęcie zagrywki mieliśmy lepsze niż Serbowie (43 proc. pozytywnego i 30 proc. perfekcyjnego przy 39 i 17 proc. u przeciwników), co dziwi, bo na oko wyglądało to inaczej. A już na pewno i na oko, i na papierze bardzo wyraźna była różnica w jakości zagrywki – przy jednym asie zmarnowaliśmy aż pięć zagrywek, a Serbowie tylko jedną, notując dwa asy. W drugim secie zaniemogliśmy w ataku, gdzie zawodzili i Kurek, do czego niestety już przywykliśmy (1/7 w tej partii, a po dwóch 4/13), i Konarski (tylko trzy punkty z 11 ataków w drugim secie, a po dwóch partiach zapis 6/18), który być może odczuwał skutki podkręcenia kostki na środowym treningu. Mecz trzymał nam Kubiak (5/8 w tym secie, 7/12 i dwa bloki po dwóch partiach), a jeden naprawdę dobry zawodnik to za zdecydowanie mało na Serbów, którzy spokojnie grali swoje.
Źle działał nasz środek (Wiśniewski przez dwa sety zdobył jeden punkt atakiem i jeden blokiem, Lemański po dwa w każdym elemencie), a trener nie dawał szansy Jakubowi Kochanowskiemu. Źle wyglądał nasz atak, a Łukasz Kaczmarek nie wiedzieć czemu dostał tylko kilka akcji i choć miał zapis 2/2, to od początku trzeciego seta znów grał Konarski, który drugiego zakończył dwoma błędami z rzędu. Ferdinando De Giorgi tylko sporadycznie korzystał z podwójnej zmiany Łomacz i Kaczmarek za Drzyzgę i Konarskiego, nie próbując innych opcji aż do wyniku 10:14 w trzecim secie. Wtedy Kurka zastąpił Buszkiem, później wprowadził Mateusza Bieńka za Lemańskiego, wreszcie wrócił też do Kaczmarka w ataku. Dzięki temu ze stanu 11:16 doszliśmy Serbów na 18:18, mając lidera w osobie drugiego atakującego. Dlaczego De Giorgi zaczął zmieniać tak późno? Przecież w ostatnim meczu przed mistrzostwami wprowadzenie zmienników sprawiło, że z 0:2 w setach z Rosją skończyło się na naszym zwycięstwem 3:2. Trener na pewno najlepiej wie, kto w jakiej jest dyspozycji, ale chyba przydałoby się, żeby reagował odważniej, kiedy akurat w meczu jego podstawowi zawodnicy wyglądają zupełnie inaczej niż na treningach.