Liga Światowa. Polska - Kanada 3:1. De Giorgi pokonał Antigę, któremu należy się sprawiedliwość

Bardzo szybki powrót do gry kontuzjowanego w piątek Michała Kubiaka i powrót reprezentacji Polski do wygrywania - to najważniejsze dla nas wiadomości niedzieli z Warny. W swoim ostatnim meczu drugiego turnieju Ligi Światowej, polscy siatkarze wygrali 3:1 (25:21, 27:25, 20:25, 25:19) z Kanadą, której trenerem jest Stephane Antiga.

De Giorgi znów wygrywa

Tydzień temu w Pesaro, ważnym dla siebie regionie Italii, Ferdinando De Giorgi poprowadził Polskę do zwycięstw 3:2 nad mistrzami olimpijskimi z Brazylii i 3:1 nad wicemistrzami olimpijskimi z Włoch. Po pierwszych meczach o punkty naszej reprezentacji pod wodzą nowego trenera przyszła zaskakująca porażka z Iranem 1:3. A w Warnie doszły dwie kolejne – 2:3 z Bułgarią i 1:3 z Brazylią. Chcąc nadal liczyć się w grze o awans do turnieju finałowego Ligi Światowej w niedzielę musieliśmy pokonać Kanadę. Zrobiliśmy to za trzy punkty, 3:1, a najważniejszym momentem była końcówka drugiego seta. Przegrywaliśmy w niej 18:22, ale doprowadziliśmy do gry na przewagi i zwyciężyliśmy 27:25. Wiemy, że mamy lepszą, bardziej doświadczoną drużynę, że nasi siatkarze wiele razy grali o najwyższą stawkę, a Kanadyjczycy tylko chcieliby rozgrywać takie mecze. Ale bardzo dobrze, że to co wiemy znalazło potwierdzenie na boisku. Szkoda, że nie gramy jeszcze na tyle równo, by po wygraniu partii numer dwa dobić przeciwnika. Ale trzeba docenić to co się ma.

O Final Six zagramy u siebie

Po sześciu z dziewięciu meczów pierwszej fazy Ligi Światowej nasz awans do Final Six zależy tylko od nas. Jesteśmy w dobrej sytuacji, mamy po trzy zwycięstwa i porażki, a decydujące spotkania rozegramy u siebie – z Rosją w Katowicach w czwartek oraz z Iranem i USA w Łodzi w sobotę i niedzielę. Nasz udział w turnieju finałowym w Brazylii jest ważny, bo raz, że byłby cennym wynikiem na początku pracy nowego trenera, dwa, że dałby drużynie okazję do rozegrania kolejnym meczów z najmocniejszymi przeciwnikami. Dziś nie jesteśmy ani tak wspaniali, jak w wygranych meczach z Brazylią i Włochami w Pesaro, ani tak słabi, jak w przegranym tam spotkaniu z Iranem i w meczach w Warnie z Bułgarią oraz Brazylią, które też skończyliśmy porażkami. Nasze możliwości chyba dobrze pokazał mecz z Kanadą. Według wielu zwycięstwo nad nią było obowiązkowe, bo to zespół z drugiego szeregu. Ale prawda jest taka, że to rywal niewygodny, że już przed przyjściem Stephane’a Antigi Kanadyjczycy potrafili sprawiać niespodzianki, czego dowód dali choćby na igrzyskach w Rio. Tam – jak my – dotarli do ćwierćfinału, wychodząc z drugiego miejsca z grupy, w której mieli nie mieć szans z Brazylią, Włochami, USA i Francją. A w trwającej Lidze Światowej mają taki bilans jak my – trzy mecze wygrali, po 3:2 z Belgią i USA oraz 3:1 z Bułgarią i trzy przegrali, po 1:3 z Serbią, z Brazylią i z nami. Tak, to my byliśmy faworytem i wygrywając zrobiliśmy swoje. Genialnego meczu nie rozegraliśmy, ale przecież zwycięstwo nie przyszło samo.

Antiga zasłużył na wdzięczność

Ataki na Antigę są już nudne. Słuchając i czytając niektórych ekspertów kibice mniej zorientowani mogą odnieść wrażenie, że pod wodzą Francuza nasza kadra spadła w ostatnich latach ze szczytu do światowej drugiej ligi. Oczywiście nie wszystko poszło tak, jak pójść mogło, najbardziej boli, że na igrzyskach znów dotarliśmy tylko do ćwierćfinału, ale kilka faktów niektórym warto przypomnieć. Z trenerskim żółtodziobem na ławce zostaliśmy mistrzami świata w 2014 roku. To było dopiero drugie złoto dla Polski w historii. Rok później byliśmy załamani tylko trzecim miejscem w Pucharze Świata, w którym przegraliśmy zaledwie jedno z 11 spotkań. Porażka z Włochami skutkowała koniecznością rozegrania jeszcze wielu meczów w eliminacjach do igrzysk w Rio, ale na turniej olimpijski w końcu awansowaliśmy, a w nim wypadliśmy tak samo jak w 2008 roku z Raulem Lozano czy w 2012 roku z Andreą Anastasim na ławce. Antiga poprowadził Polskę w sumie w dokładnie stu meczach. Wygrał 68. W XXI wieku takim procentem zwycięstw z naszymi siatkarzami może się pochwalić jeszcze tylko autor srebra MŚ z 2006 roku, czyli Lozano. Argentyńczyk poprowadził nas do 95 wygranych w 138 występach (68,8 proc. zwycięstw). Daniel Castellani, z którym fetowaliśmy złoto ME w 2009 roku, wygrał dla nas 60 proc. meczów (38 z 63), a Anastasi, z którym byliśmy zwycięzcami Ligi Światowej 2012 – 59 proc. (54 z 92). Pewnie, że nie wszyscy muszą dobrze wspominać Antigę i dobrze życzyć mu w dalszej karierze trenerskiej. Ale twierdzenie, że marnowaliśmy z nim czas – a takie się niestety pojawiają – jest niesprawiedliwe.

Kubiak stracił tylko półtora meczu

Na koniec wracamy na boisko, tak jak wrócił na nie Michał Kubiak. Pod koniec trzeciego seta piątkowego meczu z Bułgarią nasz kapitan podkręcił staw skokowy. Bez Kubiaka tylko dowieźliśmy prowadzenie w tej partii, ale dwie kolejne - i całe spotkanie - przegraliśmy. Brak kapitana w sobotnim starciu z Brazylią był oczywisty, pewne wydawało się i to, że nie zagra z Kanadą. Pierwsze prognozy lekarskie mówiły, że być może Kubiak wróci do gry w meczach w Polsce pod koniec przyszłego tygodnia. Na szczęście lider kadry wrócił już teraz. I zagrał jakby nic mu nie dolegało (skończył osiem z 15 ataków, dorzucił punkt blokiem i punkt zagrywką, był bezbłędny w przyjęciu). To wiadomość jeszcze lepsza niż zwycięstwo nad Kanadą.

Więcej o:
Copyright © Agora SA